Lobbysta Bożego miłosierdzia
„To był człowiek ogromnie umartwiony, który nie szukał dla siebie żadnego uznania, podziwu czy poklasku” - wspominał ks. Sopoćkę w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej kard. Henryk Gulbinowicz, który poznał go jeszcze przed wojną w Wilnie. Opowiadał też, jak ks. Michał co jakiś czas przywoził mu opracowania na temat kultu Bożego miłosierdzia i prosił o przekazanie ich prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu, który tłumaczył: „Nie ma odpowiedniej atmosfery, teraz nie”. Ks. Sopoćko odbierał dokumenty i, mówiąc z kresowym zaśpiewem, zapewniał ks. Gulbinowicza: „A zobaczysz, miłosierdzie Boże zwycięży”. I miał rację.
S. Faustyna i ks. Sopoćko poznali się w czerwcu1933 r., kiedy zakonnica została jedną z jego penitentek. Początek tej znajomości kapłan opisał w swoim dzienniku. „Poznałem s. Faustynę w r. 1933, która od razu powiedziała, że zna mnie od dawna i że mam być jej kierownikiem oraz głosić światu o miłosierdziu Bożym”. Zaczęła też przedstawiać duchownemu swoje przeżycia związane z objawieniami Chrystusa, a także wydawane przez Niego polecenia. Były to: podjęcie starań o ustanowienie święta Miłosierdzia Bożego w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, namalowanie obrazu Jezusa Miłosiernego oraz powołanie nowego zgromadzenia zakonnego.
Spowiednik i sekretarka Jezusa
Ks. Spoćko na początku odnosił się sceptycznie do relacji s. Faustyny. Jako rozważny kierownik duchowy poprosił, by zakonnicę skonsultował psychiatra. Chodziło o wykluczenie choroby umysłowej. Kiedy lekarz stwierdził, że z Faustyną wszystko jest w porządku, zaczął ośmielać ją do spisywania swoich przemyśleń i wizji. Namawiał też, by zaczęła wprowadzać w życie życzenia Pana Jezusa, czyli mówiła o Bożym miłosierdziu i ukazywała Boga pełnego litości względem grzeszników. Ks. ...
MD