Komentarze
A to krowa!

A to krowa!

Niby że krowa, jaka jest, każdy widzi. Ale to nie do końca musi prawda być. Po cichu mogę wskazać takich, którzy krowę pomylą. Z czym/kim? A to już zależy od sąsiedztwa krowy. Są też tacy, którzy krowę rozpoznają. To, ma się rozumieć, głównie weterynarze i wieśniacy. Tak, zdaje się, mamy we wszystkich krajach.

Okazuje się jednak, że miłośników krów mamy znacznie więcej niż by to z policzenia weterynarzy i wieśniaków wynikało. I to wśród piśmiennych i skomputeryzowanych. Ale do rzeczy, czyli ad rem. A rzecz jest taka, że pewna krowa o wdzięcznym imieniu Penka złamała unijne prawo. Otóż to miłe, bliskie człowiekowi i pożyteczne zwierzę naruszyło unijną granicę. Z przygranicznej wioski Kopiłowci na zachodzie Bułgarii przedostało się do sąsiadującej z nią Serbii. Serbscy wieśniacy przywieźli ją po kilku dniach na serbsko- bułgarską granicę i Penka została przekazana właścicielowi.

W tym miejscu dobrze by było opowieść zakończyć słowami: „I żyli długo i szczęśliwie”. Ale gdzie tam! Na drodze do szczęścia stanęły przepisy unijne, które Penka złamała. Z kraju należącego do Unii Europejskiej przedarła się bowiem niepostrzeżenie do tego, który zaledwie posiada status oficjalnego kandydata do tejże. Nie wiadomo, z jakich powodów tego dokonała. Nie wiadomo też, czy było to działanie ukartowane, czy nieświadome. Jednakowoż prawo jest prawo i według unijnych regulacji Penka powinna zostać uśpiona. Tak postanowiły bułgarskie władze sanitarne, stwierdzając, że zwierzę, które 1) opuściło granicę UE i 2) znalazło się ponownie na niej bez odpowiedniej kontroli sanitarnej i dokumentów, powinno być uśmiercone. Dodać należy, że po niezależnych weterynaryjnych badaniach (i serbskim, i bułgarskim) wyszło na jaw, iż krowa zdrowa jest i żadnego pozaunijnego paskudztwa na terytorium Unii nie przywlekła. Mało tego – ona cielna jest. I to, jak mówili znawcy przedmiotu w mojej wsi, na wywale, czyli cielić się będzie lada dzień. Co prawda autor relacji, z której ośmielam się korzystać, dowodzi, że Penka jest w ciąży i że będzie rodzić, ale bez przesady z tą poprawnością i spoufalaniem się. Jakkolwiek by stan Penki nazwać, wzbudziła ona falę, a nawet rzekę współczucia wśród litościwych obywateli niekoniecznie zjednoczonej Europy. Zaowocowało to petycją do Parlamentu Europejskiego i osobistym apelem brytyjskich posłów konserwatywnych do przewodniczącego PE Antonio Tajaniego. Na razie nie udało się ustalić, czy gest brytyjskich posłów ma jakiś związek z Brexitem. Może być jednak uznany za polityczny, albowiem głos w sprawie zabrały brytyjskie media, „podkreślając absurdalność unijnych regulacji i niezdolność brukselskiej biurokracji do reagowania zgodnie z konkretną sytuacją”.

Oczywiście, można o Pence powiedzieć: „A to krowa!” Zresztą nie tylko o Pence. Ale po co? Krowa, życie, przepisy – jakie są, każdy widzi. A z Penki nie żaden łamacz przepisów, ale po prostu ciekawy świata zwierzak jest. Albo unijnego dobrobytu. Może więc póki co spróbujmy uwierzyć, że i krowa (z cielaczkiem), i Unia mają się dobrze. Którego to dobra/dobrobytu i Pence, i Unii, i sobie, a przede wszystkim P.T. Czytelnikom bardzo gorąco (nie tylko przez wzgląd na pogodę) życzę.

Anna Wolańska