Komentarze
Mamy Cię!

Mamy Cię!

Programy typu „The Voice of Poland” to, zasadniczo, nie jest moja bajka. Ale tylko zasadniczo. Bo sprawa ma się inaczej (wtedy się nawet esemesy wysyła), kiedy w nim działa siedlczanin.

I działa tak, że już pierwsza wyśpiewana przez niego fraza całe jury wprawia w osłupienie, a u widzów powoduje - nie ma co się bać tego słowa - ekstazę. Nie należę do prywatnych znajomych Marcina Sójki, ale od tych, którym do niego bliżej, dawno już słyszałam, że - i było to widać w programie - takie połączenie talentu, pracowitości i skromności niezwykle rzadko się zdarza. Dobrze, że ten młody człowiek zdecydował się pokazać szerszej publiczności. Lansowana niegdyś zasada „Siedź w kącie, a znajdą cię” chyba przestała już działać. Mam zresztą wątpliwości, czy kiedykolwiek działała.

Dzisiaj Sójka jest chyba najpopularniejszym Marcinem w Polsce. Już po trzeciej literze na YouTube pojawia się jego imię i nazwisko. Co nie dziwi, zważywszy, że od początku wspomnianego programu był faworytem zarówno publiczności, jak i jurorów. „Pozamiatane”, „No, po wszystkim” – skwitowali po pierwszym występie siedlczanina Cugowski i Szpak. Chwalono też jego repertuar i dykcję, dzięki której wiadomo, o czym śpiewa. Sójka udowodnił, że ludziom potrzebna jest wrażliwość, ciepło i refleksja i że sukces niekoniecznie jest konsekwencją wetkniętych w newralgiczne części ciała piór. Tego dowiodła również popularność płyt Stanisławy Celińskiej: niedawno „Atramentowej”, a teraz „Malinowej”.

Radość z sukcesu Marcina Sójki ciągle mi przysłania brak na szerokiej muzycznej scenie Georginy Tarasiuk. To już, oczywiście, dawno nie jest ta dziewuszka z warkoczykami, która w „Szansie na sukces” zachwyciła swoim wykonaniem „Dłoni” Natalii Kukulskiej. To piękna kobieta, która – można by rzec – zawodowo związana jest z muzyką. Szkoda jednak, że tzw. szeroka publiczność niekoniecznie Georginę kojarzy. A może właśnie program typu „The Voice…” byłby dla niej kolejną szansą na sukces. Wykorzystaną.

Tymczasem kibicować należy Marcinowi Sójce. Żeby swojej szansy nie zaprzepaścił. Żeby pisali dla niego zdolni i mądrzy tekściarze i kompozytorzy. Żeby znalazł człowieka, który go przez tę artystyczną dżunglę bezpiecznie przeprowadzi, i żeby on sam miał tyle siły, by ją bezpiecznie przejść. A to, choć trudne, nie jest niemożliwe. „Tylko nie nagadaj mu jakichś głupot” – przestrzegał w programie trenerkę Markowską trener Cugowski. I chyba się do tej rady zastosowała, bo Marcin pozostał sobą. Sójką, a nie Sojką, jak już go przechrzcili niektórzy. A na to nie ma nie tylko mojej zgody.

Macherzy od wizerunku! Podmieniliście Marcinowi fryzurę, okej, ale zostawcie prawdę i wrażliwość. Niech z granego niegdyś przez niego Piotrusia Pana pozostanie w nim wiara w marzenia i przywiązanie do rodziny. Ale też zgoda na dorosłość.

Powodzenia, ziomalu!

Anna Wolańska