Mistrz światłocienia
Wybuchała afera, jakiej ks. Rafał Jaroszewicz z pewnością się nie spodziewał, umieszczając zdjęcia na portalu Fundacji SMS z Nieba. Temat podjęły najważniejsze serwisy informacyjne, wypowiedziały się autorytety od lewa do prawa. Nie zabrakło histerycznych pohukiwań, że oto historia zatacza koło, ponieważ fanatyczni duchowni powtarzają matrycę działania faszystowskich Niemiec (tam też palono książki!), że Kościół stacza się na dno itd. Ks. Jarosiewicz przeprosił. Ale problem pozostał. I jest daleko bardziej skomplikowany, niż może się to na pierwszy rzut oka wydawać.
Przede wszystkim wydarzenie zostało wyrwane z kontekstu, a jest on bardzo ważny dla zrozumienia, co tak naprawdę się stało. W parafii trwały rekolekcje. Jednym z tematów było wyrzeczenie się wszelkich elementów pogańskich – tego wszystkiego, co osłabia chrześcijańską nadzieję i przeszkadza w świadomym wyborze Jezusa Chrystusa jako jedynego Pana swojego życia. Nie ma w tym nic złego. Tym bardziej, że łatwiej nam dziś wierzyć w szczęście, które przynosi znaleziony guzik z munduru kominiarza niż w to, co obiecuje Chrystus.
Wyrazem tego miał być gest „wspomagający” decyzję woli, tj. publiczne, symboliczne zniszczenie elementów uznanych za nośniki treści sprzeciwiających się Ewangelii. Do mediów poszedł przekaz: sterta książek i przedmiotów, ogień i zaróżowione od niego policzki świadków płonącego „stosu”. Czy była to decyzja fortunna, gdy z góry dało się przewidzieć, że zdjęcia – wyrwane z kontekstu – mogą zostać opatrznie zinterpretowane (w sytuacji, gdy uparcie lansowana jest lewacka narracja, iż Kościół jest „hamulcowym” postępu, tęskni za średniowieczem, inkwizycją itd. ...
Ks. Paweł Siedlanowski