Różaniec wypełnia moje życie
- Nie ja tu jestem najważniejszy, tylko obecny w tabernakulum Pan Jezus - podkreślił G. Kasjaniuk na początku. - Działam na rynku muzycznym od wielu lat. Byłem konferansjerem i dyrektorem festiwali muzycznych. Odpowiadałem za promocję, organizację i prowadzenie imprez rockowych. Przez ponad dziesięć lat prowadziłem listę przebojów. Dlatego nieobca mi jest muzyka pop, disco, wszystko co znajduje się w muzycznym mainstreamie. - Kiedy kończyłem szkołę średnią, nie wyobrażałem sobie, że mogę pójść do pracy. Powiedziałem, że nigdy nie będę pracował fizycznie. Moja mama pracowała na trzy zmiany, a tata zmarł, gdy miałem 14 lat. Byłem przy jego śmierci. Brat poszedł na studia, a ja powiedziałem: nie, ja muszę mieć lepiej - opowiadał. - Co mogłem zrobić w tamtym czasie? Swój bunt, ból po stracie ojca, ból osamotnienia przeniosłem w muzykę i dałem ponieść się emocjom, które zawładnęły mną całkowicie. Co takiego się stało, że odszedłem od Pana Boga? - mówił G. Kasjaniuk. - To był ten moment, kiedy w popkulturze, muzyce zacząłem widzieć dla siebie ratunek.
Odszedłem od przeżywania Mszy św., nie widziałem podczas niej Pana Jezusa w ogóle. Przychodziłem, ale zaraz chciałem wyjść.
Odgrodziłem się od Pana Boga
– Kiedy wszedłem w muzykę, zacząłem być pociągany przez kolejne wrażenia i doznania, które niezauważalnie odciągały mnie od Pana Boga. To nie było tak, że powiedziałem: „Ja teraz, Panie Boże, odsuwam się od Ciebie”. Wszedłem w świat, który całkowicie odgradzał od Boga. Jak? Przede wszystkim tym, że coraz mniej czasu miałem na modlitwę. A w jej miejsce weszła całkowicie muzyka – chłonąłem wszystko – podkreślał. – Tam odnajdywałem cel życia, priorytety, to był mój kierunkowskaz na życie. Doprowadził do tego, że po latach nie potrafiłem się nawet przeżegnać na dobranoc. W głowie kręciły mi się płyty, których słuchałem. W miejsce Pana Boga wstawiłem muzykę. ...
Monika Król