O schodzeniu
„No i... po ptakach. Demokratyczny sen skończył się, pora wracać do realu” - napisała w internetach prof. Magdalena Środa. Nie pamiętam, czy zrobiła to w upalną środę, czy może była to już o wiele gorętsza sobota, ale zabrzmiało złowieszczo. - Trzeba organizować podziemie: infrastrukturę, wydawnictwa, uniwersytety (nauczanie początkowe też), trzeba zorganizować system adwokatów, którzy będą bezpłatnie wspierać tych, którzy pójdą siedzieć i system mieszkań dla tych, którzy się ukrywają, trzeba nauczyć się z powrotem robić i rozrzucać ulotki, trzeba komunikować poza systemem... - nawoływała dyżurna feministka kraju.
Na odzew nie trzeba było długo czekać. Niebawem w jednym z tzw. autorytetowych programów (młodszym Czytelnikom wyjaśniam, że to takie programy, w których ktoś zajmujący się czymś innym niż dziedzina, na temat której się wypowiada, jest traktowany serio) pojawił się Zbigniew Hołdys. Jak się okazało, muzyk już od jakiegoś czasu „komunikuje się poza systemem”. – Ja ze swoją rodziną rozmawiam przez szyfrowane komunikatory – ujawnił. W innym z opiniotwórczych mediów zapowiedział, że jest nawet gotów opuścić Twittera i Facebooka, gdzie „okrucieństwo, toksyczny partyzancki gniew i intelektualna nieuczciwość są na najwyższym poziomie”. Co prawda, to prawda. Dlatego – a wiem to z własnego doświadczenia – życie bez tego świństwa jest możliwe i szczerze takowe wszystkim polecam.
O zejściu coraz poważniej myśli też prezydent Lech Wałęsa. Wprawdzie nie do podziemia – bo tam przecież spędził już najlepsze lata swego życia – a do wieczności. 76-letnia legenda Solidarności w jednym z wywiadów wyznała: „jestem już spakowany na tamten świat i szykuję się na odlot”. Przed ostatecznym odlotem chciałby jeszcze jednak załatwić parę spraw, dlatego też wystosował list do prezesa PiS. „Bracie Kaczyński. Za chwilę Ja i Ty wraz z naszym pokoleniem przeniesiemy się do wieczności. Chciałbym po sobie pozostawić porządek… Jeśli coś uczyniłem przeciw Tobie, proszę o wybaczenie”. Dalej nasz trybun ludowy dodaje przewrotnie: „..i ja jestem w stanie Tobie i świętej pamięć Twojemu bratu Lechowi wybaczyć wszystko, a nawet największą podłość, jaką mi uczyniliście, zlecając wykonanie prowokacji pod nazwą teczki Kiszczaka”. Jak na razie, prezes osobiście na list nie odpowiedział – i raczej nie odpowie. Tak na moje oko, dopóki obydwaj panowie chodzą po tej ziemi, do żadnego pojednania między nimi nie dojdzie. W polityce nie ma miejsca na miłość i sentymenty. Możliwe też, że w myśl zasady Kazmierza Pawlaka – nie tylko ci dwaj – chcą mieć wroga i po tamtej stronie. „Swojego wroga, ot takiego na własnej krwi wyhodowanego!”. Tylko czy tam jest miejsce dla wrogów?
Leszek Sawicki