Lulu znaczy perła
Kiedy w tym roku Paulina odwiedziła rodzinny dom, spotkałyśmy się w redakcji. W obecności siostry, mamy i babci misjonarka dzieliła się wrażeniami z pobytu na afrykańskiej ziemi, a zapisem naszej rozmowy jest poniższy tekst. Obecnie P. Korneluk kontynuuje swoją przygodę na misji Bugisi. - Decyzję podjęłam w kwietniu 2015 r., a przygotowania do wyjazdu trwały dwa lata - opowiada Paulina. - Perspektywa wydawała się więc na tyle odległa, że początkowo nic nie mówiłam rodzicom. Zresztą, sama do końca w to nie wierzyłam. Babcia myślała, że chcę wstąpić do zakonu - wspomina ze śmiechem. - Uprzedziła, że chce porozmawiać, bo podjęła ważną decyzję. Wiedząc, że moja wnuczka idzie drogą zawierzenia Panu Bogu, pomyślałam, że może dojrzała do tego, by podjąć ją w służbie zakonnej. Kiedy oznajmiła, że wyjeżdża na misje, przeżyłam szok - wyjaśnia Helena Sosnowska. - Babcia zaniemówiła - potwierdza wnuczka.
– Wzruszyłam się i byłam bardzo szczęśliwa. W duchu wdzięczności pomyślałam: „Panie Boże, pozwoliłeś mi zobaczyć owoce mojej misji” – dodaje pani Helena [w przeszłości dwukrotnie posługiwała jako misjonarka w Ziemi Świętej, a świadectwem jej pobytu stała się książka, którą promowaliśmy na łamach „EK” – przyp.]. P. Korneluk nie ukrywa, iż przykład babci tylko utwierdził ją w przekonaniu, że wyjazd misyjny możliwy jest w każdym wieku i każdych warunkach. – Zdecydowałam, że wyjeżdżam, a resztę zostawiłam Panu Bogu. Od początku wiedziałam też, że będzie to Afryka – uściśla.
– Paulinka pracowała w Warszawie, a do domu przyjeżdżała na weekendy. Pamiętam wieczór, kiedy poinformowała mnie o swojej decyzji. Termin wydawał się jednak na tyle odległy, że wręcz nierzeczywisty. Stopniowo oswajała nas z perspektywą wyjazdu. Od początku byłam dumna z córki i nie kryłam fascynacji jej pomysłem. Popieramy ją w tym dziele całym sercem – podkreśla Renata Korneluk.
„Czy ty się nie boisz?”
Doniosłym przeżyciem dla rodziny – o czym wspomina H. ...
Agnieszka Warecka