Komentarze
Nie przyzwyczaić się do życia ze znużoną nadzieją

Nie przyzwyczaić się do życia ze znużoną nadzieją

Jak co roku w poszczególnych diecezjach świata w Niedzielę Palmową odbywają się spotkania młodzieży stanowiące element całego światowego ruchu związanego ze Światowymi Dniami Młodzieży.

Odniesienia więc do ostatniego spotkania młodych z papieżem Franciszkiem na panamskiej ziemi są i zapewne będą nieodłącznym elementem najbliższej Niedzieli Palmowej. Przypomnienie bowiem kształci pamięć, a ta jest zasadniczym elementem zachowania tożsamości. Warto więc przypomnieć, co młodym mówił Ojciec św. I chociaż trudno jest w kilku słowach ogarnąć bogactwo treści, jakie przekazał papież Franciszek młodym w czasie Światowych Dni Młodzieży w Panamie, to nie można jednak przejść obojętnie obok tego, co głosił na styku Ameryki Północnej i Południowej. Jego słowa dla przyzwyczajonych do teologicznego żargonu wydawać mogły się lekko toporne, ale na pewno nie były „jak sztuczny miód”. Dotykały wszak tego, co dla każdego z nas jest najważniejsze - życia. To właśnie życie, zwłaszcza projektowane przez młodych ludzi, stanowiło klucz do zrozumienia przesłania Następcy św. Piotra.

I to nie „życie” jako termin słownikowy czy podręcznikowy, ale życie jako egzystencja konkretnego człowieka, zwłaszcza młodego, wraz z horyzontami przyszłości i przeszłości, z marzeniami i lękami, z doznaniem wzniosłości i dotknięciem zła. Życie jako jedyny, niepowtarzalny i niczym niezastąpiony cud najbardziej indywidualny.

 

Poszukiwanie klucza

Gdybym miał wymieniać dzisiaj najważniejsze wskazania Ojca św., zawarłbym je w połączeniu kilku słów: prawda – całość – nadzieja – powołanie – odwaga – miłość.

Papież Franciszek z całą mocą przekazywał prawdę, bez owijania w bawełnę, nawet najtrudniejszych dla dzisiejszego młodego człowieka spraw. Jak sam powiedział, lęka się Kościoła zabawiającego ludzi, pełnego kulturalnych eventów czy show dla mas. Kościół dzisiejszego świata, jak zresztą w ciągu całej swojej historii, to przede wszystkim wspólnota w drodze, oświecana słowem i miłością Pana Jezusa. Bóg wraz ze swoim zbawieniem jest zawsze blisko człowieka, ale nie po to, by go głaskać i pocieszać, ale by uczestniczyć w realnej drodze przez życie. Nawiedza każdą chwilę naszego istnienia i w każdej chwili jest na wyciągnięcie ręki, lecz nie oszukuje człowieka. Stawianie przez Niego wymagań jest Jego nadzieją złożoną w nas.

Dlatego nigdy Bóg nie neguje ludzkiego losu. Ojciec św. jasno wskazywał, że nic w naszym życiu nie jest obojętne. Nie można dla spokoju sumienia przekreślać własnej przeszłości, gdyż bez niej nie można spojrzeć z odwagą w przyszłość. Wszystko w naszym życiu ma jakiś sens i może stać się początkiem nadziei. Bóg nie chce naszej ucieczki od własnego życia, lecz jego przemiany. Szczęście nie jest iluzją odcięcia się od przeszłości, lecz przeobrażeniem opartym na historii własnej i innych ludzi.

Z tej Bożej nadziei rodzi się także i nasza. Świat dzisiejszy, co zauważył papież, jest huśtawką zmiennych idei, nastojów społecznych i oszustw, w które może złapać się młody człowiek. Remedium jest oparcie się na Nim, który nigdy nie oszukuje. To oparcie ma swój konkretny wymiar w akceptacji wspólnoty, którą On nam podarował. Ta wspólnota opiera się nie na planach ludzkich, zorganizowanych działaniach czy programach społecznych, ale na świętości każdego, z której można czerpać nadzieję dla siebie. W tej wspólnocie nie ma ludzi nieważnych, czy to z powodu grzechu własnego, czy też z powodu statusu społecznego. Świętość we wspólnocie Kościoła leży niejako na ulicy, spotkać ją można w sąsiedztwie, odkryć u swoich dziadków czy rodziców. W świecie, który człowieka traktuje jak towar, Kościół głosi niepowtarzalność i niezbywalną godność każdego człowieka.

 

Powołani do mocy i miłości

Ta godność wyraża się w potraktowaniu własnego życia jako powołania. Bóg, którego głosił w Panamie papież Franciszek, nie burzy naszych marzeń, ale wzmaga nasze pragnienie. Pragnienie wspaniałości życia. Posłuszeństwo temu Bogu i przyjęcie własnego istnienia, by potem oddać je w darze drugiemu, sprawia, że nic nie jest w stanie zniszczyć naszej radości. Żadne wydarzenie życiowe, klęska czy porażka nie powodują zniechęcenia, gdyż stają się okazją potwierdzenia nadziei złożonej w Bogu. Zarazem są punktem wyjścia do dawania świadectwa wobec świata.

Tego świata nie należy się bać. Ani tego zewnętrznego, ani tego, który nosimy w swoim sercu, być może poranionym lub naznaczonym grzechem. Traktując swoje życie jako powołanie przez Boga do szczęścia i dobra, zawsze mam odwagę z podniesionym czołem stanąć naprzeciw lękom i obawom, które nie pętają mnie i nie zniechęcają. Strach ustępuje przed odwagą, jak ciemność przed światłem. Życie moje nie jest już tylko brawurowym poszukiwaniem doraźnych przyjemności, lecz odważnym i pełnym determinacji głoszeniem Boga, który jest miłością.

Ta miłość stanowi równocześnie jedyny sens mojego życia. Oddanie siebie w darze nie umniejsza mnie samego, lecz pomnaża radość i szczęście. To nie utrata czegoś z własnych marzeń, lecz rozbudzanie w sobie i innych pragnienia nieskończoności, której świat dać nie może. Ona może spełniać się na salonach wielkich tego świata i na peryferiach „pozornie utraconych szans”. Dla niej nie stanowi bariery ani choroba, ani potknięcie życiowe, ani grzech, ani „zapomnienie przez wielkich tego świata”. Ona jedna sprawia, iż pewność mam w sobie i nie jestem uzależniony od uznania innych.

 

Wiatr w żagle, nie w oczy

Panamskie nauczanie papieża Franciszka nie jest łatwym i prostym planem na życie. To nie autostrada lekko prowadząca do celu, lecz ścieżka trudna, wymagająca. Jednak o człowieku nie świadczy „miękka szata” czy „łatwość życia”. O człowieku świadczy nadzieja, którą w sobie nosi i którą daje innym. Gdy więc wydaje się nam, iż wypływamy na szerokie i własne wody życia, warto obrać papieskie słowa jako kompas. Unikniesz raf i niebezpieczeństw, a wiatr będzie wiał w żagle życia, a nie w oczy. Buon viaggio!

Ks. Jacek Świątek