Komentarze
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Gdy zapłonął nagle świat

Przez ostatnie dni karmieni byliśmy doniesieniami na temat „miejsc zapalnych” na mapie świata. Media przekazywały informacje na temat płonącej wręcz stolicy Francji i na równi z tym stawiały walkę Rosji z Ukrainą o Morze Azowskie.

Cokolwiek daleko od naszych granic znajdują się te miejsca, jednakże okazywało się, że ta odległość w myśleniu o niebezpieczeństwie jest dość nikła. Czy rzeczywiście można porównać obie te sytuacje i zestawiać je na równi ze sobą? Na pierwszy rzut oka nie wydaje się to możliwe. A jednak po przyjrzeniu się im odnaleźć można jedną nić wspólną: działanie władzy zgodne z planem własnym bez oglądania się na zdanie podwładnych, przy równoczesnym podkreśleniu przez rządzących, iż czynią to w imię dobra społecznego. Prezydent Francji ostatecznie wycofał się z planów drastycznych podwyżek, gdyż nawet zrównoważenie budżetu nie jest w stanie powstrzymać polityka zachodniego, gdy sondażowe słupki zaczynają pikować w dół. Jednak nawet w przypadku wycofania się ze wcześniejszych planów nie spowodowało refleksji nad metodą rządzenia.

O władcy ze Wschodu trudno powiedzieć, że zmienia swoje postępowanie, gdyż bizantyjskie myślenie wciąż jest zasadniczym elementem charakteryzującym władzę w mentalności Rosjan. Stosowana przez Putina metoda postępowania małymi krokami osiąga coraz bardziej realne przywrócenie imperium sowieckiego. To wystarcza większości obywateli jego kraju, by uznać skuteczność i zasadność jego polityki. Obie te sytuacje stanowią realne niebezpieczeństwo dla nas.

 

W równym rytmie młodych serc

Nie mówię jednak tylko o zagrożeniu związanym z narastającą walką czy też coraz realniejszym wybuchem konfliktu zbrojnego na miarę międzynarodową. To oczywiście stać się może, jednakże najgorszym zniewoleniem są więzy ducha. Poetyckość tego stwierdzenia nie jest tylko wyrazem górnolotności słów. To opis zasadniczego dylematu współczesnej polityki i współczesnego państwa. Zniewolenie ducha jest przede wszystkim bowiem panowaniem fałszu jako metody rządzenia. Fałszu zasadniczego, który ustanawia jednostkę biernym czynnikiem współczesnego społeczeństwa, wydaną całkowicie na żer machiny państwowej, śpiewającej peany o godności ludzkiej. Jedynym „kosztem”, jaki ma ponieść jednostka, jest całkowite wyrzeczenie się swojej podmiotowości w zamian za „spokój egzystencji”. Wszak za nas uczynią wszystko ci, którzy dzierżą ster władzy. W perspektywie bliższej ten koszt nie jawi się jako coś dramatycznego. W końcu przyzwyczajamy się nader łatwo do tego, że za nas dzieła spełniają inni. Świat dzisiejszy jest światem ludzi, którzy swój los i swoją przyszłość całkowicie oddają w cudze ręce. I nie idzie tylko o świadczenia emerytalne, ale przede wszystkim o rozumienie rzeczywistości i poznanie prawdy. Dla wielu z nas, oglądających obrazki z płonącej stolicy Francji, nie do końca było jasne, czy zamieszki te spowodowali zdesperowani obywatele, bojówki kolejnej Antify czy też imigranci niezadowoleni z faktu, że Francja nie jest jeszcze kolejnym kalifatem, tak jak miało to miejsce w ubiegłych latach. Same płonące ulice do złudzenia przypominały tamte wydarzenia. Obrazkowość więc nie stanowiła żadnego wytłumaczenia. Natomiast w narracji wyraźnie podkreślano, iż zbilansowanie budżetowe czyni z protestujących bezrozumny tłum, odrzucający uszczęśliwienie go przez rządzących. Większość oglądających relacje telewizyjne łykała zapewne to tłumaczenie jak prawdę objawioną bez żadnej nawet najpłytszej refleksji.

 

Śpiący las

Makbetowski las zbliżający się do warownych murów nie jest niestety już dzisiaj obrazem społeczeństwa kontrolującego władzę. On po prostu się zatrzymał. Makbeci świata mogą robić swoje, nawet jeśli przykładają siekierę do drzew korzeni. Nikt już nie zwraca uwagi nie tylko na bezpośrednie konsekwencje ich działania, ale również na całą symbolikę. Putin anektujący Krym nie był jedynie samodzierżawcą przywołującym do porządku „zbuntowaną” dawną republikę radziecką. Odtwarzanie imperium nie działo się jedynie w interesie ludności rosyjskiej, zamieszkującej tenże półwysep. W wymiarze symbolicznym chodziło o odzyskanie miejsca, w którym dzięki akuszerskiej sztuce Stalina zrodził się powojenny ład światowy. Chodzi o Jałtę i ustanowiony tam porządek światowy. Ten porządek, który ustaliła Wielka Trójka, zapewniał ZSRS całkowitą hegemonię przynajmniej w jednej trzeciej świata. Hegemonię, która parła do zawładnięcia ludzkimi umysłami. Powrót tejże symboliki jawi się więc nie jako tylko zagrożenie gospodarczej niezależności Ukrainy, lecz jako symptom odradzania się takiego myślenia o świecie ludzi. Aż dziwnym się wydaje, że na ten fakt nikt jakoś nie zwraca uwagi. Nie jest to jednakże niczym dziwnym, gdy wspomni się chociażby obecne polskie doświadczenia, w których paradowanie z koszulką z napisem „Konstytucja” zastępuje logiczne myślenie i najmniejszą tylko chęć uzasadnienia łamania porządku konstytucyjnego. Zadanie tylko pytania o konkretny punkt ustawy zasadniczej, łamanej ponoć przez rządzących, staje się czynnikiem zapalnym agresji wobec pytającego. Hasło zastąpiło myślenie, a przekaz dnia – rozumność dyskursu. W przestrzeni publicznej istnieje stwierdzenie, iż kolejna wojna światowa będzie wojną na tle przekonań religijnych. Wydaje się jednak, iż nie chodzi w tym przypadku o jakąś krucjatę tej czy innej religii, ile raczej o walkę ludzi owładniętych ideologicznym zacietrzewieniem, tzn. istot pozbawionych racjonalnego kontaktu z rzeczywistością, którym prawdę zastąpiły hasła doktrynalne. Stwierdzenie to dodaje również, że czwarty konflikt światowy będzie już tylko potyczką na kamienie i kije. Las birnamski zapomniał człowieczeństwa, urzeczony ideologicznymi wizjami.

 

Tylko w polu biały krzyż

Przed chrześcijaństwem stoi niebotyczne zadanie. Ono jawi się jako jedyna siła w świecie mogąca jeszcze promować właściwe rozumienie człowieka. Nie jako istoty zdanej ślepo na działanie sił zewnętrznych, czy też biedactwa całkowicie pozbawionego siły do podjęcia odpowiedzialności za kształt moralny własnego życia, ale jako tworu Stwórcy, który wyposażył On w wystarczające siły do własnego i niepowtarzalnego życia w prawdzie i dobru. Przed takim człowieczeństwem dopiero cofnie się każda władza i uzna jego podmiotowość.

Ks. Jacek Świątek