Rozmaitości
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

W zgodzie z naturą

Połączenie pasji z tradycją jest możliwe, czego przykładem jest Stanisław Czyż z Zaświatycz w gminie Hanna. W jego rodzinie pszczelarstwo jest przekazywane z pokolenia na pokolenie już od ponad stu lat.

Ostrowscy z Kuzawki, Łobaczowie i Kaźmirukowie z Dołhobród to pradziadkowie, którzy zajmowali się pszczelarstwem. Początkowo pasiekę stanowiły barcie i kłody, ale w latach 60, kiedy Jan - ojciec Stanisława - postanowił kontynuować rodzinną tradycję, barcie zamienił na ule. Pierwszy ul został podarowany J. Czyżowi przez sąsiada, który pochodził spod Ciechanowa. Z czasem jego pasieka powiększyła się do 12 pszczelich rodzin. - Kiedy byłem dzieckiem, ojciec nie pozwalał mi podchodzić do pszczół, zwłaszcza kiedy się roiły - opowiada pan Stanisław. Wyjaśnia, że pszczoły wchodzą w nastrój rojowy wtedy, gdy część z nich przygotowuje się do opuszczenia rodzinnego gniazda i szuka sobie miejsca na założenie nowego. To sposób na zapewnienie ciągłości gatunku. Pszczelarze starają się zapobiegać temu zjawisku, ale mimo to często dochodzi do wyrojenia części rodziny. Jeśli nie uda się takiego roju zlokalizować i zabrać do przygotowanego ula, pszczoły mają małą szansę na przeżycie.

– Pierwszy „chrzest” pszczelarski przeszedłem, gdy pod nieobecność ojca sam chciałem poradzić sobie z pszczołami, które właśnie zaczęły się roić – opowiada S. Czyż. – Nie chcąc ich utracić, przyniosłem drabinę i postawiłem przy drzewie owocowym, na którym na wysokości kilku metrów usiadł rój. Oczywiście założyłem solidny strój i kapelusz pszczelarski. Zacząłem je strząsać do worka, ale duża część pszczół trafiła na mnie i zostałem ponad sto razy użądlony, co skończyło się wysoką gorączką. Od tamtej pory uodporniłem się na jad pszczeli i już nie miałem kłopotów po użądleniu. Stwierdziłem, że skoro wyszedłem cało z takiej opresji, nadszedł czas, aby zająć się pszczelarstwem – wspomina.

W 2008 r. S. Czyż obiecał swojemu schorowanemu ojcu, że zaopiekuje się pasieką. – Dla ojca była to bardzo ważna sprawa, dlatego dałem mu słowo, że pszczoły nie przepadną – mówi pszczelarz. Dodaje, że dużo łatwiej zająć się pasieką, jeśli od dzieciństwa obserwuje się pracę przy pszczołach.

 

Spokojne beskidki

Pszczoły, które przejął pan Stanisław jako dziedzictwo po ojcu, były gatunkiem dość agresywnym – krainki skrzyżowane z pochodzącą z borów, tzw. borówką, która jest bardzo miodną pszczołą. Pierwszym krokiem było zapisanie się do Polesko-Nadbużańskiego Koła Pszczelarzy we Włodawie. Potem przyszła myśl o zajęciu się genetyką. Ta idea dominowała. – Postanowiłem dokonać zmiany genetycznej swoich pszczół, aby nie były tak bardzo agresywne, ale bardziej pracowite. Z pomocą przyszli państwo Niczyporowie z Włodawy, u których tradycja rodzinna sięga wielu pokoleń. Od nich dostałem zarówno matki, jak i pierwsze pakiety, tzw. małe rodziny, które później powiększałem – opowiada S. Czyż, który łączy prowadzenie pasieki z pracą zawodową, typowo biurową. Pszczelarz zaczynał od uli warszawskich, dość niewygodnych w użytkowaniu, głębokich, z ciężkimi ramkami. Z czasem zmienił je na ule korpusowe, wielkopolskie. – Zauważyłem, że pszczoły w tych ulach są bardziej żywotne – podkreśla. – Otwierając kolejny korpus, obserwuję, jak pszczoły wylewają się z ramek na wręgi. Pojawił się jednak problem, ponieważ kładąc korpus, musiałem uważać, by nie przygnieść owadów. Przypadkowo znalazło się i na to rozwiązanie. Będąc w podróży, w śląskim Świerklańcu, poznałem pewnego pszczelarza. Przypatrywałem się jego pracy przy ulach i zaobserwowałem, że pszczoły w ogóle nie wylegały z ramek, a tym samym nie było niebezpieczeństwa przygniecenia ich i utraty co najmniej kilkudziesięciu okazów przy nakładaniu korpusu. Na Śląsku zakupiłem kilka matek pszczelich. Dziś większość moich rodzin ma w swoim genotypie coś z beskidki, które są łagodne i spokojne – mówi pszczelarz.

 

Niebezpieczne opryski

Pszczelarz, obcując na co dzień z tymi owadami i znając swoje pszczoły, nie czuje zagrożenia również od innych pszczół. Oczywiście może zaatakować rój dziki, np. w lesie, ale generalnie – co potwierdzają starsi pszczelarze – każdy pszczelarz jest w pewnej mierze odporny na użądlenia. Obserwowanie życia tych pracowitych owadów pan Stanisław traktuje jako relaks po wyczerpującej pracy umysłowej.

Pszczoły to „dzieci słońca”, bo rozpoczynaj swoją ciężką pracę wraz z pojawieniem się jego pierwszych promieni. Pierwsza z ula wylatuje zwiadowczyni, która szuka najlepszego pożytku, czyli nektaru i pyłku. Potem wraca i tańcem przekazuje innym robotnicom kierunek, w którym znajduje się pożytek. Pracują od świtu do zachodu słońca, wykonując wiele lotów dziennie. Przeszkodzić im może np. burza, wtedy wracają do uli.

Najniebezpieczniejsze są jednak działania człowieka, szczególnie stosownie środków ochrony roślin. Kiedy pszczoła leci nad parującymi od chemicznych substancji uprawami, traci orientację i ginie w męczarniach. Pszczoła to owad będący na wyższym poziomie ewolucji, posiada układ nerwowy, serce i układ krwionośny z hemolimfą, więc odczuwa ból. – Właśnie z powodu oprysków straciłem ponad połowę pasieki – mówi pszczelarz z Zaświatycz. – Staram się ją odbudować, ale mam świadomość, że wiele zależy od wiedzy rolników. Sądzę, że posiadają dostateczne informacje na ten temat, tzn. że ze względu na loty pszczół nie powinni dokonywać oprysków swoich pól w ciągu dnia. Mimo wszystko dokonują zabiegów agrotechnicznych w porze lotu pszczół, łamiąc w ten sposób prawo i nie zważając na sankcje. Nie wiem, jakiego użyto herbicydu, ale zauważyłem porażenie układu nerwowego moich pszczół, które straciły zdolności nawigacyjne. Nie mogąc wrócić do ula, pełzały po trawie i ginęły – przyznaje pszczelarz. Jednocześnie apeluje o zrozumienie i wzajemny szacunek, a szczególnie o dbanie o wspólne dobro – naturę. Przypomina, że rolnik siejąc rzepak, może liczyć na prawie 25% większy plon dzięki zapylającym kwiaty pszczołom.

 

Apiterapia i relaks

Aby pozyskać dobry miód, potrzeba sporego nakładu pracy. – Podstawą są pożytki, czyli rośliny, które dostarczają nektar lub pyłek kwiatowy – podkreśla pan Stanisław. Okolice Hanny to tereny dość ubogie w pożytki, z dominującą monokulturą, tzn. dużymi połaciami zbóż czy kukurydzy. Pszczelarz sam obsiewa pożytkami ponad trzyhektarowe pole, na którym jest facelia, gryka czy nostrzyk, jednak nie stosuje nawozów sztucznych – z myślą o pszczołach. Zakupuje także rośliny i krzewy miododajne, np. przegorzan czy trojeść amerykańską, z której okazałych kwiatostanów pszczoły pobierają nektar do późnych godzin nocnych.

Zajmowanie się pasieką to zarówno praca, jak i relaks. – Kontakt z pszczołami daje wiele korzyści, przede wszystkim zdrowotnych – stwierdza S. Czyż i podaje przykłady dobroczynnego działania produktów pszczelich: – Mój ojciec znał pszczelarza z Żukowa o nazwisku Szepel, który leczył jedną kobietę apiterapią użądleniową. Pomogła jej na chore kolana.

Podobnie robi pan Stanisław, przykładając pszczoły do schorowanego kręgosłupa. Wspomina też o korzystnym działaniu olejków eterycznych z ula, które wpływają leczniczo na drogi oddechowe. Mówi również, że wytwarzany przez pszczoły propolis jest naturalnym antybiotykiem uodparniającym organizm człowieka. Dobroczynne działanie posiada mało znany pyłek pszczeli, którego spożywanie dostarcza organizmowi cennych witamin. Wiele leczniczych składników zawiera sam miód. Można spożywać go w różnej postaci, ale pan Stanisław szczególnie poleca rozpuszczony w ciepłej wodzie z dodatkiem soku z cytryny. Najlepiej, gdy spożywa się go na czczo każdego dnia.

Joanna Szubstarska