Komentarze
A wiesz ty, kto to jest stryj?

A wiesz ty, kto to jest stryj?

Kilka lat temu zmarła moja wujenka (pozwól jej, Panie Boże, oglądać Twoją twarz, bo dobra kobieta była). Była to moja ostatnia wujenka, a mam powody twierdzić, że w ogóle ostatnia wujenka w okolicy. I wcale nie dlatego, że kobiet zasługujących na status wujenki we wspomnianym terenie nie ma, ale z tej przyczyny, że szacowna instytucja wujenki na amen gdzieś przepadła.

Teraz są tylko ciocie, ciocie i jeszcze raz ciocie. Wujenki powymierały. Ma się rozumieć, nie tak całkiem dosłownie, tylko w przenośnym sensie. Kto z młodzieży do 35 roku życia (do tego czasu podobno jest się młodzieżą) ma wujenkę, łapka w górę. No jakoś na las rąk to mi to nie wygląda. Jeszcze gorzej rzecz ma się ze stryjem i stryjenką. Tych to już chyba i z pochodnią nie uwidzisz. Choćbyś nie wiem jak szukał.

Sprawa może wydawać się błaha, ale żal, żeśmy taką urawniłowkę zrobili. Bo przecież jeśli zwracam się do kogoś: stryju, to wysyłam też informację, że to brat mojego ojca. Stryjenka to, oczywiście, jego żona. Wujenko mówię do żony brata mojej matki. A ciociu do matczynej siostry. To prosty sposób na poznanie czy zapamiętanie rodzinnych koligacji. Wiele jest bowiem osób, które nie grzeszą wiedzą na temat, kto jest kim w rodzinie. Jasne, że na skutek braku tej wiedzy nie zapada się na dżumę ani inną cholerę, ale głupio tak skąd przychodzimy nie wiedzieć.

Jest w Sienkiewiczowskim „Potopie” taka scena: pan Zagłoba konwersuje z przyciężkim na umyśle, ale w sumie poczciwym Rochem Kowalskim. – A czy ty wiesz, Rochu, co to jest wuj? – pyta pan Zagłoba, kombinując, jak by – niezbyt pięknie mówiąc – wykorzystać Rocha i się za jego przyczyną z ciężkiej opresji wydostać. – Wuj – to wuj – rezolutnie odpowiada zapytany.

– Bardzoś to roztropnie wykalkulował – chwali intelekt Rocha pan Zagłoba. – Ale przecie, gdzie ojca nie ma, tam Pismo mówi: wuja słuchał będziesz. Jest to jakby rodzicielska władza, której grzech, Rochu, się sprzeciwić… Bo nawet i to zauważ, że kto się ożeni, ten snadnie ojcem być może; ale w wuju płynie ta sama krew, co w matce.

No i poinstruował pan Zagłoba Rocha, a przy okazji czytelników powieści, jak ważną wuj jest personą i skąd się bierze w rodzinie.

Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale cieszy fakt, że wraca do łask stryjek. To bardzo prosta koligacja, więc nietrudno ją zapamiętać. A znam kilkoro młodych ludzi, którzy tej formy używają. Ja wiem, że nie każdy ma stryjka, ale niech przynajmniej ci, którym los stryjka nie poskąpił, zgodnie ze stanem faktycznym go tytułują. Zanik tej nazwy wiąże się chyba z kompleksami. Wielu osobom kojarzy się z wsią, a one nie po to ze wsi uciekały, żeby teraz tym stryjkiem swoje pochodzenie demonstrować. Raczej żadne są szanse, żeby przywrócić dawne formy, jak choćby dziewierz, jątrew czy sneszka.

Zmalały nam rodziny, to i nazewnictwo przepadło. Nie wiemy, kto krewny, a kto powinowaty. Ale rozejrzyjmy się trochę. Może jednak uda się odróżnić brata matki od brata ojca. A ciocię od wujenki czy stryjenki. Będzie radośnie. Naprawdę. No to – do roboty!

Anna Wolańska