Dziury w namiocie
Przedświąteczne rozedrganie udziela się wielu ludziom - reklama robi swoje, ale też materializuje się prosta zasada, że im mniej w sercu miejsca dla Pana Boga, tym bardzie skłonni jesteśmy do tego, by powstałą pustkę zapełniać czym innym. Ów wewnętrzny dygot - choć mający inną naturę - nie bywa obcy także osobom, którym Pan Bóg jest na co dzień bardzo bliski. Żyjemy w przekonaniu, że tyle spraw mamy do załatwienia, tyle religijnych powinności do „zaliczenia”. Narasta przy tym zmęczenie, bywa, że i frustracja wynikająca z ciągłych upadków, dreptania w miejscu. Nic nowego. Już św. Paweł pisał z żalem: „gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem «wewnętrzny człowiek» [we mnie] ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i podbija mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach. Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci?” (Rz 6,21-24).
Przecież to także nasze doświadczenie. Owa bezradność sprawia, że zaczynamy się gubić – wątpić w sens pracy nad sobą. „Rozmieniając się” na dziesiątki postanowień, religijnych gestów, mierząc się z mnogością zadań do wykonania, nie radząc sobie z grzechami, zaczynamy biec szybciej i szybciej… Bez odpoczynku, za to z coraz większym lękiem. Co z tym zrobić?
Wołaj do Mnie, a odpowiem ci
S. Briege McKenna, klaryska pochodząca z Irlandii, znana także w Polsce charyzmatyczka cudownie uzdrowiona z artretyzmu, w jednej ze swoich książek opowiedziała o głębokim duchowym przeżyciu: „Parę lat temu, w czasie dorocznych rekolekcji, doznałam niesamowicie silnych pokus i zwątpienia. Tej nocy przychodziły mi do głowy wszelkie pokusy, jakie tylko jesteście w stanie sobie wyobrazić. Rankiem, idąc na Mszę św., czułam się rozbita i zniechęcona z powodu ataków szatana, jakie przeszłam poprzedniej nocy. Kiedy miałam przystąpić do Komunii św., odmówiłam akt wiary. ...
Paweł Siedlanowski