Powrót do przeszłości?
I choć komunizm to nie były najlepsze lata dla zmotoryzowanych, paradoksalnie wielu kierowców przywołuje je w pamięci z sentymentem i tęsknotą. Dziś wciąż są tacy, którzy potrafią zapłacić sporo pieniędzy za dobrze utrzymanego dużego fiata, malucha czy syrenkę. A nostalgia to siła, której nie warto ignorować, zwłaszcza w handlu. Chyba ma tego świadomość koncern Orlen, bo postanowił przywrócić do życia przeżywającą w czasach PRL swoją świetność (choć to może niezbyt trafne określenie) markę CPN. Jak tłumaczy dyrektor biura promocji i reklamy koncernu, wciąż żyje ona w świadomości Polaków, którzy traktują ją z dużym sentymentem. „Chcemy naszym klientom dać okazję do tego, by mogli bezpośrednio obcować z dziedzictwem nierozerwalnie związanym z historią Polski i rodzimej motoryzacji” - stwierdza szef promocji.
Dlatego postanowiono reaktywować charakterystyczne biało-pomarańczowe logo zaprojektowane w latach 60. Na razie ma się pojawić na stacji na warszawskiej Pradze. Na powrót marki na szeroką skalę trzeba jeszcze poczekać.
Skrót CPN przez cały okres PRL był praktycznie tożsamy ze stacją paliw. Zamiast zatankować, mówiło się: „jadę na CPN”. Zresztą wielu kierowcom starej daty pozostało tak do dziś. Na pewno chętnie znowu, z uśmiechem, po latach odwiedziliby taką stację. Ale jest też druga strona medalu. Komunistyczny znaczek, niestety, kojarzy się z fatalnym paliwem, kilometrowymi kolejkami, no i oczywiście z kartkami. Czy to oznacza, że wraz ze starym logo powrócą też owe wyznaczniki? Orlen nic o tym nie mówi. Tymczasem takie przeniesienie się w czasie do PRL mogłoby być ciekawe. Reglamentowanie paliwa, czyli np. 5-10 litrów benzyny na miesiąc, z pewnością otworzyłoby drzwi do promowanej teraz szeroko elektromobilności, czyli elektronicznych aut poruszających się w zgodzie z ekologią, a do których jakoś nie chcą za bardzo przekonać się zwykli zjadacze chleba. A może do czasów komuny powróciłyby też ceny paliw? Aby móc bez stresu pojechać na wakacje do Złotych Piasków w Bułgarii i z powrotem.
CPN to nie jedyny przykład reaktywacji komunistycznego symbolu. Do końca grudnia na lotnisku Chopina powstaną, już kolejne, sklepy Baltona z charakterystycznym obładowanym zakupami marynarzem w logo. W PRL mogli kupować tam tylko wybrańcy posiadający specjalne bony. Z kolei w Warszawie nie mogą ustalić, czy ulicom przywrócić komunistyczne nazwy, czy ma zostać po nowemu. Na google maps pojawiła się niedawno znowu al. Armii Ludowej.
Paradoks polega na tym, że im bardziej w przestrzeni publicznej słychać o walce z symbolami komunistycznymi z czasów PRL, tym częściej mówi się o ich przywracaniu. Coś chyba poszło nie tak z tą dekomunizacją.
Kinga Ochnio