Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Fantasy o ludowych wierzeniach

Kamil Jędruchniewicz napisał kolejną książkę pod tajemniczym tytułem „Stsygoń”. Liczy na pomoc w jej wydaniu i uruchomił właśnie zbiórkę na społecznościowym portalu.

To druga publikacja autora. Pierwsza ukazała się w 2017 r. Była to monografia pt. „Wieś Przychody. Ludzie i miejsce”, w której K. Jędruchniewicz opisuje dzieje swojej rodzinnej miejscowości - od momentu jej powstania do współczesności. Zresztą historia regionu, kultura ludowa i duchowość są obszarami, na których od lat koncentrują się zainteresowania pisarza, czego owocem jest najnowsza pozycja pt. „Stsygoń”. Jej akcja została osadzona w realiach pouwłaszczeniowej polskiej wsi z końca XIX w. na zachodnich rubieżach carskiej Rosji. K. Jędruchniewicz pokazuje w swojej książce specyfikę wierzeń ludowych, według których strzygoń rzeczywiście wstaje z grobu, wiedźma zatrzymuje krowom mleko, a uroczne oczy są naprawdę groźne. Książka jest już po korekcie i wydrukowano ją w kilku próbnych egzemplarzach. Liczy 280 stron w formacie A5. Obszerne fragmenty publikacji można znaleźć na facebookowym profilu „Stsygoń”.

Kamil chciałby jednak, by jego książka dotarła do czytelników w wersji papierowej. Cel to 200 egzemplarzy. Dlatego na portalu wspieram.to uruchomił zbiórkę. Środki można wpłacać do 21 kwietnia przez www.wspieram.to/stsygon. Potrzeba 5 tys. zł. Jeżeli pieniędzy będzie więcej, autor zamierza przeznaczyć je na nakład i promocję książki.


Czego bali się nasi pradziadowie?

PYTAMY Kamila Jędruchniewicza, autora „Stsygonia”, pasjonata historii regionu i kultury ludowej.

 

Kim jest tytułowy „Stsygoń”?

 

Strzygoń w wierzeniach ludowych był jednym z demonów. Nazywany też larwą, upiorem czy znanym z kultury masowej wampirem. Jego pochodzenie jest prawdopodobnie jeszcze przedchrześcijańskie. Słowianie wierzyli, że strzygoniem stawał się człowiek, który powrócił ze świata zmarłych na ziemię. Aby temu zapobiec, nieboszczykowi po śmierci obcinano głowę lub przebijano go kołkiem. Praktyka ta wcale nie sięga wyłącznie czasów średniowiecza. Jeszcze w XIX-wiecznych wierzeniach ludowych stosowano ja jako zabezpieczenie się przed powstaniem z grobu ludzi, których uznawano za skłonnych do zostania strzygoniem. Według ówczesnych przesądów mogły nim być osoby rude, ze zrośniętymi brwiami, ludzie o dwóch duszach, zmarli bez spowiedzi itd. Strzygoń miał wstawać z grobu i wysysać krew ze zwierząt domowych oraz ludzi. Jego działaniem tłumaczono często wypadki nagłych śmierci. Zaś sama forma, którą zastosowałem w tytule książki, czyli „Stsygoń”, to pewnego rodzaju ukłon w stronę gwary mazowieckiej i regionu, z którego pochodzę. Mieszkańcy wsi bojarskich leżących w okolicy Międzyrzeca Podlaskiego mazurzyli i właśnie tak w swojej gwarze mogli nazywać strzygonia.

 

Skąd pomysł na książkę?

 

W jednej z publikacji znalazłem taki oto tekst źródłowy z XVII w: „[Ignacy Janota] który był Strzygoń główny. A ten po śmierci jawnie i potajemnie, tak we dnie i w nocy, będąc pogrzebiony u kościoła rajczańskiego, strachy szkody i napaści ludziom wyrządzał, chodząc po domach, pokoja nie dawał i dusić chciał. O co naradziwszy się, kazano go wykopać i głowę w grobie uciąć, i tak uczyniono. On przecie z głową uciętą chodził, którą przy sobie nosił, a ludziom złości wyrządzał”. Pomyślałem, że to świetny wątek na zbudowanie na tym gruncie dłuższej opowieści. Zacząłem się coraz bardziej wczytywać w tematykę polskiej demonologii ludowej, a także – co jest tematem pokrewnym – ludowej medycyny. Bo ta jako jedną z głównych przyczyn większości chorób uznawała zaklęcie, więc tam też występował pewien wątek magiczny. Wydawało mi się to dosyć interesujące, że ludzie z polskiej wsi, którzy sami siebie nazywali dobrymi chrześcijanami, w swojej codzienności kierowali się praktykami, wierzeniami i sprzecznymi z rzymską wiarą gusłami. Można to określić starym przysłowiem: „Bogu świeczkę, a diabłu ogarek”.

 

Gdyby miał Pan określić gatunek literacki „Stsygonia”?

 

Chyba fantasy, bo raczej nikt ze współcześnie żyjących nie uwierzy w wiele zawartych tam wydarzeń. Jednak nie opisywałem w książce swoich fantasmagorii. Pisałem ją z założeniem, że jedynie postaram się przedstawić świat, w którym prawdziwie się dzieje to, czego bali się nasi pradziadowie. Mnie samemu wydało się to bardzo ciekawe i dlatego chciałem tym zainteresować też innych. Do tego dochodzi również wątek regionalny, bo chociaż sama miejscowość, w której dzieje się akcja, nie jest nazwana po imieniu, to jednak, oczywiście, tworząc ten świat, odwoływałem się do mojej wiedzy o regionie.

 

Jak długo pracował Pan nad książką?

 

Kilka lat. W pewnym momencie praca nad „Stsygoniem” pokryła się z pisaniem monografii mojej rodzinnej miejscowości. Akcję osadziłem na terenie XIX-wiecznej wsi, na zachodnich granicach carskiej Rosji. W związku z tym musiałem najpierw zebrać materiał na temat życia codziennego w tamtym czasie. Praca nad książką historyczną „Wieś Przychody: Ludzie i miejsce” bardzo mi w tym pomogła.

 

Na społecznościowym portalu uruchomił Pan zbiórkę pieniędzy na wydanie książki. Dlaczego warto wesprzeć publikację?

 

Samo wsparcie książki na stronie wspieram.to/stsygon można też uznać za formę wcześniejszego kupna publikacji. Osoby, które wpłacą pieniądze, dostaną w zamian opisane nagrody. Jako pierwsi otrzymają książkę w miękkiej bądź twardej okładce, bogato ilustrowaną dziesięcioma rysunkami sporządzonymi przez dwie ilustratorki. Myślę, że jeżeli kogoś interesuje ta tematyka, wspierając zbiórkę, nie będzie zawiedziony.

 

Dziękuję za rozmowę.

MD