Kościół
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Moi przyjaciele z czyśćca

Jeszcze niedawno mówiłam, że Bóg zabrał mi syna. Dziś wiem, że On go powołał. Nie uzdrowił mojego dziecka, ale uczynił w moim życiu inny cud - podkreśla Urszula Ślewińska, mama zmarłego trzy lata temu 26-letniego Pawła. Oto świadectwo, które pomoże nie tylko osobom w żałobie, ale wszystkim, którzy zastanawiają się, czy tam, po drugiej stronie życia, rzeczywiście coś jest. Śmierć to nie game over!

Mój syn umierał półtora roku na raka żołądka. Był kapitanem drużyny piłki nożnej, bez nałogów, wysportowany i nagle przyszła choroba. Pytał mnie: „Mama, dlaczego ja?” Nigdy nikogo nie skrzywdziłem, nie zrobiłem nic złego, dlaczego Bóg wybrał mnie?”. No właśnie: dlaczego? Paweł był ministrantem, miał narzeczoną Klaudię, którą poznał podczas pieszej pielgrzymki na Jasną Górę. Zostali na odległość rodzicami adopcyjnymi dziecka z Afryki. Po zaręczynach pojechali do Lichenia. Mieli plany, chcieli założyć rodzinę, ale ślubu nigdy nie było. Syn był zbyt chory. Jednak nie dopuszczałam myśli, że umrze. Lekarze przygotowywali mnie na to, lecz ja wierzyłam, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, że uzdrowi moje dziecko. Zaczęłam codziennie chodzić do kościoła. Zamawiałam ciągle intencję Mszy św. o uzdrowienie syna. Do tego doszły posty o chlebie i wodzie w poniedziałki, środy i piątki. W sumie 40 dni.

Modliła się cała rodzina, parafia, księża, biskupi, siostry zakonne, zgromadzenia klauzurowe, nawet papież, który przysłał Pawłowi różaniec. Miałam wodę z Lourdes, olejek św. Szarbela, relikwie św. Jana Pawła II i ks. Jerzego Popiełuszki. Odmówiłam kilka razy nowennę pompejańską i wiele innych modlitw do przeróżnych świętych. Leżałam krzyżem, płakałam i ciągle wołałam do Boga, ale On milczał, tak przynajmniej wtedy myślałam. Usłyszałam wówczas od księdza, że modlę się o cud, a co jeśli cudu nie będzie? Zapytał, czy stracę wiarę?

 

Aby z aniołami zagrał mecz

Cudu uzdrowienia nie było. Widziałam, że jest coraz gorzej. Syn przyjął wiatyk i święte oleje. Powiedziałam wtedy do Boga: „Jeśli taka jest Twoja wola, oddaję Ci moje dziecko. Tylko pamiętaj, aby tam, w niebie, z aniołami mógł zagrać dla Ciebie mecz”. A Matkę Bożą poprosiłam: „Teraz Ty jesteś jego Matką, zaopiekuj się nim”.

Syn nie był w szpitalu. Czas choroby spędził w domu i odchodził do Boga przy najbliższych. Na szafce stała zapalona gromnica. Czuwając, wciąż się modliliśmy. Odmawialiśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia, Różaniec, a ja cały czas prosiłam św. Michała Archanioła, by pomógł Pawłowi spokojnie przejść do domu Ojca. Zaczęliśmy odmawiać Litanię do Krwi Pana Jezusa i pod jej koniec, gdy wypowiadaliśmy słowa „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata”, syn odszedł, a ja powiedziałam: „Jesteś już w raju”. Nawet nie płakałam. Poczułam w sercu niesamowity pokój. ...

MD

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł