Region
Źródło: ARCH.
Źródło: ARCH.

Porodówka z komplikacjami

Czerwcowe problemy na oddziale położniczo-ginekologicznym Mazowieckiego Szpitala Wojewódzkiego im. Jana Pawła II w Siedlcach na razie się skończyły. Jednak sytuacja nie wygląda różowo.

Przez dziesięć dni czerwca kobiety, które przyjeżdżały rodzić do tej placówki, spotykały się z odmową przyjęcia. To efekt kumulacji kilku czynników. Jak zapewnia prezes zarządu szpitala Marcin Kulicki, na razie sytuacja jest opanowana, jednak nie wiadomo, co będzie dalej. - Poniekąd padliśmy ofiarą własnego sukcesu. Wydaliśmy dużo pieniędzy na remont, wyposażenie oddziału, a w nagrodę mamy problemy - żartuje prezes, choć do śmiechu mu nie jest, patrząc na powagę sytuacji.

– Pacjentki są dla nas najważniejsze i pracujemy nad tym, by te kłopoty były przejściowe – dodaje. – Chcemy zwiększenia obsady, nowych kontraktów, żeby zapewnić płynność działania oddziału. Nawet kosztem deficytu musimy go utrzymać – mówi, dodając, że – mimo najszczerszych chęci i wyłożonych środków – w przypadku braku personelu nie będzie innego wyjścia, jak zamknięcie go.

 

Lipiec zabezpieczony

Na razie sytuacja została opanowana. Dyżury na lipiec są zapewnione, więc powinno obyć się bez problemów. Odmowa przyjęcia może wynikać jedynie z braku miejsca w placówce. Czerwcowe trudności, jakie się pojawiły, wynikły z kilku powodów: braku lekarzy, okresu urlopowego, a także z racji ustąpienia dotychczasowego ordynatora oddziału położniczo-ginekologicznego z funkcji. Największy problem nastręcza brak możliwości zapewnienia podwójnej obsady lekarskiej, czego wymaga Narodowy Fundusz Zdrowia w przypadku ewentualnej konieczności wykonania cesarskiego cięcia. – I właśnie tej obsady nie mogliśmy w 100% zapewnić mimo wprowadzania różnych rozwiązań, jak wspólny dyżur z chirurgami czy dyżur pod telefonem – tłumaczy prezes.

 

Wiek gra rolę

Oddział przyjmuje najwięcej porodów w regionie. Sześć lat temu było ich 720 rocznie, obecnie blisko 1,4 tys. To ogromny wzrost, a co za tym idzie – większe obciążenie pracą. Także z tego powodu lekarze mniej chętnie biorą dyżury tak często, jak kiedyś. – To poniekąd zrozumiałe, biorąc pod uwagę fakt, że kadra oddziału położniczo-ginekologicznego w zasadzie funkcjonuje od początku jego istnienia – tłumaczy M. Kulicki i dodaje, że zbudowanie stabilnego zespołu wymaga przynajmniej ośmiu lekarzy. To największy problem, z którym szpital będzie musiał w najbliższym czasie się zmierzyć.

– W tej chwili pozyskaliśmy nowych lekarzy dyżurujących i na razie mamy pełną obsadę – zapewnia prezes, dodając, że problem jest załagodzony, ale nie rozwiązany. Bo na horyzoncie nie widać młodych lekarzy, którzy chcieliby podjąć specjalizację pozwalającą pracować na oddziale położniczo-ginekologicznym. W efekcie nie ma komu zastąpić starszej kadry. – Nasz system będzie musiał się zmierzyć z tym problemem i myślę, że czeka nas w tym obszarze konieczność zmian, np. łączenie oddziałów tak, aby wykorzystać potencjał nie tylko techniczny, ale też osobowy, który najtrudniej pozyskać – mówi M. Kulicki.

 

Coraz mniej lekarzy

Siedlecki szpital nie jest jedyną placówką borykającą się z problemem braku lekarzy, co bezpośrednio przekłada się na finanse. Determinacja w pozyskiwaniu kadry prowadzi do oferowania coraz większych stawek, co, niestety, może placówce przysporzyć problemów w przyszłości. – Wyceny procedur przez NFZ nie zmieniły się od 12 lat, a w niektórych obszarach wręcz spadły. Zapowiadana od 1 lipca podwyżka okazała się niewielka, z pewnością niewystarczająca – zauważa M. Kulicki.

JAG