Tysiąc pięćset godzin dla papieża
Ojca Świętego Jana Pawła II miałam okazję spotkać kilkanaście razy. Jedne z tych spotkań były krótkie, kiedy papież przejeżdżał czy przechodził blisko mnie. Inne - dłuższe, gdy uczestnicząc w Mszy św., prawie go nie widziałam z powodu odległości i tłumu pielgrzymów. Każde jednak pozostawiało niepowtarzalne wrażenie. Były to spotkania podczas papieskich pielgrzymek do Polski, jak i dwóch beatyfikacji w Rzymie (1989 i 2000 r.). Uczestniczyłam też w Mszy św. na krakowskich błoniach 18 sierpnia 2002 r., w czasie ostatniej pielgrzymki do ojczyzny. A w 2008 r. modliłam się przy grobie papieża w Rzymie. Największe przeżycie i wrażenie było moim udziałem 10 czerwca 1999 r., gdy Jan Paweł II przyjechał do Siedlec.
Pracowałam wtedy jako katechetka w Łukowie. Na tę uroczystość przygotowywałam się dwa lata, nie myśląc, że spotka mnie zaszczyt szczególnego spotkania z papieżem. Gdy w 1997 r. podano wiadomość o możliwych odwiedzinach Jana Pawła II w Siedlcach, postanowiłam wyhaftować Ojcu Świętemu bieliznę kielichową, którą w wolnych chwilach ręcznie wykonywałam (i czynię to do dziś na różne okazje). Cieszyłam się, że tym sposobem mogę uczcić jego wizytę na naszej podlaskiej ziemi, uświęconej męczeńską krwią unitów podlaskich.
Pół roku wcześniej zgłosiłam swój dar ks. Kazimierzowi Matwiejukowi, który w kurii był odpowiedzialny za liturgię papieskiej Mszy św. W sobotę 9 marca 1999 r. otrzymałam wiadomość, że swój dar wręczę Ojcu Świętemu osobiście. Już wtedy radość była nieopisana. Wyhaftowałam komplet bielizny kielichowej, której Ojciec Święty używał podczas Mszy św. w Siedlcach i 12 palek do przykrycia kielichów i paten na ołtarzu papieskim. Natomiast wyhaftowana przeze mnie bielizna kielichowa, którą osobiście wręczyłam, to: 20 palek, 20 korporałów, 40 puryfikaterzy i 40 ręczniczków, zapakowanych w foliowe pudełko.
Na tę Mszę św. na siedleckich błoniach, odprawioną w czwartek 10 czerwca 1999 r., o 10.00, przybyło bardzo dużo wiernych, w tym wiele osób z mojej rodziny, znajomych i moich uczniów. Przyjechała na tę uroczystość z Warszawy s. Sabina, moja rodzona siostra, także nazaretanka, która postarała się dla rodziców i najbliższej rodziny o miejsca w sektorze zerowym. Mój brat Józef posługiwał w służbie porządkowej. Na plac celebry trzeba było przybyć bardzo wcześnie, co najmniej cztery godziny przed rozpoczęciem uroczystości. O 9.30 papież przybył helikopterem na błonia. Mieliśmy okazję być tak blisko…
Wśród darów dla Ojca Świętego był paschał woskowy od pszczelarzy, piękna monstrancja od kolejarzy, narzędzia chirurgiczne od lekarzy i służby zdrowia, puszka do przechowywania Najświętszego Sakramentu od Cechu Rzemiosł Różnych, ornat od rodziców dzieci z Siedlec, makieta centrum charytatywnego wręczona przez kapłanów i kwiaty od władz miasta. Inne dary, jak rzeźby, obrazy itp., były przekazane prywatnie.
Kiedy podeszłam do Ojca Świętego, by wręczyć mu swój dar, pozdrowiłam go od moich najbliższych i uczniów, zapewniłam o serdecznej modlitwie. Odczułam, że słuchał mnie tak, jakby w tej chwili nie istniał nikt inny. Zapytał, czy jestem nazaretanką, chyba tylko dlatego, by zrobić mi przyjemność, bo z siostrami nazaretankami spotykał się nieraz, najczęściej w Krakowie. Otrzymałam różaniec. Ile razy biorę go w ręce, przypominam sobie ten dzień. Papież Polak był wielkim człowiekiem, który umiał słuchać, a przecież miał na głowie tyle spraw całego Kościoła.
Wprawdzie dla Jana Pawła II haftowałam bieliznę kielichową z racji beatyfikacji Męczenników Podlaskich (1996 r.), a potem beatyfikacji naszych Jedenastu Sióstr Męczennic z Nowogródka (2000 r.), jednak to wyjątkowe spotkanie pozostało niezapomniane i najważniejsze.
Dla Jana Pawła II poświęciłam ok. 1,5 tys. godzin. Haftując bieliznę kielichową, zawsze myślałam, że będzie ona służyła jednemu celowi: Najświętszej Ofierze Jezusa Chrystusa. Wiem też, że mój dar dotarł do Watykanu, bo otrzymałam osobiście podziękowanie w imieniu Ojca Świętego z obrazkiem – zdjęciem, z jego błogosławieństwem i autografem.
Z racji beatyfikacji i kanonizacji naszego papieża uświadamiałam sobie, że miałam szczęście spotkać wyjątkowego człowieka i ucałować jego święte ręce. Mam wiele zdjęć z Janem Pawłem II, które są niepowtarzalną pamiątką. Jedno wisi zawsze w moim pokoju.
s. dr Dorota Korycińska – nazaretanka
Praca kilku milionów pszczół
Gdy w 1979 r. pojechałem na spotkanie z Janem Pawłem II do Warszawy, miałem 42 lata. 20 lat później, podczas Mszy św. w Siedlcach, przypadło mi w udziale wręczyć mu paschał. Dzisiaj dożywam wieku papieża. Pozostanie on dla mnie wzorem, jak człowiek powinien odchodzić z tego świata.
Wszystko zaczęło się na placu Zwycięstwa w 1979 r., podczas pierwszej wizyty Jana Pawła II w Polsce. Pamiętam, jaką propagandę zrobili komuniści, żeby zniechęcić Polaków do udziału w tym wydarzeniu. Była mowa o upałach, straszenie śmiercią, organizowanie na pokaz szpitali polowych. Tym bardziej postanowiłem, że pojadę. Z nikim się nie umawiałem. Żona narobiła mi kanapek, jakbym wybierał się w kilkudniową podróż, bo też nie wiedziałem, czy powrót będzie prosty. Na siedleckim PKP zaskoczyły mnie pustki. Rozlegało się tylko echo kroków milicjantów przemierzających dworzec. Kiedy poprosiłem w kasie o bilet do Warszawy, kasjerka zaproponowała mi bilet powrotny. Pomyślałem: to znaczy, że wrócę. Na peronie spotkałem kilku kolegów i wyjeżdżałem z Siedlec już w towarzystwie.
W Warszawie – jak dojechaliśmy była 4.00 lub 5.00 – powitały nas cisza i spokój. Słychać było tylko samochody zraszające wodą ulice. No i zobaczyliśmy te nieszczęsne szpitale polowe, którymi nas tak straszono… Stopniowo zaczęło przybywać pielgrzymów. Tłum rósł. Papież został dosłownie obsypany kwiatami: ludzie rzucali je na samochód, wyściełali kwiatami chodnik, po którym jechał papa mobile. Wracając do domu, dzieląc się przeżyciami, byliśmy zgodni, że gdy przejeżdżał koło nas, przeszedł po nas jakby prąd, jakaś siłą… Dzisiaj mówi się, że ta pierwsza wizyta papieża w Polsce obudziła i zjednoczyła Polaków. Doskonale to rozumiem.
Kiedy już wiadomo było, że Siedlce znajdą się na trasie papieskiej pielgrzymki w 1999 r., zrodził się pomysł, by pszczelarze wręczyli Ojcu Świętemu paschał i miody. Nie chcieliśmy, żeby świeca była zrobiona metodą chałupniczą, zleciliśmy więc jej wykonanie krakowskiej firmie. Ten paschał miałem okazję nieść w procesji z darami, a następnie wręczyć papieżowi. Wrażenie ze spotkania z Ojcem Świętym było niesamowite. Czułem wielkie wzruszenie. Nie padło wiele słów. Koledzy domagali się relacji, a ja wiedziałem tylko tyle, że papież powiedział: „Pszczelarze!”. I pobłogosławił… Tak jak wszyscy otrzymałem pamiątkowy różaniec. Po pielgrzymce papieża zrodził się pomysł ufundowania przez nasze środowisko księgi pamiątkowej. Do tego dzieła włączyło się ok. 600 pszczelarzy z całej diecezji, zrzeszonych i niezrzeszonych. Piękna, oprawiona w skórę „Księga pamiątkowa Pszczelarzy Podlasia 1999” została poświęcona podczas Mszy św. w kościele Ducha Świętego i przekazana do Muzeum Diecezjalnego. Spotkanie z papieżem zainspirowało mnie do podjęcia kilku życiowych wyzwań. Jednym z nich było opracowanie drzewa genealogicznego mojej rodziny i zorganizowanie zjazdów rodzinnych.
Paschał, który ofiarowaliśmy papieżowi, ważył ponad 6 kg. Wosk z naszych pasiek, przekazany na świecę, był najwyższej jakości – zebrany został przez kilku pszczelarzy z tzw. plastrów dziewiczych. Te 6 kg musiało wypocić parę milionów pszczół. Pszczoły – nie tak, jak szerszenie, trzmiele czy inne owady – woskiem się pocą. Z niego budują plastry, w których się rozmnażają, robią magazyny itd. Ze względu na swoje właściwości wosk ma wielką wartość. Jest dziełem pracy pszczół. Przekazują nam je jak coś najcenniejszego, jakby to były ich srebra rodowe… Pszczelarze zawsze byli blisko Kościoła – nie ma co do tego wątpliwości. A o pszczole nie bez powodu mówi się „święty robak”. Nawet jeśli cywilizacja zniszczy przyrodę chemią, pszczoła przetrwa.
Spotkanie z Janem Pawłem II było jednym z największych i najważniejszych wydarzeń w moim życiu. Różaniec od papieża mam do dzisiaj. Pozostanie w rodzinie jako najcenniejsza pamiątka. Gdy w 1979 r. pojechałem na spotkanie z Janem Pawłem II do Warszawy, miałem 42 lata. Kiedy 20 lat później, podczas Mszy św. w Siedlcach, przypadło mi w udziale wręczyć mu paschał, miałem 62 lata. Dzisiaj dożywam wieku papieża. Pozostanie on dla mnie wzorem, jak człowiek powinien odchodzić. Uważam, że wszyscy, których życie przynajmniej częściowo przypadło na czas pontyfikatu Jana Pawła II, powinni czuć dumę – należą do pokolenia JPII.
Zdzisław Nikończuk – pszczelarz z Siedlec
LI