Co na to koty?
Na poszukiwania groźnego gada niezwłocznie ruszyły rzesze strażaków, policjantów, terytorialsów po przysiędze, a także różnej maści ochotników ekologów, znawców przyrody, miłośników świeżego powietrza i czystej wody. „Prosimy wszystkich o powstrzymanie się przed spacerowaniem i spaniem pod chmurką w tych okolicach oraz baczne obserwowanie okolicy. Zagrożone atakiem są głównie dzieci oraz zwierzęta domowe” - grzmiały złowieszczo rozwieszane na pobliskich płotach komunikaty. Mijały kolejne doby poszukiwań i… nic. Ślady po pytonie spłynęły do rzeki wraz z pierwszą ulewą.
– Szybciej, szwagier, znajdziesz tu u nas w lubelskim dzika z ASF albo lisa u Zdziśka w kurniku pod zagajnikiem niż pytona nad Wisłą – drwił mój szwagier, któremu akurat do śmiechu wcale nie było, po tym, jak odkrył, co mu te czworonogi z brudnymi ryjami na kilku polach kukurydzy zrobiły. – Nażarta bestia już dawno popełzła w okolice Wałbrzycha – mówił. – Czemu tam? – zapytałem. – No jak czemu? Człowieku, to ty telewizji nie oglądasz, pasków nie czytasz? Nie słyszałeś, że parę dni temu znalazł się dziadek, który na własne oczy widział wydrążony przez Niemców tunel, w którym potem szkopy miały złoty pociąg schować? Ja tam w żaden pociąg nie wierzę. Ale wąż jakby tam wlazł, to nikt już by go nie ruszył – rozmarzył się szwagier. Może i ma chłop rację, pomyślałem. Popłynęła pewnie gdzieś gadzina z nurtem Wisły i tyle ją widzieli.
Kiedy jednak wieczorem, zgodnie z sugestią, zaczynam oglądać telewizję, czytać paski i przeglądać różne portale internetowe, okazuje się, że pyton znad Wisły nawet jak się schował w jakiejś dziurze pod Wałbrzychem – to i tak zostanie dorwany. Jego tropem w iście amerykańskim stylu podąża bowiem grupa ludzi detektywa Rutkowskiego (sam detektyw wypoczywa w gorącej Grecji). Panowie w gumiakach, jadoodpornych kamizelkach i kominiarkach prowadzą akcję poszukiwawczą z lądu, wody i powietrza. A jakby tego było jeszcze mało, miejsce, w którym przyczaiła się bestia, wskazał dyżurny jasnowidz kraju – niejaki Jackowski.
A propos zwierząt, to w sercu stolicy od kilku dni szykowana jest nietypowa akcja… Akcja szczepienia kotów. Ale nie zwykłych sierściuchów czy samobójców biegających między tramwajami i samochodami, tylko futrzaków mieszkających w pałacu prezydenckim. Jak powszechnie wiadomo, od kilku miesięcy po tamtejszych ogrodach, w towarzystwie kilku koleżanek i kolegów, przechadza się Czarny – uroczy kocur o szmaragdowym spojrzeniu. Swego czasu dla wszystkich zaprzyjaźnionych mruczków zbudowano nawet piętrowy domek. Teraz zajmie się nimi lekarz weterynarii. Jak donoszą polecone mi przez szwagra media, wyznaczeni pracownicy prezydenta obserwowali koty, by wytypować te, które bywają w ogrodach najczęściej i są wdzięczne za swoje nowe Mieszkanie Plus. Wszystkie niebawem zostaną zaszczepione przeciwko kociemu katarowi oraz wściekliźnie. I bardzo dobrze. Wszak w grę wchodzi nie tylko zdrowie kotów, ale i bezpieczeństwo głowy państwa, która – choć z braku czasu rzadko – ale jednak bywa w tych samych ogrodach. Tylko co na to najważniejszy kot w kraju? Oby, patrząc przez okno, nie zechciał znowu komuś twardo stawić czoła.
Leszek Sawicki