Bociany są kochane
Będący filarem Grupy EkoLogicznej Irek Kaługa do naszej redakcji wpada 22 marca jak po ogień. Zabieganie - chociaż bardziej pasuje tutaj słowo „zalatanie” - tłumaczy intensywnymi przylotami bocianów. I napiętym terminarzem, bo nie dość, że trwa inwentaryzacja ptaków, to za trzy dni wylatuje na tydzień do Bejrutu - też w sprawie bocianów... Inny świat? Chyba nie. Wszyscy przecież wyglądamy bocianów. W trakcie rozmowy, na którą Irkowi udało się wyrwać godzinkę, odbiera kilka telefonów. „Jest w gnieździe! Przyleciał!” - powtarza się najczęściej. Ludzie proszą też o pomoc w postawieniu złamanego słupa, na którym od lat gniazdują bociany, albo naprawę uszkodzonego gniazda. Grupa EkoLogiczna (GE) to kilkunastu pasjonatów - ekologów, przyrodników, edukatorów. Zajmują się szeroko pojętą ochroną przyrody, ale w centrum ich uwagi są bezsprzecznie bociany. Do tego mają pomysł na to, jak je chronić, i swoje, wypracowane przez lata metody ochroni i edukacji.
Pierwszy z obszarów działania dotyczy powiatu siedleckiego, który w ornitologicznym świecie znany jest z tego, że obrączkuje się tutaj najwięcej bocianów na świecie.
Obrączkowanie pomaga „śledzić” bociany, które przystępują do lęgów i zakładają gniazda. Do 10-15 kwietnia, tj. dopóki samice nie siądą na jajach, trwa gorący czas inwentaryzacji, m.in. odczytywania obrączek w terenie, ale też objazdu wszystkich bocianich siedzib. A o tym, co się w nich dzieje, dowiedzieć może się każdy z nas ze strony internetowej Grupy EkoLogicznej – dzięki kamerom zamontowanym przy gniazdach w Nowym Opolu i Woli Suchożebrskiej.
Badania i edukacja
– Nie ma tygodnia, byśmy nie mieli kilku próśb o to, żeby przyjść i poopowiadać nie tylko o obrączkowaniu bocianów, ale o przyrodzie i zjawiskach w niej zachodzących – przyznaje I. Kaługa. Przyrodników cieszy, kiedy takie edukacyjne pomysły wychodzą ze szkoły czy przedszkola. I potrafią się odwdzięczyć. Uczniowie pomagają gromadzić pieniądze na obrączki, a potem mają okazję uczestniczyć w akcji: mogą nadać imiona obrączkowanym przy nich pisklętom, otrzymują też specjalne certyfikaty. W ramach projektu edukacyjnego GE bierze udział ok. 1,5 tys. dzieci rocznie. Z pewnością pokochają bociany.
– Obrączkujemy co najmniej przez dziesięć dni w sezonie i nie mniej niż 500 piskląt. W 2017 r. – 1066 bocianów w ciągu dwóch tygodni. To rekord świata – wylicza I. Kaługa. Statystyki tylko częściowo oddają zakres pracy, jaką wykonują jego ludzie. Liczą i opisują gniazda – przy każdym z nich są w sezonie dwa, trzy razy. Tego wymaga odnotowanie m.in. terminu przylotu ptaków i efektu lęgu. Jeżdżąc do nich, pokonują ok. 1,7 tys. km. W 2018 r. na terenie powiatu siedleckiego gnieździło się 466 par. – Nasze bociany są stabilne, ale już widzimy zmiany. Ubywa np. bocianów w gminie Korczew, która z rolniczej przekształca się w gminę turystyczną – stwierdza krótko I. Kaługa. Przy okazji tłumaczy, dlaczego uwaga skupiona jest na powiecie siedleckim, bo takie pytania kierują nieustannie ludzie zapraszający ich w inne rejony: – Powtarzając badania w jednym konkretnym miejscu, mamy szansę względnie dobrze poznać te populację i wychwycić zmiany – takie jak w gminie Korczew.
Ponad granicami
Od 2013 r. GE prowadzi projekt „Bociany ponad granicami” ukierunkowany na Liban, gdzie ginie najwięcej przelatujących na zimowiska i wracających do Europy ptaków. Powód to kłusownictwo. Bocian jest tutaj gatunkiem chronionym, ale prawem mało kto się przejmuje. Ptaki giną nawet z rąk dzieci, które strzelają do nich dla zabawy. W 2015 r. w Siedlcach gościło kilkoro Libańczyków – m.in. brali udział w obrączkowaniu. W 2017 r. ekolodzy z Siedlec w ramach „Wyprawy z Reksiem” edukowali uczniów tamtejszych szkół. Rok temu grupa libańskich ekologów ponownie zawitała w Polsce – tym razem uczyli się, jak ratować kontuzjowane ptaki. – Pokazujemy Libańczykom, od dzieci do decydentów, że angażujemy się w ochronę bocianów i przeznaczamy na nią środki – stwierdza I Kaługa, wierząc, że chociaż nie da się tak szybko zmienić mentalności, to kropla drąży skałę.
Ludzie widzą nasz entuzjazm
PYTAMY dr. Ireneusza Kaługę, prezesa Grupy EkoLogicznej.
Poznaliśmy się dokładnie 20 lat temu, podczas objazdu bocianich gniazd… Od jak dawna po drodze Ci z bocianami?
Kiedyś usiadłem i zrobiłem taki rachunek sumienia. Wyszło mi, że interesuję się nimi od VI kl. szkoły podstawowej. To prawdziwe szaleństwo…
W Polsce, gdzie – jak pisał Norwid – „winą jest dużą popsować gniazdo na gruszy bocianie” bociany czują się dobrze. A czy są bezpieczne?
Plastikowe sznurki już nie są takim zagrożeniem, jak kilkanaście lat temu, ponieważ owijarki do siana wyparły snopowiązałki. Słyszy się o przypadkach, że bociany płoszą gołębie i ktoś próbuje do nich strzelać, ale to rzadkość. Generalnie bocian jest u nas kochany. To ptak kojarzony z pejzażem rolniczym i ze szczęściem. Kiedy wiosną pierwszy bocian siądzie na gnieździe, zaraz ktoś do mnie dzwoni, jak choćby zaprzyjaźniony pan Antoni z Drupi. Ludzie wyczekują przylotu bocianów. Chcą je mieć na swoim podwórku. Nawet kosztem ciągle ubrudzonego dachu.
Grupa Ekologiczna istnieje od siedmiu lat. Nie ma biura, stałej siedziby, solidnego budżetu. Jak to wszystko się kręci?
Ludzie widzą nasz entuzjazm. Poza tym naszą siłą są wolontariusze. „Jak możemy wam pomóc? Chętnie się przyłączymy!” – słyszę to ciągle. Kiedy odwiedzają nas goście, np. Libańczycy, nie musimy troszczyć się o nocleg, bo mamy grono zdeklarowanych współpracowników i przyjaciół, którzy tych gości przenocują, nakarmią, pokażą ciekawe miejsca i jeszcze zorganizują transport na obrączkowanie. Stoi za nami duża grupa osób, która wie, że to, co robimy, ma sens. Są dobrymi duchami: wspierają zakup obrączek, drukują nieodpłatnie ulotki, finansują pracę wysięgnika, kamer przy gniazdach itd. Te struktury i relacje budowaliśmy przez wiele lat.
Czy badacza, który doktoryzował się „z bocianów”, coś jeszcze jest w stanie zadziwić w ich świecie?
Im dłużej je obserwuję, tym bardziej przekonuję się, że ciągle się uczę. Zbierając materiały do pracy doktorskiej, uświadomiłem sobie, jak duże znaczenie ma najbliższe otoczenie gniazda, tj. teren w promieniu 420-500 m, bo tyle wynosi droga bociana na żerowisko. Tak się szczęśliwie składa, że w powiecie siedleckim warunki mamy sprzyjające, ale na naszych oczach to się zmienia. Nie zobaczymy już dzisiaj wypasanych krów. Łąki są koszone i to ekstensywnie. Oczka zasypywane. Tereny meliorowane. Rozmawiam z ludźmi i proszę, by terenu w pobliżu gniazd starali się nie przekształcać.
Dzięki nadajnikom dowiedziałem się, że bocian może pokonać 600 km w ciągu dnia. Owszem, im bliżej Afryki, tym potężniejsze są kominy termiczne ułatwiające przemieszczanie się. Ale to przecież zaledwie pięciokilogramowy ptak…
Z kolei obrączkowanie unaoczniło mi skalę zagrożeń związanych z urządzeniami energetycznymi i pozwoliło umiejscowić te, na których bociany masowo giną. Przy okazji okazało się, jak niezawodni ludzie pracują w Rejonie Energetycznym – zabezpieczają urządzenia, przebudowują je.
Dowiedziałem się też trochę o sobie… Mam pomysł na to, jak bociany badać, a w efekcie, jak chronić. Ale żeby chronić skutecznie, muszę być pilnym badaczem i wysnuwać trafne wnioski. A tutaj bez zdeterminowania, cierpliwości, hartu ducha – ani rusz.
Są pytania, na które szukasz jeszcze odpowiedzi?
Badacze twierdzą, że bociany osiedlają się daleko od miejsca urodzenia, szczególnie samice. U nas jest inaczej: te, które osiedlają się na terenie powiatu, wracają do siebie, a większość z tych ptaków to samice. Dlaczego?
Nurtuje mnie też kwestia wyrzucanie z gniazd jednego z piskląt. Panuje przekonanie, że taki los spotyka najsłabsze z bocianich dzieci. Ja od wielu lat twierdzę, że w pewnych okolicznościach jest to bociek najsilniejszy. Ale naukowiec nie może uprawiać „gdybologii”.
Szczerze mówiąc, pytań mam całe mnóstwo. Mam nadzieję, że na niektóre uda się odpowiedzieć jeszcze w tym sezonie. I mogą okazać się przysłowiową bombą.
Bociany przyniosły Ci szczęście?
Myślę, że tak. Mam wspaniałą córkę, którą bez dwóch zdań przyniosły bociany… Zawsze, i to się nie zmienia od lat, zapewniają mi dużą dawkę emocji. Różnych. Bo gdy patrzę na te, które zginęły na przewodach, albo odbieram ptaki połamane przez samochody – wyglądają jak jedno wielkie nieszczęście. Zimą niecierpliwie oczekuję wiosny: kiedy przylecą? Później zaczynam się denerwować, bo przypadków porażenia prądem jest bardzo dużo. Giną. Trzeba je leczyć, rehabilitować. W końcu myślę sobie: niech już odlecą, to odetchniemy. Przychodzi jesień, zima… i zaczyna się oczekiwanie: przylecą 19 marca, jak zwykle, czy później? Na 21 sezonów badawczych, tylko trzy razy była to inna data. Obecny rok jest wyjątkowy, bo pierwsze zjawiły się w gminie Skórzec już 15 marca.
Dziękuję za rozmowę.
LI