W Kościele czuliśmy się naprawdę wolni
Podczas podpisywania porozumień gdańskich Andrzej Gwiazda powiedział do wicepremiera Mieczysława Jagielskiego: „My tu podpisujemy porozumienie z przedstawicielami rządu i władzy, ale jaką mamy gwarancję, że strajkujący i prezydium nie będą uznani za kryminalistów?”. „Karnawał solidarności” - jak wyjaśnia Janusz Olewiński, przewodniczący Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych - trwał zaledwie 16 miesięcy, ale i tyle czasu wystarczyło, aby w narodzie nieodwracalnie zostało zaszczepione pragnienie wolności. - Przygotowując stan wojenny w rejonie siedleckim, tutejsza komenda wojewódzka Milicji Obywatelskiej „rzuciła” do internowania ponad 30 funkcjonariuszy SB, 100 milicjantów, ponad 20 samochodów. Przy prawie 20-stopniowym mrozie od północy do 5.00 rano przetrzymywano działaczy na placu komendy, po czym nieogrzewanymi budami - więźniarkami wywieziono w kierunku wschodnim, informując, że jadą na „białe niedźwiedzie” - opowiada.
Przypomina też, iż stan wojenny został uznany za nielegalny dopiero na mocy wyroku Trybunału Konstytucyjnego 16 marca 2011 r. Po latach także – prawomocnymi wyrokami sądowymi – komendanci wojewódzcy uznani zostali za zbrodniarzy komunistycznych, a ich decyzje o internowaniu zakwalifikowano jako zbrodnie przeciwko ludzkości.
Wsparcie żon i matek
Przewodniczący OSIiR zwraca uwagę, że refleksja dotycząca wydarzeń sprzed 37 lat byłaby niepełna, gdyby pominąć rolę „matek Polek” i Kościoła – także w wymiarze diecezjalnym. – Kiedy my siedzieliśmy w więzieniach, nasze żony i matki pozostawały same wobec komunistycznej nawały. Na kobiety spadł wówczas cały ciężar walki z SB. Były szantażowane, zastraszane, zwalniano je z pracy albo zmieniano warunki płacy i pracy na gorsze. Bojowały z agentami SB, domagając się zwolnienia z więzienia mężczyzn z rodziny czy choćby otrzymania przepustki na widzenie, a zdarzało się, że po przyjeździe nie były wpuszczane na spotkanie – tłumaczy. Podkreśla, iż podtrzymując internowanych na duchu, kobiety brały zarazem na swoje barki ciężar utrzymania rodzin. – To, że mogłem przetrwać ten czas, jest zasługą mojej żony. Doświadczyłem ogromnego wsparcia z jej strony, mimo że pozostała sama, będąc w trzecim miesiącu ciąży i z dwójką dzieci w wieku pięciu i sześciu lat. A przecież takich kobiet było znacznie więcej. Wiele spośród nich, oprócz scalania rodzin, podjęło dodatkowo działalność opozycyjną. Ich konsekwentny upór i patriotyczna postawa były dla nas, więzionych, niejednokrotnie jedynym wsparciem – przyznaje.
Ewenement na skalę kraju
Mówiąc o stanie wojennym w Polsce, nie sposób nie zaakcentować roli Kościoła katolickiego w tym trudnym momencie dziejów. J. Olewiński nie ma wątpliwości: – Przetrwanie opozycji stało się możliwe przede wszystkim dzięki Kościołowi, do którego lgnęli zwolennicy Solidarności i rzesze społeczeństwa spragnionego wolności.
Zadaniem Kościoła – co akcentuje przewodniczący OSIiR – było cementowanie różnych środowisk politycznych i społecznych oraz działalność na niwie charytatywnej, polegająca na niesieniu wsparcia wyrzuconym z pracy, więzionym i ich rodzinom. – W salach parafialnych odbywały się spotkania środowisk opozycyjnych. Zdarzało się, że przechowywano tam także niezależne wydawnictwa – wyjaśnia.
J. Olewiński przypomina jednocześnie, iż dekret biskupa siedleckiego Jana Mazura, na mocy którego cztery dni po wprowadzeniu stanu wojennego zainicjował swoją działalność Diecezjalny Komitet Pomocy Represjonowanym, okazał się ewenementem na skalę kraju. Celem organizacji skupiającej 30 członków było niesienie pomocy medycznej, socjalnej, finansowej i duchowej prześladowanym i ich bliskim.
W Kościele zgłębialiśmy wiarę
Określając Kościół mianem jedynego rzecznika narodu wobec komunistów, szef stowarzyszenia podkreśla, iż duchowni często odwiedzali internowanych, niosąc otuchę, i upominali się o więźniów politycznych. Bywali także „listonoszami” [m.in. bp Wacław Skomorucha – przyp.], przemycając na zewnątrz grypsy. W kościołach odprawiały się Msze św. w intencji ojczyzny, więźniów politycznych, za różne środowiska: młodzież, kolejarzy, nauczycieli, rolników, służbę zdrowia. W kazaniach padały słowa, że Solidarność wytycza szlak kolejnym pokoleniom na wzór przodków walczących o wolność Polski.
Sojusznikiem Solidarności była też – co akcentuje – parafia św. Stanisława, gdzie funkcjonowało duszpasterstwo rolników, spotykali się kolejarze i nauczyciele. Organizowano kolportaż pracy, odbywały się spotkania historyczne i polityczne z udziałem prelegentów z całego kraju. W parafii gościli również znani aktorzy i muzycy, a ich występy i koncerty przyciągały tłumy słuchaczy. – W kościele zgłębialiśmy wiarę, a dzięki duszpasterskiej opiece nie straciliśmy ducha. Mimo że świątynię otaczały uzbrojone oddziały MO i ZOMO, w niej czuliśmy się naprawdę wolni – akcentuje.
To był nasz lokalny „Żoliborz”
Działacz antykomunistyczny wspomina, że po zamordowaniu ks. Jerzego Popiełuszki w gablotach przykościelnych eksponowane były zdjęcia zmasakrowanego ciała, a pod tablicą upamiętniającą męczeńską śmierć kapłana umieszczono transparent z cytatem z Pisma Świętego: „lecz duszy zabić nie mogą”. – Oczywiście działania te nie podobały się komunistom. Grozili, że jeśli ówczesny proboszcz parafii św. Stanisława ks. Mieczysław Łuszczyński nie usunie zdjęć i napisu, to SB „zrobi w parafii porządek”. Od ordynariusza domagano się zlikwidowania „prowokacyjnego i politycznego wystroju świątyni”. Informowano zarazem, że księża z tej parafii krytykują wymiar sprawiedliwości i władze PRL. Straszono, że wszystkie kazania są nagrywane nie tylko przez SB, ale też „zwykłych” oficerów milicji. Do kurii i biskupa wpływały donosy na księży, których komuniści nazywali „ekstremistami” – tłumaczy J. Olewiński.
Szef OSIiR przypomina jednocześnie, iż duchowni otrzymywali też listowne i telefoniczne pogróżki; byli zastraszani i inwigilowani. – Władze PRL szantażowały księży procesami sądowymi, dopuszczały się prowokacji mających na celu skompromitowanie ludzi Kościoła. Na celowniku SB szczególne miejsce, co oczywiste, zajmowała parafia św. Stanisława, która w latach 80 ubiegłego wieku pełniła rolę naszego lokalnego „Żoliborza” – uściśla.
Wdzięczni za wiarę i patriotyzm
Mówiąc o zaangażowaniu Kościoła w pomoc represjonowanym, nie sposób nie wspomnieć o roli sióstr sakramentek. – Benedyktynki od Nieustającej Adoracji Najświętszego Sakramentu organizowały paczki dla internowanych i ich rodzin oraz wszelką inną pomoc. Troszczyły się też o protestujących w czasie strajku chłopskiego. Siostry były „duszą” Diecezjalnego Komitetu Pomocy Represjonowanym. Każdego 16 dnia miesiąca w klasztorze celebrowane były przez bp. W. Skomoruchę Msze św. w intencji ojczyzny – wspomina.
– Kościół katolicki odgrywał w historii narodu rolę jednoczącą wysiłki wszystkich Polaków, zwłaszcza wtedy, gdy zagrożony był nasz narodowy byt. Nie było obce Kościołowi dobro państwa, jego niepodległość, suwerenność i bezpieczeństwo. Odgrywał ogromną rolę w walce o wolną Polskę, integrowaniu społeczeństwa, zwłaszcza w najtrudniejszych chwilach – podkreśla J. Olewiński. – Kościół zawsze kierował się polską racją stanu i był ściśle związany ze społeczeństwem – dodaje, porównując go do „ramienia”, na którym wsparła się opozycja w czasach PRL. – Jesteśmy wdzięczni Kościołowi za krzewienie wiary i patriotyzm, za ofiarność oraz zaangażowanie w kształtowaniu wielu sumień, za bezkompromisową obronę Boskich i ludzkich praw. Dziękujemy Panu Bogu, że dał nam takich kapłanów i siostry zakonne, z których możemy być – i jesteśmy – dumni! – podsumowuje przewodniczący OSIiR.
Do zobaczenia w wolnej Polsce
Internowani z Włodawy skierowali list do prezydenta Ronalda Reagana, opieczętowany pieczęciami podziemnej poczty: „My, internowani w zakładzie karnym we Włodawie (…) członkowie NSZZ Solidarność i innych organizacji opozycyjnych, pragniemy Panu, Panie Prezydencie, serdecznie podziękować za zdecydowane stanowisko w obronie wolności i suwerenności Narodu Polskiego. Jesteśmy zwykłymi ludźmi, reprezentujemy sobą takich samych, jak my, którzy w tej chwili cierpią niewolę narzuconą przez imperializm sowiecki i jego konfidentów z Warszawy. Słowa podziękowania są proste jak i my. Życzymy zdrowia i powodzenia w słusznej walce z czerwonym totalitaryzmem. Mimo że siedzimy za kratami, jednak w walce nie ustajemy. Mamy nadzieję, że w Polsce w sierpniu 1980 r. nastąpił początek końca imperializmu sowieckiego na świecie. Pozdrawiamy Pana i cały wielki naród Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, którego cząstką są też Polacy. Do zobaczenia w wolnej Polsce”.
Do listu dołączona została legitymacja honorowego internowanego dla prezydenta Reagana [taką legitymację z numerem „1” otrzymał Ojciec Święty Jan Paweł II i prymas Józef Glemp – przyp. JO]. Oba dokumenty ostemplowane były pieczęciami z napisem „Solidarność internowanych” i symbolem Polski Walczącej. Oba grypsy dotarły też – co potwierdziła rozgłośnia Głosu Ameryki – do Białego Domu.
AW