Komentarze
Czyste, bo nieużywane

Czyste, bo nieużywane

Nadchodząca niedziela w naszym kraju rozpalona zostanie nie tylko powrotem (jak twierdzą synoptycy) gorącego słońca na jesiennym niebie. Spór polityczny przybiera coraz bardziej na sile, więc i elekcja październikowa zawierać będzie w sobie elementy quasi rewolucyjne.

Wydaje się, iż królami tegorocznej kampanii wyborczej zostały sondaże, które publikowane na potęgę miały dowodzić siły partii rządzącej lub też wzrostu znaczenia wspólnoty różnych ugrupowań zwierających szeregi tzw. anty-PiS. Nie sposób było nie zauważyć, iż gra się toczyła w przelicznikach o każdy mandat w izbie niższej naszego parlamentu. Być może jest to wynik niepewności, czy w senacie obecna koalicja będzie miała większość. Gdyby jej nie miała, proces legislacyjny z punktu widzenia obecnie sprawujących władzę byłby zagrożony w łatwości przeprowadzania własnych planów ustawodawczych. Dlatego posiadanie w sejmie większości pozwalającej odrzucać poprawki senackie wydawało się celem tegorocznej kampanii wyborczej. Co ciekawe, ten sam mechanizm pojawił się w przygotowaniach do rozpoczętego w tym tygodniu synodu biskupów w Rzymie, dotyczącego spraw misyjnych w Amazonii. Zdobycie większości głosów pozwalających na przeprowadzenie własnych planów zdominowało namysł teologiczny, a przekonania z natury raczej ideologicznej zaprzątnęły umysły śledzących to wydarzenie i samych uczestników obrad watykańskich.

Być może znajdą się wśród nas ludzie, którzy powątpiewać będą o zbieżności wyborów w Polsce z obradami w sercu Kościoła. Otóż ta zbieżność pojawia się w strukturze odniesienia do ogółu wyborców, jak i ogółu członków Kościoła.

 

Nastawianie uszu?

W obu przypadkach nieustannie powtarzaną bowiem frazą było twierdzenie o potrzebie wsłuchiwania się w głos tzw. prostego człowieka. Konstrukcja samego pojęcia „prosty człowiek” przypomina mi jednak ideologicznie ukształtowane pojęcie „człowieka pierwotnego”, jakie w swoich pismach zawarł J.J. Rousseau. Ten XVIII-wieczny filozof oparł całość swojego spojrzenia na świat i teorie cywilizacyjne na domniemanym i ukutym dla własnych potrzeb ideologicznych obrazie człowieka nieskażonego cywilizacją. Najciekawszym jednak było to, że w całej doktrynie ani razu nie zająknął się o dowodach na istnienie realne takowego homo sapiens. On był tylko i wyłącznie wytworem jego fantazji i iluzorycznych marzeń. Ale nie stanowiło problemu dla Rousseau, by na takim człowieku oprzeć swoje rozumowanie i wskazania dla rozwoju cywilizacji w realnym społeczeństwie. Coś podobnego zachodzi w obu wspomnianych przeze mnie przypadkach. Polscy politycy nieustannie wspominają o potrzebach „zwykłych” ludzi, o wsłuchiwaniu się w ich bolączki i problemy, o wręcz samarytańsko ukształtowanym własnym odbiorze sytuacji w Polsce etc. A w gruncie rzeczy idzie o władzę. Władzę rozumianą nie tylko jako posiadanie możliwości przeforsowywania własnych planów i zamierzeń, ale przede wszystkim jako możliwość kształtowania rzeczywistości zgodnie z przyjętymi przez siebie założeniami ideologicznymi. Co więc ma to wspólnego z owym „słuchaniem zwykłego człowieka”? Raczej nic. Oczywiście nie zwalnia nas od chociażby potrzeby pójścia do urn wyborczych. Ja osobiście, wrzucając kartkę elekcyjną, biorę pod uwagę nie zapewnienia o słuchaniu mnie, ile raczej to, czy dane ugrupowanie umie szanować człowieka. Każdego.

 

Mała odległość pomiędzy spadłymi jabłkami

O rozpoczętym w Rzymie synodzie biskupów na razie chyba nie ma co się wypowiadać w kategoriach ostatecznych. Trzeba poczekać na finałowe ustalenia. Być może będzie podobnie, jak w przypadku wcześniejszych poczynań niektórych hierarchów, których zapędy ideologiczne zostały dość skutecznie opanowane. Ale być może nie. Zło nie śpi. Ciekawym „zbiegiem okoliczności” był fakt, że tego samego dnia, gdy odbywały się pierwsze obrady tego kościelnego gremium, w niedalekiej odległości od Watykanu, w jednej z sal na Via della Conciliazione odbyła się europejska premiera drugiej części filmu „Czarownica” z podtytułem „Mistrzyni zła”, opowiadającego o jakże pozytywnym wpływie wróżki Diaboliny na świat i losy konkretnego człowieka. Synod i premierę filmu oddzielało raptem 500 m. Wracając jednak do obrad synodalnych, to każdy z obserwatorów pamięta zdanie wypowiedziane przez papieża Franciszka, że samo zgromadzenie synodalne ma być formą słuchania, co Bóg poprzez ludzi ma nam do powiedzenia właśnie dzisiaj. Problem w tym, że już wypowiedzi innych hierarchów zamykają krąg tych, przez których ma Najwyższy przemawiać. Otóż pierwszego dnia synodu niemiecki kardynał R. Marx oświadczył był, że w ogóle nie słucha krytyków proponowanych w Instrumentum laboris rozwiązań. Co ciekawe, sam wyznał, że pojawił się na obradach synodalnych tylko dlatego, że zainteresowany jest rozwiązaniami, które (być może) pozwolą na kontynuowanie tzw. ścieżki synodalnej w Niemczech, zmierzającej jedynie do tego, by znieść celibat i dopuścić święcenia kapłańskie kobiet. Ze słuchaniem ma to mało wspólnego. Z narzucaniem – jak najbardziej. I żadnej nie gra roli w tym przypadku fakt, iż tzw. ścieżka synodalna została skrytykowana przez samego papieża Franciszka. Zresztą sam wybór przedmiotu słuchanego jest co najmniej dziwny dla życia Kościoła. Otóż słuchanymi mają być mieszkańcy Amazonii jako przekaziciele prawdy objawionej przez Boga. Dotychczasowa praktyka Kościoła była raczej słuchaniem tego, co Bóg mówi poprzez depozyt wiary (czyli doktrynę), by Kościół mógł odpowiedzieć na znaki czasu. Być może więc mamy do czynienia z przestawianiem znacznym kursu Kościoła.

 

Sondaże, sondaże, sondaże…

Jednym z elementów zajmujących media na świecie przed początkiem obrad synodalnych było ustanowienie nowych kardynałów. Jeden z nich kazał sporządzić swój krzyż kardynalski z elementów łodzi, na której płynęli imigranci z Afryki. Miało to być otwarciem się na dramat osób ginących w falach Morza Śródziemnego wraz ze swoimi marzeniami o szczęśliwej przyszłości. Trzeźwe spojrzenie niektórych komentatorów kazało zadać pytanie, czy znajdzie się taki kardynał, który sporządzi swój pektorał z elementów narzędzi chirurgicznych, którymi zabija się dzieci nienarodzone? Wszak ich ginie więcej niż wszystkich imigrantów. Niestety, raczej nie możemy się tego spodziewać, ponieważ temat ten na salonach celebrytów jest passe. A wydaje się, że niektórym z książąt Kościoła o to właśnie chodzi. Mają przecież czyste sumienie. Nieużywane.

Ks. Jacek Świątek