Gdy są zasady, nie ma kwasów
A jest to proces żmudny, długi, wymagający cierpliwości, wiedzy, przede wszystkim - miłości. Mądrej, roztropnej, stawiającej wymagania. Takiej, o której pisze św. Paweł w słynnym „Hymnie o miłości” (1 Kor, 12,31-13.8), że nie szuka swego, nie unosi się gniewem, współweseli się z prawdą, wszystko przetrzyma… Porażki wychowawcze nie pojawiają się nagle. Są konsekwencją wcześniejszych błędów, bagatelizowania niepokojących symptomów, zaniechań. Również ignorancji. Dzieci są lustrem rodziców… zaś rodzice powinni pamiętać, że to na nich spoczywa nauczenie reguł funkcjonowania świata, zakreślenia granic, stworzenia kodeksu zasad i norm - przy czym, im więcej będzie tu ich osobistego świadectwa, im ich życie okaże się bardziej spójne z przekazywanymi prawdami, tym wychowanie stanie się skuteczniejsze.
Dziecko potrzebuje czytelnych drogowskazów dotyczących tego, co wolno, a czego nie można, gdzie iść trzeba i dokąd iść się nie powinno, a kiedy należy brać nogi za pas i wiać, gdzie pieprz rośnie. Wbrew obiegowym opiniom (i buntom wyrażającym się tupaniem nóżkami i krzykiem, że to „średniowiecze”, „terroryzm” i w ogóle wstyd mieć taką „konserwę” w domu) potrzebuje też ściany w postaci jasnych, czytelnych zasad opisujących jego wolność, kierunki rozwoju, sposób spędzania wolnego czasu itp. Kiedy młody człowiek się zagubi, potknie (a na pewno doświadczy tego wiele razy), będzie miał o co się oprzeć. Jeśli nie – dotkliwie się poobija. Dziś gabinety psychologów i psychiatrów masowo odwiedzają dorośli, których wychowywano „bezstresowo”, czyniąc przy tym praktycznie niezdolnymi do funkcjonowania w społeczeństwie. Metoda totalnie się skompromitowała – pozostały rany w postaci psychoz, stanów lękowych. I niełatwo jest je uleczyć. ...
Ks. Paweł Siedlanowski