Historia
Źródło: JS
Źródło: JS

Ukraińców dziś tu nie ma

W Osowie (gm. Hańsk) w latach 40 XX w. żyło 360 rodzin ukraińskich i 20 polskich. - Urodziłem się w 1942 r., kiedy Ukraińcy jeszcze tu mieszkali - mówi Józef Hawrył. - Jak opowiadał ojciec, byli wśród nich tacy, którzy z niechęcią odnosili się do Polaków, zwłaszcza po rzezi wołyńskiej, jak i przyjaźnie do nas nastawieni.

W lipcu 1943 r., kiedy na Wołyniu już wrzało, do ojca pana Józefa przyszedł mieszkający w tej samej wsi Ukrainiec i powiedział, by uciekali z domu. Zrozumieli ostrzeżenie - nacjonaliści ze Wschodu zbliżają się do Osowy. Józef z matką poszli na pola, aby ukryć się w zbożu, ojciec został przy domu, ale do budynku nie wchodził. Czuwał, obawiając się podpalenia. - Tego wieczoru we wsi był rejwach. Zamieszanie trwało niemal do północy - przytacza wspomnienia ojca Hawrył. I odwołuje się do relacji członka Batalionów Chłopskich, późniejszego leśniczego Nadleśnictwa Sobibór: - W tym czasie Bataliony Chłopskie z Zamojszczyzny podeszły pod Chełm, do miejscowości Bukowa.

Do Osowy przyjechał na białym koniu wysłannik tej formacji zbrojnej i zwrócił się do Ukraińców: jeśli ktoś z Polaków zginie, przyjedziemy i wszystkich was wybijemy! Ukraińcy przestraszyli się i zaprzestali działań przeciwko ludności polskiej.

W Osowie funkcjonował niemiecki punkt obserwacyjny utworzony w czasie, gdy okupant przygotowywał się do uderzenia na ZSRR. – W bazie byli starzy rezerwiści, którzy chodzili po wsi, szukając jedzenia, masła czy jajek – mówi J. Hawrył. – Bywali też u mojego ojca. Kiedyś Niemiec wziął mnie, małe dziecko, na ręce i zaczął podrzucać. Ojciec przestraszył się, że rzuci mnie na podłogę. Niepotrzebnie. Właśnie do miejsca stacjonowania Niemców udała się na noc część mieszkańców wsi obawiających się ataku ze strony Ukraińców – relacjonuje.

 

Pamięć o obozie pracy

– Moja znajomość z Ukraińcami trwa do dzisiaj – przyznaje Hawrył, tłumacząc: byli przecież sąsiadami, a kiedy po akcji wysiedleńczej musieli opuścić te tereny, rodziny odwiedzały się, przekraczając granicę.

Ludność ukraińska miała zostać przesiedlona z terytorium Polski do USRR, natomiast obywatele polscy z terytorium USRR do Polski. Stało się tak na mocy umów międzynarodowych między PKWN a trzema republikami radzieckimi: białoruską, ukraińską i litewską z 9 września 1944 r. Były to przesiedlenia – zarówno dobrowolne, jak i przymusowe – do ZSRR (15 października 1944 r. – 19 lipca 1946 r.) oraz te w ramach akcji „Wisła” (od 26 kwietnia 1947 r.). W Osowie przesiedlenia nastąpiły po 1945 r.

– W 1946 r. zawieźli ich w okolice Równego, do miejscowości Trzy Karczmy. Wcześniej poznali, czym jest życie w stepach Kazachstanu – dodaje.

Trzykrotnie na początku lat 70 Hawrył przekraczał granicę i odwiedzał sąsiadów. – Ojciec ani razu nie pojechał – mówi pan Józef. We wspomnieniach z lat dziecięcych pozostał obraz sąsiada, z którym w 1972 r. na Ukrainie siadał przy stole. W latach 40 zakopywał na polu amunicję, którą wynosił ukradkiem z domu w wojskowym hełmie, przykrytą pakułami przędzy. – Jako kilkuletnie dziecko chodziłem za nim i obserwowałem, co robi, ale on mnie odganiał – wspomina Hawrył.

Na Ukrainie miał okazję wysłuchać wielu opowieści. Jeden z jego rozmówców opowiedział mu o zdarzeniu, jakie miało miejsce w obozie pracy w Osowie założonym w 1941 r. z przeznaczeniem dla ludności pochodzenia żydowskiego z Polski i Europy. Przez obóz przeszło ok. 4 tys. osób. Więźniowie zatrudnieni byli przy pracach melioracyjnych i regulacji rzeki Tarasienki. Do dziś pozostał ślad po wykopanym przez nich rowie zwanym „kanałem żydowskim”. Załogę stanowili esesmani, porządku pilnowała policja żydowska. Historycy podają, że w Osowie zginęło około 240 osób, pochowanych w sześciu zbiorowych mogiłach. O egzekucji opowiedział Hawryłowi po latach jej świadek. – Był w grupie mieszkańców naszej wsi zmuszonych do pilnowania obozu. Nie mieli broni, ale pełnili nadzór. Było ich dziesięciu. Kiedyś, siedząc na ścieżce obok wiejskiej drogi, wartownicy zauważyli jadącego rowerem mężczyznę. Miał do ramy przywiązaną szmatę, jakby pakunek. Podjechał do budynku, w którym przebywał komendant obozu, niecałe 10 m od drogi. Komendant siedział przy biurku w oknie. Mężczyzna zrobił gest, jakby poprawiał łańcuch w rowerze, następnie wyjął owiniętą w szmatę broń i zastrzelił Niemca. Nie ustalono, kim był strzelający. Wszyscy obserwujący tę scenę uciekli do domów i oczekiwali na reakcję Niemców. Podejrzewali, że esesmani zlikwidują obóz. Następnego dnia przyjechali Niemcy z Chełma. Był plan rozstrzelania całej wsi, ale Niemcy, którzy byli w punkcie obserwacyjnym, starsi rezerwiści, powiedzieli, że za śmierć komendanta odpowiada żydowska partyzantka. Zostawili więc wieś w spokoju, a więźniów obozu wyprowadzili i rozstrzelali – przytacza relację swego rozmówcy J. Hawrył z uwagą, że mogiły straconych Żydów do dzisiaj odwiedzają ich potomkowie.

 

Ojciec dbał o gospodarstwo Ukraińca

Nie wszyscy Ukraińcy dzielili się wspomnieniami. – Bywając za wschodnią granicą, widziałem, że jest w nich obawa – stwierdza pan Józef. – Zaprosił mnie pewnego razu dawny sąsiad mojego ojca. Kiedy rozmawialiśmy, przyszła jego sąsiadka i zaprosiła z kolei w gościnę do siebie. Zaproponowała też nocleg. Było nas kilkoro. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Przyszedł też „Ognisty”, którego zapytałem, gdzie zakopał broń w Osowie. „Ognisty” odpowiedział, że nie powie i że kiedy wróci do Polski, może mu się ta broń przydać. Właściwie wszyscy mówili mi, że na Ukrainie jest im dobrze. Z tęsknoty za Polską zwierzyła się dopiero ta kobieta, która użyczyła mi gościny. Mówiła: „Józiu, żeby mnie w koszuli puścili, to dzisiaj bym wróciła do Polski” – wspomina.

Spotykał wielu, jednak nie odwiedził człowieka, którego dom – po akcji przesiedleńczej – przejął jego ojciec. – Były budynki w dużo lepszym stanie i z bogatszym wyposażeniem, ale zamieszkaliśmy w takim. Ojciec obiecał sąsiadowi, że będzie nadzorował jego gospodarstwo do czasu – w co wszyscy wierzyliśmy – jego powrotu. Nie doczekaliśmy powrotu przesiedlonych z Ukrainy do Osowy – stwierdza pan Józef. – Ojciec, który przejął gospodarstwo, dbał o nie uczciwie – dodaje.


3 PYTANIA 

Mieczysław Tokarski – regionalista, przewodnik PTTK

 

O czym powinniśmy wiedzieć, odwiedzając Osowę?

Osowa kojarzy się przede wszystkim z powstaniem styczniowym. Rozegrały się tu dwie bitwy: w lipcu oraz 31 grudnia/1 stycznia. 5 i 6 lipca 1863 r. 600-osobowy oddział mjr. Władysława Ruckiego starł się pod Osową z liczącym ponad 1 tys. żołnierzy i wyposażonym w armaty wojskiem rosyjskim. Bitwa nie została rozstrzygnięta. 7, 8 i 9 sierpnia pod Bukową Wolą, Osową i Hańskiem biły się oddziały mjr. Jankowskiego z połączonymi oddziałami Krysińskiego, Ruckiego i Zielińskiego. Natomiast 31 grudnia 1863 r. doszło do wielkiej bitwy połączonych konnych oddziałów powstańczych ppłk. Walerego Wróblewskiego, mjr. Bogusława Ejtminowicza, hr. Aleksandra Krukowieckiego i Szydłowskiego z wojskami carskimi pod dowództwem ppłk. Heinsa. Bitwa ta rozpoczęła się pod Bukową Małą o 6.00 rano, a skończyła po zapadnięciu zmroku w okolicach wsi Wola Wereszczyńska. Przegrana bitwa pod Osową – nastąpił pogrom sił powstańczych i ucieczka – dała początek „czarnej serii” upadków powstańczych oddziałów konnych, działających na terenie ziemi chełmskiej.

 

Miejsca bitew i potyczek uhonorowano pomnikami – głazami poświęconymi bezimiennym bohaterom walczącym o wolną i niepodległą Polskę.

Takie głazy spotkamy w miejscowościach: Hańsk-Kolonia, Rudka Łowiecka i Osowa. Ponadto z okresu I wojny światowej pochodzą dwa cmentarze wojenne w Osowie. Na jednym z nich spoczywają żołnierze wielu narodowości: polskiej, austriackiej, węgierskiej, rosyjskiej, niemieckiej, ale również innych. Osowa znajdowała się na szlaku przejścia wojsk Korpusu Ochrony Pogranicza. Tu ginęli żołnierze, spychani ze wschodniej granicy w bitwie pod Szackiem.

 

Jeszcze na początku lat 40 w Osowie było więcej rodzin ukraińskich niż polskich. Może przytoczyć Pan kilka danych statystycznych na ten temat?

Według spisu z 1921 r. w Osowie było 76 domów i 420 mieszkańców. Tylko 57 osób deklarowało narodowość polską, aż 336 – rusińską, 27 – żydowską. Dane z 1939 r. pokazują, że w szkole powszechnej uczyło się 28 rzymskich katolików, jeden ewangelik i aż 206 prawosławnych. Natomiast dane z 1946 r. mówią o liczbie 242 rzymskich katolików i 386 prawosławnych.

Joanna Szubstarska