Nie dajmy się oszukiwać
Źródeł mitów przede wszystkim upatrywałabym w reklamach. Przykładem może być wiara, że kawa wypłukuje magnez. Skąd takie przekonanie? Ono nie wynika z rzetelnie przeprowadzonych badań naukowych czy obserwacji pacjentów z hipomagnezemią, lecz właśnie z reklam suplementów magnezu. Wielu producentów, chcąc sprzedać swój produkt, stosuje zasadę: nastraszyć i zaproponować rozwiązanie, czyli swój preparat. Tymczasem kawę jako ważne źródło magnezu w diecie wymienia się w wielu opracowaniach i badaniach. Innym przykładem mogą być leki na grypę. Kiedy zaczyna się okres przeziębień, niemal każdy pacjent trafiający do przychodni zaaplikował już sobie reklamowany preparat. A to są środki, które - wbrew reklamom - nie leczą. Nie działają przyczynowo na wirusy odpowiadające za chorobę, mają często złożone składy.
To już druga książka, w której rozprawia się Pani z medycznymi mitami. Skąd pomysł na publikację?
Z rozmów z pacjentami i znajomymi. Zadziwiające, ile nieprawdziwych informacji jest powszechnie uznawanych za prawdę, jak wiele funkcjonuje przesądów, które nie mają żadnego poparcia w nauce lub najnowsze badania już je obaliły. Nie podoba mi się, kiedy widzę, jak na każdym kroku próbują nas oszukiwać ci, którzy chcą po prostu coś sprzedać. Moje książki rodziły się przez posty na facebooku. Na swoim profilu zaczęłam publikować artykuły, w których prostowałam różne informacje, np. o piciu kawy, fobii gorączkowej czy lekach NLPZ. Odbiegały one od rad niektórych dietetyków i lekarzy. Ale każde moje zdanie to cytat wyników aktualnych badań publikowanych w recenzowanych czasopismach. Początkowo moje wpisy komentowano słowami: „niemożliwe, żeby to pisał lekarz!”, „co pani wypisuje!”. Odpowiadałam: „proszę dyskutować z profesorami i autorytetami, ja tylko przytaczam mądrzejszych ode mnie”. I tego typu komentarze się skończyły.
Czy jest z nami aż tak źle, że zamiast szukać pomocy u specjalistów bardziej wierzymy doktorowi Google, telewizyjnym reklamom, a nawet przesądom?
Często tak jest. Z pewnością wynika to po części z rozczarowania sytuacją w polskiej służbie zdrowia, ale i tym, że w każdym z nas tkwi większa lub mniejsza tęsknota za szybkimi i łatwymi rozwiązaniami To taka droga na skróty. A w przypadku zdrowia ona nie działa. Ważne, by mieć lekarza, któremu ufamy i będziemy słuchać. I nie polecam doktora Google. Diagnozowanie siebie przez internet jest szkodliwe. Nie wiem, za ile zawałów serca odpowiada, ale podejrzewam, że za sporo. Taka sytuacja: przychodzi pacjent z dolegliwością, która wcale nie sugeruje poważnej choroby, ale on poczytał w internecie i był tak przerażony, że nie spał całą noc.
Skąd biorą się medyczne mity i który uważa Pani za najniebezpieczniejszy dla ludzi?
Trudno powiedzieć, który jest najbardziej niebezpieczny. Dla niektórych może się okazać nim wiara w to, że suplement kupiony przez internet, a niekiedy i ten sprzedawany w aptece, jest zawsze bezpieczny. Tymczasem te specyfiki miewają dodane leki posiadające określone przeciwwskazania i działania uboczne. Ludzie uważają, że skoro lek przeciwbólowy jest sprzedawany na każdym rogu, w kiosku czy na stacji benzynowej, a do tego przyjmuje się go w rozsądnych ilościach, to nic nam nie grozi. To błąd. U osób obciążonych chorobami sercowo-naczyniowymi istnieje ryzyko wystąpienia zawału czy udaru.
Źródeł mitów przede wszystkim upatrywałabym w reklamach. Przykładem może być wiara, że kawa wypłukuje magnez. Skąd takie przekonanie? Ono nie wynika z rzetelnie przeprowadzonych badań naukowych czy obserwacji pacjentów z hipomagnezemią, lecz właśnie z reklam suplementów magnezu. Wielu producentów, chcąc sprzedać swój produkt, stosuje zasadę: nastraszyć i zaproponować rozwiązanie, czyli swój preparat. Tymczasem kawę jako ważne źródło magnezu w diecie wymienia się w wielu opracowaniach i badaniach. Innym przykładem mogą być leki na grypę. Kiedy zaczyna się okres przeziębień, niemal każdy pacjent trafiający do przychodni zaaplikował już sobie reklamowany preparat. A to są środki, które – wbrew reklamom – nie leczą. Nie działają przyczynowo na wirusy odpowiadające za chorobę, mają często złożone składy. Zawierają w sobie substancje, które mają pomóc w walce z katarem, a działają na cały organizm. A co za tym idzie – mogą np. podnosić ciśnienie krwi. Zdarzały się też przypadki niedokrwiennego zapalenia jelit właśnie po lekach na przeziębienie.
W „Mitach medycznych 2” zwraca Pani uwagę m.in. na to, jak ważna jest zdrowa dieta. Tylko co to właściwie oznacza? Zwłaszcza, że często coś, co jeszcze niedawno uchodziło za zdrowe, dziś już wcale takie nie jest…
Na pewno podstawą zdrowej diety powinny być rośliny: przede wszystkim warzywa i owoce. Zawierają bowiem aktywne związki, tzw. fitoskładniki, które chronią przed nowotworami, cukrzycą II typu itp. Proste do zapamiętania najnowsze zasady zdrowego odżywiania zakładają, że połowa każdego posiłku (zawartości talerza winna się składać z owoców i warzyw, druga połowa – w 60% z ziaren, w 40% z białek. Lepiej, by ziarna nie były oczyszczone, przetworzone, a białka miały różne pochodzenie.
Polacy wierzą w prozdrowotne działanie suplementów diety i stosują je na potęgę. Zawrotną karierę robi chociażby witamina D. Czy rzeczywiście to panaceum na mocne kości, zęby, mięśnie itd.?
Suplementy podlegają prawu żywnościowemu. Nie mamy instytucji, która badałaby ich skład. Musimy polegać na uczciwości producenta. A to zależy jedynie od jego dobrej woli, co sprowadza się do tego, czy wygra uczciwość, czy żądza zysku. A z tym jest przeróżnie. Wracając do witaminy D, jej zbyt mała zawartość w organizmie może wiązać się z większym ryzykiem chorób serca, cukrzycy, raka, zaburzeń nastroju. Niedobory witaminy D są szkodliwe, ale i nadmiar może mieć negatywne skutki. Tak jest również w przypadku innych preparatów, np. suplementacja większymi dawkami sztucznej witaminy E, A, beta-karotenu zwiększała w badaniach zagrożenie rakiem i innymi chorobami. W świetle najnowszych dowodów, zajadając tysiące jednostek witaminy D, bezrefleksyjnie zwiększamy ryzyko. Jednym słowem: co za dużo, to niezdrowo. Uważam, że warto sprawdzić jej poziom w surowicy, badając krew w laboratorium.
Dużo też mówi się o witaminie C, a konkretnie, że jej wysokie dawki mogą być skuteczne w walce z rakiem. Prawda czy kolejny mit?
Niestety, badania nie potwierdziły tej teorii. A było ich sporo.
Lepiej pić herbatę niż wodę – pisze Pani w rozdziale „Herbata niczym lekarstwo”. Dlaczego?
Ponieważ woda to woda, a herbata to woda z polifenolami. Jest bardzo dużo badań, które mówią o tym, że herbaciane polifenole chronią nasz mózg, serce, naczynia krwionośne. To może być herbata zarówno czarna, jak i zielona. Różnią się nieco składem polifenoli, ale dysponujemy dużą ilością badań stwierdzających, że jeden i drugi rodzaj herbaty sprzyja zdrowiu. Poza tym, dobrze popić herbatą tłustą potrawę. Pisałam o tym w artykule na tłusty czwartek: jak już mamy jeść pączki, to lepiej popić je mocną herbatą, bo wtedy nie wchłaniamy całego tłuszczu, węglowodanów i cukrów. Polifenole spożywane z wysokokalorycznym posiłkiem zmniejszają w naszych jelitach aktywność tych enzymów, które odpowiadają właśnie za wchłanianie.
Przeciętnemu człowiekowi raczej trudno dotrzeć do naukowych badań, na których opiera Pani swoją publikację. Jak zatem nie pogubić się w gąszczu informacji, medycznych mitów?
Nieustannie zachęcam czytelników: nie wierzcie we wszystko. Lepiej weryfikować. W internecie istnieją miejsca takie jak PubMed czy Cochrane library, gdzie zamieszczane są publikacje pochodzące z wiarygodnych źródeł i oceniane przez innych naukowców. Jeśli określony wynik badania został potwierdzony wielokrotnie przez różnych badaczy, z różnych części świata, to można uznać go za miarodajny. Potrzebna jest jednak znajomość języka angielskiego. Kiedy opracowuję dany problem medyczny, bazuję na materiałach i badaniach opublikowanych nie w języku polskim. A nawet jeżeli są to efekty pracy naszych naukowców, które często możemy znaleźć w światowych wydawnictwach, to również pisane są po angielskim.
Dziękuję za rozmowę.
MD