W miłości nie może być lęku
Uroczystości zgromadziły wielu przyjaciół i sympatyków bialskiego klasztoru kapucynów. Przybyłych powitał gwardian br. Bogdan Augustyniak. - Ten odpust u Matki Najświętszej wyprosił sam św. Franciszek. Dziś konfesjonały w naszym kościele są oblężone od samego rana. Dziękuję wszystkim, którzy tu do nas przybyli. W sposób szczególny wyrażam wdzięczność kapłanom i tym, którzy mają Maryję za patronkę - mówił br. Bogdan. Sumie odpustowej przewodniczył i homilię wygłosił o. Sebastian Wiśniewski, superior klasztoru ojców oblatów w Kodniu. Swoje rozważania rozpoczął franciszkańskim pozdrowieniem: „Pokój i dobro!”. Następnie nawiązał do Ewangelii o zwiastowaniu. Zaznaczył, że w wypowiedzi archanioła ewangelista użył konstrukcji gramatycznej, która wydobywa ukryty sens zawołania niebieskiego posłańca.
– Archanioł mówi: „Maryjo, nawet nie zaczynaj się lękać!” i w ten sposób ucisza Jej obawy oraz wprowadza głęboki pokój w serce Maryi. Ona jest Królową aniołów i ten anielski dar pokoju nosi i pielęgnuje w swoim sercu. Św. Jan powiedział do Kościoła, że w miłości, do której jesteśmy powołani, nie może być lęku. Czasami ludziom wydaje się, że przeciwieństwem pokoju jest wojna. I, rzeczywiście, tak jest w stosunkach międzynarodowych, ale w relacjach międzyludzkich przeciwieństwem pokoju jest właśnie lęk. Tam, gdzie on się pojawia, ludzie mogą iść nawet w stronę nienawiści – zauważył o. Sebastian.
Dobry lęk
– Kiedy archanioł mówi: „Nie bój się”, oznacza to: „Nie pozwól, aby w twoim sercu pojawił się paraliżujący lęk przed Bogiem, bo tego rodzaju lęk każe człowiekowi uciekać przed Panem i nie pozwala rozwinąć się miłości w naszych sercach. Taki lęk prowadzi do nienawiści i odbiera pokój serca – podkreślał o. S. Wiśniewski.
Przypominał też, że w Piśmie Świętym mamy przykłady „dobrego lęku”. Jednym z nich jest troska o drugiego człowieka, którą nosimy w sercu. Na pewno nie była ona obca także Matce Najświętszej, która z bólem szukała zagubionego Jezusa. Rodzajem „dobrego lęku” jest również bojaźń Boża. – To początek mądrości. To stan, kiedy człowiek ma w swoim sercu tylko jedną obawę; kiedy ma on świadomość, że jest noszony przez kochającego Ojca, że przebywa w Jego czułych ramionach przez całe swoje życie, ale jednocześnie wie, że posiada zdolność do tego, by uciekać przed Bogiem. Świadomość własnej grzeszności pobudza serce do dobrego lęku o to, byśmy nie wyrwali się z kochających ramion Boga – tłumaczył kaznodzieja.
Zanośmy ich Bogu
O. Sebastian zwrócił też uwagę, że współczesny świat cierpi na teofobię, czyli paniczny lęk przed Bogiem, który nie ma nic wspólnego z bojaźnią Bożą. – Ten lęk popycha niektórych ludzi do aktów nienawiści wobec Boga, Kościoła, kapłanów i osób wierzących. Nie bierze się to z chęci zrozumienia drugiego człowieka. Oni nie chcą zrozumieć, dlaczego wierzymy w taki sposób, dlaczego pewne sprawy są dla nas święte i nie może być inaczej. Z panicznego lęku przed Bogiem pojawia się w nich nienawiść. Dobrze, że tu dziś jesteśmy i że chcemy Panu Bogu mówić także o tych osobach, które czują neofobię – dodał. – Chcemy prosić, by Matka Boża Anielska wyjednała im serca pełne pokoju, żeby i oni mogli doświadczyć, jak cudownie jest być blisko Boga, jak dobrze jest przebywać w Jego obecności.
Zdarzył się cud
W ostatniej części homilii ojciec opowiadał o cudownych interwencjach Matki Bożej. Zaznaczył, że mógłby przytaczać bardzo wiele poruszających świadectw. Wspomniał o jednym – cudownym uzdrowieniu Marysi. Dziewczynka była trzecim dzieckiem Agnieszki. Dwoje poprzednich urodziło się jako martwe. Z jednej strony wszyscy cieszyli się więc z kolejnej ciąży Agnieszki, ale mieli też obawy. Marysia przyszła na świat 8 grudnia. Urodziła się w specjalistycznej klinice. Poród przebiegł pomyślnie, jednak kolejnego dnia organizm dziewczynki został zaatakowany przez groźną infekcję, w wyniku której przestały pracować nerki, a potem płuca. Stan dziecka był krytyczny.
– Najbliżsi Agnieszki zebrali się w domu, na stole postawili wizerunek Maryi i całą noc modlili się na różańcu, wołając o Bożą interwencję. Kolejnego dnia, a był to 13 grudnia, udali się do kliniki. Od pani ordynator usłyszeli: „W szpitalu pracuję już nie pierwszy rok i niejedno widziałam, ale to, co wydarzyło się tej nocy, jest dla mnie zupełnym zaskoczeniem. Zdarzył się cud. Dziecko znów ma zdrowe oba płuca, nerki też podjęły pracę. Nie wiemy, jak to się stało”. My wiemy, że cud wydarzył się dzięki Matce Bożej – podsumował o. Sebastian.
Suma zakończyła się wspólnym odmówieniem litanii loretańskiej i procesją eucharystyczną.
AWAW