Czy Pan Bóg nas kusi?
Dyskusję wzmacniają medialne doniesienia o pozytywnym nastawieniu papieża Franciszka, by takowej konwersji dokonać. Skąd się wziął problem? Czy rzeczywiście zmiana jest konieczna? Nie ulega wątpliwości, że każdą sugestię zmiany w materii tak poważnej należy traktować z wielką ostrożnością. - Za nią mogą pójść żądania kolejnych modyfikacji np. Credo, odpowiadających wymogom poprawności politycznej - ostrzega ks. prof. Waldemar Chrostowski. Niemożliwe? Jak najbardziej realne, czego dowodem mogą być tu i ówdzie podnoszone głosy, by zredefiniować w Kościele pojęcie rodziny, małżeństwa, płci czy „uwspółcześnić” Dekalog. Poza tym modlitwa odmawiana w „starym” brzmieniu przez setki lat mocno utrwaliła się w pamięci milionów ludzi, w tradycji. Próby modyfikacji niekoniecznie zostaną dobrze przyjęte.
Z drugiej strony: gdy próbuje się literalnie tłumaczyć modlitewny zwrot, nasuwają się wątpliwości. Przecież Bóg nie może kusić, prowadzić ku czemuś złemu, czyhać na naszą zgubę – to przeczyłoby Jego pragnieniu zbawienia każdego człowieka! Intuicyjnie wyczuwamy, że to niemożliwe – potwierdza to zresztą kontekst całości „Ojcze nasz”.
Na początku rozważań warte podkreślenia jest to, iż współczesne rozumienie słowa „pokusa” jest zawężone w stosunku do tego, co oznaczało w przeszłości. I tak np. w staropolszczyźnie – a stamtąd przecież odziedziczyliśmy współczesną, literacką wersję Modlitwy Pańskiej – wyrażenia te miały trojakie znaczenie: obok pokusy w naszym rozumieniu oznaczały również „próbę” lub „doświadczenie” (Aleksander Brückner, „Słownik etymologiczny języka polskiego”, Warszawa 1985, str. 284-285). „Tak więc – pisze Jacek Kwaśniewski – Polacy z epoki średniowiecza […], słysząc o wodzeniu na pokuszenie, rozumieli przez to nie to samo, co my, ludzie XX i XXI w. ...
Ks. Paweł Siedlanowski