Diecezja
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Bóg rodzi się w sercu…

Każde święta Bożego Narodzenia są inne, choć zazwyczaj wydają się podobne. Często nie dostrzegamy w nich tego, co najważniejsze.

Kiedy szukałam ludzi, którzy zechcieliby podzielić się swoimi doświadczeniami związanymi z Narodzeniem Pańskim, nieraz słyszałam: „chyba nie mam nic do powiedzenia, nie przeżyłam nic nadzwyczajnego”. Jedną z osób, jaka zdecydowała się powiedzieć coś więcej, był Marcin ze wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. - Bardzo czekam na tegoroczne Boże Narodzenie. To będą pierwsze święta po moim nawróceniu. Bóg powoli pokazywał mi właściwą drogę. Wreszcie wspólnie usiądziemy przy wigilijnym stole i spędzimy Boże Narodzenie tak, jak należy - zaczyna Marcin. Jego tata pił przez ponad 20 lat. Od kieliszka nie stronił nawet w czasie wigilii. Mama bardzo przeżywała nałóg męża. Załamała się psychicznie i trafiła do szpitala. Lekarze podejrzewali chorobę afektywną dwubiegunową. - Oboje wyszli z tych trudnych sytuacji dzięki modlitwie. Tata nie pije od trzech lat, zaczął chodzić do kościoła, przystępuje do sakramentów.

Wszystko zaczęło się od Mszy św. z modlitwą o uzdrowienie u o. Daniela. Doświadczyłem tam działania Boga. Po powrocie zacząłem się dużo modlić. Wcześniej zarówno ja, jak i moja narzeczona żyliśmy daleko od Boga. Kasia przez dziesięć lat nie przystępowała do spowiedzi. Nie żyliśmy po Bożemu. Dziś jest inaczej. Myślimy o tym, by zapisać się do jakiejś fundacji, chcemy pomagać innym. Ja jestem we wspólnocie. Te święta spędzimy razem, w radości, z Bogiem, bo bez Niego całe to świętowanie nie ma zupełnie sensu. Wiem, bo mam porównanie – kończy Marcin.

 

Nasze plany…

Pani Agnieszka, mama czwórki dzieci, na wstępie podkreśla, że od jakiegoś czasu właściwie przeżyte święta, w których Bóg przychodzi do człowieka jako dziecko, zaczyna od dobrze przeżytego Adwentu.

– Staram się na tyle, na ile pozwolą mi obowiązki żony i matki, czuwać na roratach i prosić Matkę Najświętszą, aby dobrze przygotowała moje serce na spotkanie z Jej Synem. Któregoś roku mieliśmy zaplanowany wyjazd na święta do rodziców, ale w ostatniej chwili plany pokrzyżowała choroba dzieci. Był to dla nas duży problem, bo nie przygotowywaliśmy się zbytnio do świąt od strony materialnej; poza tym nie mieliśmy nawet możliwości, by czasowo się z tym uporać przy czwórce małych i chorych dzieci. Święta zapowiadały się skromnie. Na szczęście postanowiła nas odwiedzić najbliższa rodzina. Przy okazji podzielili się z nami tym, co sami przygotowali. Stół uginał się od smakołyków, ale najważniejsze było to, że mieliśmy u nas całą rodzinę, zarówno tą bliższą, jak i dalszą. Zgromadziliśmy się przy jednym stole w ten szczególny dzień – opowiada p. Agnieszka.

 

… i pojednania

Nasza rozmówczyni zaznacza, że osobiście przekonała się, iż Pan Jezus, przychodząc na świat, rzeczywiście przynosi ziemi pokój. – Nie miałam zbyt dobrych relacji z teściową. Mimo wszystko postanowiłam przebaczyć jej zranienia, które między nami powstały. Przed Bożym Narodzeniem zaczęłam czytać książkę Jacka Pulikowskiego pt. „Warto pokochać teściową”. Bardzo spodobało mi się stwierdzenie, że zawsze można ją kochać za to, że urodziła i wychowała mojego wspaniałego męża. W trakcie wspomnień przy stole, kiedy opowiadała o swoich synach, podziękowałam jej za cały trud włożony w ich wychowanie, a ona po raz pierwszy powiedziała mi, jak bardzo jestem cenna w jej oczach i jaka jest wdzięczna za to, jak teraz żyjemy. Obie bardzo się wzruszyłyśmy, łza zakręciła się w oku… W pamięć zapadła mi też jedna z Pasterek. Piękne jest to, że każdy może przyjść do nowonarodzonego Dzieciątka, że Ono nie urodziło się w pałacu, tylko w ubogiej stajence. Nieraz serce człowieka za sprawą grzechów i słabości jest taką stajnią, ale Bóg chce przyjść i przemienić je swoją obecnością. Przygotujmy więc swoje ubogie serce na wielką Miłość, jaką przygotował Bóg – kończy p. Agnieszka.

 

Wspólnie z Filipkiem

Jeszcze inną historią dzieli się pani Marta. – Dwa lata temu, będąc w 20 tygodniu ciąży, dowiedziałam się, że moje dziecko nie ma lewej nerki, a prawa ma ogromne wodonercze i w każdej chwili może obumrzeć. Poza tym okazało się, że dzieciątko ma również wadę serca (Tetralogia Fallotta). Większość lekarzy nie dawała mu szans na przeżycie. Jeden zaproponował nawet, bym usunęła ciążę, bo dziecko, albo w ogóle nie przyjdzie na świat, albo będzie „byle jakie”. Oczywiście, takiej ewentualności nigdy nie brałam pod uwagę. Tydzień przed świętami Bożego Narodzenia przyjaciółka zaprosiła mnie do modlitwy w Róży Różańcowej za dzieci. Oddałam życie mojego dzieciątka całkowicie i bezgranicznie w ręce Maryi i modliłam się o cud. Święta Bożego Narodzenia były wtedy dla mnie wyjątkowo trudne. Z jednej strony próbowałam cieszyć się z narodzin Dzieciątka Jezus, a z drugiej byłam pełna obaw o życie mojego dziecka. 4 marca 2017 r. stał się cud! Na świat przyszedł mój synek – Filipek. Lekarze ocenili jego stan na szóstkę z plusem. Od razu został zabrany na OIOM na diagnozę jedynej nerki oraz na badania serduszka. Przebywał tam przez 15 dni i z każdym dniem nabierał sił. Kiedy miał 1,5 miesiąca, przeszedł operację nerki. Gdy miał  11 miesięcy, poddano go operacji serca. Oba zabiegi przebiegły pomyślnie. W najbliższe święta Bożego Narodzenia będę cieszyć się życiem i zdrowiem mojego dziecka i razem z nim wspólnie świętować Narodziny Bożej Dzieciny. Za życie oraz zdrowie mojego synka Bogu niech będą dzięki! Jemu chwała! – mówi pani Marta. I jak tu nie wierzyć w cud Bożego Narodzenia w życiu każdego z nas?

AWAW