Dolindo znaczy cierpienie
I choć nie jest jeszcze ani świętym, ani błogosławionym do jego grobu w Neapolu docierają setki pielgrzymów, a modlitwa podyktowana mu przez Jezusa „Jezu, Ty się tym zajmij” zatacza coraz szersze kręgi. Ci, którzy mieli szczęście osobiście spotkać padre Ruotolo, twierdzą, że już za życia był święty. „Święci Antoni, Franciszek czy Augustyn - oni wszyscy najpierw wiedli ziemskie, czasem wręcz upojne życie, a potem nawracali się i stawali świętymi. Ks. Dolindo świętym się urodził” - tak o duchownym napisała Grazzia Ruotolo, jego najbliższa żyjąca krewna, która wzrastała przy tym niezwykłym kapłanie.
Towarzyszył jej w najważniejszych momentach życia. Dziś to ona daje świadectwo o nim. Fotografia o. Dolindo stoi obok krzyża w jej domu. Kobieta przyznaje, że każdego dnia odczuwa jego wsparcie i pomoc. Są też chwile, gdy się z nim sprzecza. „Jeśli jest jakaś trudna sprawa, która długo pozostaje bez rozwiązania, to mówię: «Ojcze, jakim świętym ty jesteś? To ja wychodzę do ludzi mówić im o twojej świętości, a ty mnie nawet nie chcesz wysłuchać?!». Mówię to z żartem, ponieważ o. Dolindo, mimo ogromnego cierpienia, jakie ponosił, był człowiekiem bardzo pogodnym i lubił żartować. Cierpiał w skrytości, a dla innych miał zawsze dobre słowo i uśmiech” – mówi G. Ruotolo, przywołując rodzinną opowieść: „Kiedy go odprowadzaliśmy do drzwi, tata zawsze mówił: «Zaczekaj, Doli, zaraz przyjedzie winda». A mieszkaliśmy wówczas na czwartym piętrze. «Umberto, ja nie potrzebuję windy. Zejdę po schodach» – odpowiadał wujek i z uśmiechem podnosił lekko sutannę, dodając żartobliwie: «Spójrz, mam dwie swoje maszyny, jedną cinquecento, drugą millecento»”.
Pomóż mi, bo jestem kretynem
88 lat, które dane mu było przeżyć, naznaczone zostało cierpieniem. Mimo to nigdy nie rozczulał się nad sobą, choć życie nie oszczędzało go już od wczesnych lat dziecięcych. ...
MD