Bolszewizm w natarciu
Stwierdzenia powyższego nie należy traktować jako pochwały czy też akceptacji dla tego typu działań, a jedynie jako konstatację faktu historycznego. Jednakże dopiero w czasach dojścia do władzy komunizmu działania te znalazły swoje ideologiczne uzasadnienie. Lenin w liście do Dymitra Kurskiego pisał: „Sąd nie powinien uchylać się od stosowania terroru; takie zapewnienie byłoby oszukiwaniem siebie lub innych – powinien natomiast uzasadnić i zalegalizować go pryncypialnie, jasno, bez fałszu i bez upiększania”, czy w innym miejscu rzekł: „Rewolucja bez plutonów egzekucyjnych jest pozbawiona sensu”. Terror jako metodę rządów stosowano już dawniej (chociażby w
rewolucyjnej Francji), lecz w imię czystości ideologicznej wprowadzony został przez bolszewizm.
Jeśli byłeś mężem, żoną, dzieckiem, sąsiadem lub znajomym kontrrewolucjonisty, stawałeś się podejrzanym numer jeden i w najlepszym razie trafiałeś do łagru. Podobnie było z przesiedleniami całych narodów. Wydawać by się mogło, że ta mentalność minęła wraz z erą komunizmu jawnego. Niestety, wydaje się tylko.
Dyskretny urok Kodeksu cywilnego
Pod koniec września Polskę obiegła wiadomość, że po raz pierwszy sąd wydał wyrok, w którym instytucja kościelna została zmuszona do wypłaty wysokiego odszkodowania ofierze byłego księdza, skazanego za gwałt na nieletniej. Adwokaci prowincji Chrystusowców (bo o to zgromadzenie chodziło) odwołali się od tego wyroku, lecz Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok Sądu Okręgowego. Sąd Apelacyjny utajnił jednak uzasadnienie wyroku, dlatego nie można do niego bezpośrednio się odnieść. Pozostaje jednak uzasadnienie pani sędzi z niższej instancji, a warto jemu się przyjrzeć. Otóż za podstawę wyroku przyjęty został art.439 Kodeksu cywilnego, a w samym uzasadnieniu podniesiono m.in. fakt, iż rzeczony duchowny wykorzystał swoją pozycję zawodową: poznał dziewczynkę na lekcji religii, zapraszał na plebanię, czyli do „miejsca służbowego”. „Gdyby nie uczył religii, gdyby nie był księdzem, to do jego spotkania z pokrzywdzoną w ogóle nie doszłoby. Gdyby nie wykorzystał swojej funkcji księdza do zdobycia zaufania pokrzywdzonej, szkoda nie zostałaby wyrządzona”. Można byłoby przyjąć na wiarę to, co pani sędzia pisze, warto przyjrzeć się jednak dokładnie całości uzasadnienia wyroku. Otóż art. 430 Kodeksu cywilnego brzmi: „Kto na własny rachunek powierza wykonanie czynności osobie, która przy wykonywaniu tej czynności podlega jego kierownictwu i ma obowiązek stosować się do jego wskazówek, ten jest odpowiedzialny za szkodę wyrządzoną z winy tej osoby przy wykonywaniu powierzonej jej czynności”. W prasie cytowano tylko następujący fragment tegoż artykułu, który mówi o odpowiedzialności tego, kto powierza komuś wykonanie jakiejś czynności, gdy przy jej wykonywaniu wyrządzona zostaje zawiniona szkoda. W tekście powyżej podkreśliłem pominięty fragment, który cokolwiek zmienia rozumienie artykułu kodeksu. Sąd, a być może i media w sposób nieuprawomocniony naciągnęły rzeczony artykuł, zapominając o bezpośrednim nadzorze i działaniu na własną rękę, a nie w sposób instytucjonalny. Widać więc jasno, że nie chodziło o zbadanie sprawy, ale o instytucjonalne dowalenie Kościołowi i stworzenie precedensu odpowiedzialności zbiorowej.
Statkiem na fali
Wyobraźmy sobie, że z tego samego paragrafu można skazać każdą instytucję. W końcu PKP powierza konduktorowi spełnianie jakichś czynności, jeśli więc ten np. w późnych godzinach nocnych dopuści się w pociągu gwałtu, to kasę bulić powinna także PKP. Jeśli np. sędzia w ramach pełnienia swoich obowiązków będzie molestował sekretarkę, to bulić będzie także cały wymiar sprawiedliwości. A jeśli burmistrz, jak miało to miejsce w jednej z miejscowości na północy Polski, będzie dopuszczać się tego samego, to trzeba obciążyć mieszkańców, gdyż to oni w ramach powszechnych wyborów powierzyli jemu pełnienie tychże obowiązków. Jest to zwykły idiotyzm, ale jakoś nie ma oporów, by użyć go przeciwko Kościołowi. Zresztą, śledząc ostatnie debaty na temat wykorzystywania nieletnich przez duchownych Kościoła katolickiego, nie sposób nie odnieść wrażenia, iż tylko w tej instytucji mamy z tym problemem. A tymczasem nawet w najczarniejszych obliczeniach na podstawie raportów dotyczących 70 czy 100 lat można stwierdzić, iż w przypadku duchownych Kościoła katolickiego mowa o ok. 4% księży, którzy dopuścili się tychże czynów. Owszem, jest to 4% za dużo, lecz proporcję należy stosować. Sam grający w filmie „Kler” Jacek Braciak stwierdził w programie Jakuba Wojewódzkiego, iż nigdy nie spotkał w swoim życiu księży przedstawionych w filmie Smarzowskiego. Co ciekawe, te same polskie sądy nie dopuszczają odpowiedzialności zbiorowej np. w przypadku dawnych esbeków, twierdząc, iż ich czyny były nie czynami aparatu państwowego, lecz indywidualnymi czynami (przypomnieć można chociażby kuriozalny wyrok w sprawie kopalni Wujek, gdy sąd uniewinnił wszystkich z plutonu, gdyż… nie można było stwierdzić z czyjego karabinu padły śmiertelne strzały). To wskazuje jednoznacznie, iż polscy sędziowie (przynajmniej w tej jednej sprawie) działają w sposób ideologiczny, a znalazłszy winnego, tylko dostosowują paragraf, zgodnie z dewizą przypisywaną Andriejowi Wyszyńskiemu, stalinowskiemu oprawcy Polaków.
Nagrzani jak w bolszewicy
Kościół staje się chłopcem do bicia. Być może pojawią się nowe, niesłychane i głośne oskarżenia, bo i zarobić można, i moda teraz na bicie w katoli. Na koniec pozwolę sobie na cytat ilustrujący. Oto wypowiedź 35-letniego polskiego obywatela – marksisty: „Chłopska darmowa praca była podstawą przychodu zarówno szlachty, jak i Kościoła katolickiego. To dzięki niej jedni i drudzy mogli pomnażać swoją własność, którą teraz odzyskują w postępowaniach reprywatyzacyjnych. Nie ma nic kontrowersyjnego w stwierdzeniu, że majątek szlachty i Kościoła został zbudowany na tragedii naszych przodków. Ten sam majątek, czyli ziemie i posiadłości, które teraz podlegają zbyciu, handlowi i które można spieniężyć. Jeżeli więc dobrobyt szlachty i Kościoła został zbudowany na nędzy i niewolniczej pracy polskiego chłopa, to potomkowie szlachty wciąż czerpią zyski z nędzy i pracy naszych dziadów. Co więcej – z pracy, za którą nigdy nie zapłacono. Jeżeli potomkowie szlachty i przedstawiciele Kościoła katolickiego chcą sprawiedliwości i zwrotu majątków, niech najpierw zapłacą za wykonaną dla nich pracę”. Opublikowane zostało to pięć lat temu. Witaj mentalna bolszewio.
Ks. Jacek Świątek