I tak się trudno rozstać…
Jako parafianie św. Teresy mieliśmy to szczęście, że dobry Bóg przysłał nam takiego - pozostającego we wdzięcznej pamięci - człowieka. Najpierw na krótko - w 2006 r. jako wikariusza i prefekta w Publicznym Gimnazjum nr 6, a potem - też, niestety, na krótko - jako proboszcza parafii. W 2006 r. o. Franciszek został rzucony na głęboką wodę - miał przygotować uczniów do przyjęcia sakramentu bierzmowania; rozbudzić w młodych przechodzących „okres burzy i naporu” miłość do Boga. Ojcu się to udało, bo nie tylko prostował ich światopoglądowe i emocjonalne ścieżki, ale także budził sympatię i uznanie dla swojej osoby - cieszył się autorytetem. Pamiętam, że w dniu, kiedy żegnał się z parafią, uczniowie jednej z klas uczcili ukończenie szkoły ogniskiem. Wszyscy jednak przyjechali na Mszę św., aby być ze swoim katechetą. Młodzi pamiętają, że późnym wieczorem o. Franciszek dołączył do nich na godzinę czy dwie, mimo że tuż przed wyjazdem miał z pewnością wiele innych obowiązków.
Dziś jego uczniowie są już dorośli, mają swoje rodziny, czasem nawet dzieci, rozjechali się po Polsce, ale ta lekcja sprzed dekady nadal w nich pracuje.
Ojcu chciało się też dołączać – zrywać w środku nocy i jechać z Katowic do Częstochowy dla krótkiego spotkania ze znajomymi – do pielgrzymkowej „Czwórki” wchodzącej bladym świtem na Jasną Górę.
Proboszcz
Nie dziwi więc, że w 2011 r. bardzo ucieszyliśmy się na wieść, że o. Franciszek wraca do Siedlec już jako proboszcz naszej parafii. Pamiętaliśmy, że to człowiek otwarty na innych, kapłan mądry i pobożny, a przy tym serdeczny. Nie spodziewaliśmy się jednak, że taki z niego gospodarz! Tymczasem otoczenie naszej świątyni zaczęło zmieniać się w niesamowitym tempie. Nie sposób wymienić wszystkich prac, jakich podjął się jako proboszcz – wszak kościół był budowany w siermiężnych latach 80 i aż się prosił o modernizację. I tak następowały kolejno: wymiana drzwi i okien, utwardzenie parkingów, uporządkowanie trawników, wykonanie oświetlenia i systemu nawadniania, wymiana okładzin filarów i odnowienie prezbiterium; wreszcie rzecz niewyobrażalnie trudna – malowanie świątyni, remont tzw. starej kaplicy, wymiana kostki brukowej wokół kościoła, remont dachu i elewacji, wymiana ławek, budowa ogrodzenia itd. Nie sposób wymienić wszystkich prac. Niemniej powodowały one w nas rosnące poczucie dumy z coraz piękniejszego domu Bożego.
O. Franciszek jest bez wątpienia estetą i zwolennikiem zasady: „Jeśli już coś robisz, rób to najlepiej, jak się da”. Kiedy w prywatnej rozmowie zwróciłam uwagę na ogrom i wagę podjętych działań, ojciec skwitował to krótkim zdaniem: „Oj tam, oj tam!”. Zaraz jednak dodał: „Jeśli ludzie dają pieniądze, to trzeba robić. A dają!”. Nie wiem, czy taca na cele inwestycyjne naszej parafii jest obfitsza od innych. Wiem natomiast, że żadna złotówka nie została zmarnowana.
Wdzięczni jesteśmy naszemu proboszczowi, że dzięki swojej pracowitości i organizacyjnym talentom pozwolił każdemu z nas pozostawić w parafialnej rzeczywistości swój mały materialny ślad. Potrafił też wykorzystać potencjał drzemiący w parafianach oraz pozyskać przychylność siedleckich przedsiębiorców i życzliwość lokalnych władz. Z powodzeniem zabiegał o fundusze z instytucji miejskich, krajowych i unijnych. Ledwie kończył jedną inwestycję, a już urzeczywistniał kolejny pomysł, nie dając sobie czasu na odpoczynek. Co ciekawe, ludziom te inicjatywy bardzo się podobały. Widzieliśmy przecież, że wyrównany chodnik, łagodniejszy podjazd nie jemu służą, ale tym, dla których pokonanie nierównej ścieżki jest wielkim problemem.
Dobrze nam było w tej piękniejącej świątyni z poczuciem, że współtworzymy coś ważnego na długie lata i jesteśmy bliżej Boga także dzięki działalności parafialnych wspólnot.
Duszpasterz
Ta aktywność przełożyła się na nasz rozwój duchowy. Pamiętam, że na pierwsze spotkanie z radą parafialną o. Franciszek przyszedł z dużym notatnikiem i „zamienił się w słuch”. Mieliśmy wiele pomysłów i próśb i, o dziwo, ojciec ich nie torpedował, ale skrzętnie zapisywał. Przy zachowaniu wielu nabożeństw i zwyczajów parafialnych pojawiły się nowe, np. Msza św. rekolekcyjna o 6.30. W 2014 r., z inicjatywy proboszcza, przeżywaliśmy tygodniowe misje święte – czas ogromnego wysiłku misjonarzy: o. Andrzeja Kordy OMI i o. Jarosława Szotkiewicza OMI oraz wszystkich posługujących w parafii kapłanów. Świątynię wypełniały tłumy zasłuchane, refleksyjne, ale i rozśpiewane. Był to czas przepełnionej radością formacji duchowej i życiowych remanentów; czas odnawiania wiary poprzedzony wielomiesięczną adoracją Najświętszego Sakramentu. Owa adoracja na stałe wpisała się w życie naszej parafii, bowiem kaplica fatimska została przystosowana do udostępnienia jej wiernym adorującym Najświętszy Sakrament w każdy piątek – od porannej do wieczornej Mszy św. To kolejny świetny pomysł o. Franciszka, a składana przezroczysta ściana pozwala przebywać także w przestrzeni świątyni, kiedy ktoś chce np. kontemplować fenomenalny krzyż w głównym ołtarzu ukazujący istotę Trójcy Świętej. Od dawna już nie obowiązują dyżury wspólnotowe, a mimo to, kiedy wejdzie się w piątek do kaplicy, są w niej pogrążeni w modlitwie siedlczanie. Bo do naszego kościoła przyjeżdżają ludzie z całego miasta.
„Wiara jest nam dana i zadana przez Pana Boga. Różne sytuacje życiowe sprawiają, że zadanie rozwoju wiary często zaniedbujemy i żyjemy, nie zawsze podobając się Panu Bogu. Winniśmy szukać różnych form, dzięki którym nasza wiara stanie się na nowo żywa i dojrzała” – napisał o. Franciszek w zaproszeniu na misje święte. Słowa te są nadal aktualne, a praca naszych oblatów pozwala wykorzystać wiele okazji do pogłębienia wiary. Rekolekcje w św. Teresie są zawsze starannie przygotowane, a rekolekcjoniści nigdy nie byli przypadkowi. Przychylnością o. Franciszka cieszą się też tzw. oddolne inicjatywy. Przoduje w nich młodzież, ale i dorośli czasem wychodzą ze swoimi propozycjami. Udziela się nam wspólnotowy charakter zakonników. Dostrzegamy, że współpracują ze sobą, a nie rywalizują, działają dla Pana i Jego wyznawców, a nie dla zaspokojenia własnych ambicji. I to jest także bez wątpienia efekt mądrego zarządzania o. Franciszka. Ojcowie wiedzą też, że mogą sobie pozwolić na drobne żarty, bo proboszcz ma, na szczęście, poczucie humoru. Dlatego kiedyś otrzymał od wikariuszy (publicznie) koszulkę ze swoim wizerunkiem i napisem nawiązującym do osoby Ojca Świętego Franciszka, natomiast młodzież podczas składania życzeń proboszczowi wywiesiła z galeryjki kościelnej płótno z napisem: „1050 Chrztu Polski/ 50 Proboszcza/ KSM”. Bo w naszym kościele jest miejsce na modlitwę, żart, dobrą muzykę, wartościową poezję… Nie ma tylko miejsca na politykę. I to jest piękne!
Ojciec
W sprawach wiary nasz proboszcz był zawsze pryncypialny. Co boskie – Bogu! Parafianie zawsze mogli liczyć na jego wsparcie, pomoc, dobrą radę… Znam przypadki osób ciężko chorych, którym spieszył z pomocą, organizował możliwość wyspowiadania się, poświęcał czas, zatrzymywał się… Z troską, łagodnością i taktem… Nie sądził, nie potępiał, nie ferował wyroków. Pomagał. Nie był urzędnikiem załatwiającym w kancelarii formalności np. pogrzebowe; był ojcem, który ma trochę więcej doświadczenia i wie, co jest lepszym rozwiązaniem. Na pewno są wśród parafian tacy, którym nie wszystkie proboszczowskie decyzje się podobały. Cóż, nikt nie jest doskonały; trzeba jednak przyznać, że służąc Bogu, o. Franciszek służy też ludziom i jest w tym autentyczny, wiarygodny, nigdy „na pokaz”. Na wielu zdjęciach widać, jak bardzo cieszą go dzieci i młodzież, bo trzeba kochać ludzi, żeby patrzeć na nich z uśmiechem. Mamy szczęście my, parafianie św. Teresy, że każdy z naszych proboszczów zostawiał w Siedlcach kawał dobrze wykonanej roboty, że każdego żegnaliśmy z autentycznym smutkiem rozstania, pokornie przyjmując decyzję Boga lub człowieka.
Długo by wymieniać wszystkie zasługi o. Franciszka. Wiemy, że dobry Bóg wynagrodzi dobro, które zostawia w Siedlcach – wieczność wszak jest długa!
MIRA POSTRZYGACZ