Okulary 3D
Jechałem samochodem z Wrocławia - wspomina Mariusz. - Wracałem do domu. To dobrych parę setek kilometrów, nic więc dziwnego, że zmęczenie dawało o sobie coraz mocniej znać. W którymś momencie droga zaczęła biec przez las. I wtedy usłyszałem wewnętrzny mocny głos: „zwolnij!”. Na liczniku prędkościomierza była „osiemdziesiątka”. Zdziwiony, zdezorientowany zwolniłem do 60 km/h. Za chwilę znów usłyszałem to samo przynaglenie: „zwolnij!”. Bez przesady, pomyślałem. Ale niech tam… zdjąłem nogę z gazu. W pewnej chwili wjechałem w ostry zakręt. I… wcisnąłem mocno hamulec!
Pisk opon! W poprzek drogi stała wielka ciężarówka załadowana po brzegi potężnymi klocami drzew. Zatrzymałem się dosłownie 10 cm przed nią. Gdybym jechał o 10 km na godzinę szybciej, prawdopodobnie wciąłbym się pod skład, a drzewa ścięłyby kabinę mojego samochodu. Razem ze mną. Jak to rozumieć, proszę księdza? Czy to przypadek? – zakończył swoją opowieść.
Nie ma przypadków
Ktoś powiedział intrygujące zdanie – zanotowałem je sobie, bo dobrze tłumaczy istotę rzeczy: „przypadek to świecka nazwa Ducha Świętego”. Skłonni jesteśmy postrzegać rzeczywistość jako zbiór pozornie nieuporządkowanych wydarzeń, spotkań, spraw na pierwszy rzut oka niekompatybilnych ze sobą. Trudno w tym kłębowisku dostrzec wyższą organizację. Mało kto przyzna się, iż robiąc różne rzeczy, dokonując zwyczajnych, codziennych wyborów, spotyka się z sytuacją, że jakiś wewnętrzny głos delikatnie mu podpowiada „to i owo” (wiadomo, ktoś, kto „słyszy głosy”, może mieć ciut „nierówno pod sufitem” – tak mówią). Zjawisko tłumaczy intuicją, instynktem samozachowawczym, podświadomością. OK. Ma to sens. Ale pozostaje cały szereg spraw, których w taki sposób nie da się wyjaśnić. ...
Ks. Paweł Siedlanowski