Kultura
Źródło: Lublin.uw.gov
Źródło: Lublin.uw.gov

Co się widziało, to się przekazało

Kiedy śpiewają, robią to tak, jak śpiewały ich mamy i babcie - po chachłacku. Gdy na scenie prezentują „Kiszenie kapusty” albo „Janowe wróżenia”, odtwarzają sceny, które pamiętają z dzieciństwa i młodości. Bez retuszu. Naprawdę. W wykonaniu Zespołu Śpiewaczo- Obrzędowy z Jakówek wszystko jest takie jak dawniej.

Jakówki to wioska pod Janowem Podlaskim. Niewielka - raptem z 70 domów, z czego znaczna część, jak się dziś powszechnie zdarza, stoi opustoszała. - Dzisiaj wszystkie jesteśmy już staruszkami - mówi dobrodusznie kierująca zespołem Maria Ochnik, wyliczając lata każdej z pięciu śpiewaczek, które ostały się z 12. Grupę tworzą poza nią: Halina Łukianiuk, Maria Harmida, Zofia Czurak oraz Regina Łukijaniuk. Mieszkają w Jakówkach i pobliskim Peredyle, ale przed laty przyjęła się nazwa Zespół Śpiewaczy z Jakówek. Kiedy zaczynały swoją artystyczną przygodę, pani Maria miała 27 lat, dużo zapału i miłość do śpiewania. Najpierw w Jakówkach powstało koło gospodyń wiejskich. Zespół - z inspiracji Janiny Nowickiej, nauczycielki w Szkole Podstawowej w Nowym Pawłowie - rok później.

– W tamtych czasach w domach nie było telewizora ani komputera. Kobiety schodziły się na prządki, darcie pierza. Każda z nas ciężko pracowała w swoim gospodarstwie, ale człowiek szedł, bo lubił śpiewać. I to nas chyba mobilizowało. Czas się zawsze znalazł – wspomina M. Ochnik. – Jak zaczynałyśmy występować, było nas 12. Ale poza gminę nie wyjeżdżałyśmy. Śpiewałyśmy a to na święcie kółka rolniczego, na dożynkach, a to na uroczystości Banku Spółdzielczego czy z okazji 1 maja. Tak było przez ponad dziesięć lat – tłumaczy pani Maria.

 

Pierwsze kroki na scenie

Na szersze wody śpiewaczki wypłynęły dopiero w 1981 r. Po raz pierwszy wzięły wtedy udział w przeglądzie kapel i śpiewaków ludowych w Białej Podlaskiej – i od razu zajęły pierwsze miejsce, które otworzyło im drzwi na Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym. Wróciły stamtąd bez nagrody, za to przekonane, że na ogólnopolskim forum nie chodzi o to, by zaśpiewać skocznie – „na ludową nutę”, ale prawdziwie. – Miałyśmy rok na przygotowanie się do kolejnego festiwalu. Już wiedziałyśmy, że trzeba zapytać mamy i babcie o dawne piosenki. Kiedy w 1982 r. pojechałyśmy do Kazimierza, nagrodzono nas trzecim miejscem – opowiada pani Maria. Ten pierwszy wielki sukces uskrzydlił je. Zachęcił do pracy. Na efekty długo nie trzeba było czekać. Były tym cenniejsze, że wypracowane samodzielnie. Nikt ich nie szkolił, jak śpiewać. Potem, gdy panie wzięły się za przygotowywanie pierwszego widowiska obrzędowego, kilku wskazówek udzieliła im instruktor z bialskiego ośrodka kultury. – W większości same podpatrywałyśmy innych i uczyłyśmy się – zaznacza M. Ochnik.

 

By nie poszło w zapomnienie

W repertuarze zespół z Jakówek ma ok. 200 pieśni, z czego ok. 30 w języku chachłackim [ukraińskim – przyp. red.], i liczne widowiska obrzędowe. – Wszystko, co w widowiskach przekazujemy, widziałyśmy na własne oczy: czy szykowanie gromnic do poświęcenia, czy kiszenie kapusty, święte wieczory albo wróżenie na św. Jana – wylicza z uwagą, że do Tarnogrodu, gdzie na Ogólnopolskim Sejmiku Teatrów Wsi Polskiej gościły trzy razy, nie można pojechać z przedstawieniem „oszukanym”. I jurorzy to docenili. – Co się widziało, to się przekazało – dodaje.

W tym roku wszystkie pieśni zostały nagrane. – Zapisane w zeszycie ktoś może przeczytać, ale melodii nie pozna. Chciałyśmy, żeby coś po nas zostało. Żeby ktoś miał pojęcie, jak śpiewałyśmy. Teraz to wszystko nie pójdzie w zapomnienie – mówi M. Ochnik. Bo chociaż panie tworzą wyjątkowy zespół z wyjątkowym repertuarem, nie mają następców. – Mamy piękne piosenki, przekazane nam przez starsze kobiety – po chachłacku i po naszemu. Weselne, korowajowi, patriotyczne… Ale nie będzie ich komu śpiewać Nie ma młodych. A ci, co są, nie mają do śpiewania chęci. Już się wszystko zakończy – stwierdza fakt.

 

Wczoraj i jutro

W parze ze wspomnieniami o osiągnięciach zespołu, który objechał całą Polskę, idą te dotyczące dzieciństwa, młodości i życia dawnej wsi. Pani Marii nie trzeba namawiać, by opowiedziała o „Sobótkach”. – U nas mówili „Janowe wróżenie”. Były piosenki o słońcu, o dziewczynach, o wiciu wianków. Pamiętam, jak biegałyśmy pod rzekę, jak starsze dziewczyny puszczały na wodę wianki. Jak kryły się, żeby chłopcy nie przyszli i nie przeszkodzili we wróżeniu. Cichaczem pod rzekę się szło – zaznacza. Te wspomnienia ożywają w widowisku „Janowe wróżenie”. Z kolei „Janowe wierzenia” to opowieść o ziołach, na których dawniej na wsi znała się każda kobieta, a najlepiej – tzw. babki. – Świetlik dobry był na oczy. Świętojańskie ziele, dziewanna, u nas nazywali „krowie ogony” – bo taka wysoka rosła… – uśmiecha się pani Maria.

Dzisiaj zespół w komplecie już nie planuje wyjazdów. Do Drelowa na Powiatowy Przegląd Kapel i Śpiewaków Ludowych M. Ochnik pojechała sama. Jako solistka wystąpiła też 26 maja na przeglądzie wojewódzkim w Lublinie, gdzie została zakwalifikowana do Kazimierza Dolnego.


Zespół Śpiewaczo-Obrzędowy występował podczas wielu imprez folklorystycznych gminnych, regionalnych i ogólnopolskich także międzynarodowych. W latach 2002-2004 brał udział w Festiwalu Zespołów Śpiewaczych z terenów nadbużańskich Polski, Białorusi i Ukrainy w Sokołowie Podlaskim. Dziesięciokrotnie zajął pierwsze, a siedmiokrotnie drugie miejsce na Wojewódzkim Przeglądzie Kapel i Śpiewaków Ludowych w Lublinie. W 1983 r. zdobył trzecią nagrodę na Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym, w latach 1991 i 1995 zdobył wyróżnienia, natomiast w 2005 r. najwyższą nagrodę – „Basztę”. W 1997 r. podczas Ogólnopolskiego Sejmiku Teatrów Wsi Podlaskiej w Tarnogrodzie zespół uhonorowano pierwszą nagrodą. W 2000 r. paniom przyznano drugie miejsce w Międzynarodowym Festiwalu Chórów Kolędniczych w Terespolu. Zespół uczestniczył wielokrotnie w „Biesiadach Nadbużańskich” w Kodniu, Janowie Podlaskim, Konstantynowie i „Święcie chleba” w Mińsku Mazowieckim.


MOIM ZDANIEM

Prof. Jan Adamowski – kierownik Zakładu Kultury Polskiej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie

„Jakówki” zawsze oceniałem bardzo wysoko – zarówno pod względem czysto wykonawczym, w trakcie wystąpień na scenie, jak też jako zespół śpiewaczy i obrzędowy. Przede wszystkim jednak – ze względu na styl. Panie utrzymują styl śpiewania charakterystyczny dla południowego Podlasia: na wysokich rejestrach, bardzo delikatny, trochę ściszony, bardzo specyficzny i zdecydowanie odróżniający się na tle województwa lubelskiego. Prezentują też dużą kulturę śpiewu. Gdy wchodzą na scenę, słyszy się zespół, a nie pojedyncze osoby, jak czasem się zdarza. Poza tym wszystkim mogą pochwalić się ciekawym, bardzo wartościowym kulturowo repertuarem. Mają tę świadomość, że ich pieśni obrzędowe były mocno osadzone w strukturze obrzędowej. W folklorze autentycznym liczy się przecież nie tylko estetyka, ładne wykonanie. Pieśni „wyjęte” są z danego fragmentu kultury i w nim znaczą, są potrzebne np. na przyjazd młodego do młodej, na błogosławieństwo, robienie korowaja czy dzielenie go. Tak samo jest z pieśniami sobótkowymi, które w wykonaniu Zespołu Śpiewaczo-Obrzędowego z Jakówek dokładnie pamiętam. Bardzo ciekawe są ich utwory religijne; w pamięć szczególnie zapadła mi bardzo oryginalna pieśń o Matce Bożej Leśniańskiej. Podczas festiwali i innych przeglądów zawsze prosiłem panie, a one chętnie na te prośbę przystawały, o zaśpiewanie piosenki o Jasiu z Podlasia…

Warto utrwalić tę twórczość dla potomnych. Warto też zająć się nią w kontekście analitycznym – z myślą o budowanie tożsamości kulturowej zarówno mikroregionu, w jakim działają, jak i szerzej – regionu południowego Podlasia. 

LI