Komentarze
Co tam panie w polityce?

Co tam panie w polityce?

Niedzielna elekcja za nami. Chwila ciszy wyborczej to raptem mgnienie, bo już się rozpalają do czerwoności bulteriery poszczególnych partii.

Nawet w wieczór wyborczy w studiach tej czy innej telewizji posłowie Halicki i Szczerba dawali koncert „miłosnej mowy”. Wszyscy przecież są winni, a oni jako aniołowie nieśli dobrą nowinę pośród ciemny lud. Po odrzuceniu jednak zapłonęli gniewem i z wielką radością rzuciliby ogień i siarkę jak drzewiej na Sodomę. Choć im dzisiaj ta nazwa nie powinna kojarzyć się źle, biorą pod uwagę frekwencję ich partyjnych kolegów na marszach tzw. równości. Przyznam się, że nie do końca rozumiem wyrazy histerii w wydaniu tych czy innych celebrytów. Ganiający po ekranie monitora Michał Żebrowski z gołymi pośladkami w celu skomentowania niedzielnej elekcji poprzez kojarzące się z prezentowanym obrazem słowo, dodatkowo rymujące się z „kamieni kupa”, nie napawa mnie optymizmem względem kondycji intelektualnej naszego społeczeństwa. Zresztą pojawiające się na tej czy innej internetowej stronie obrazki z zapłakaną twarzą przechodzącą w kontur Polski (co miało być zapewne obrazem tragedii narodowej, jaka dokonała się w ostatnią niedzielę) jest dla mnie bardziej wyrazem trudności z opanowaniem emocji panienki, której wciąż nie wychodzi z facetami, aniżeli komunikatem na temat tego, co wydarzyło się nad Wisłą. A wydarzyło się i nie wydarzyło się zarazem.

Oczywiście, w głównej izbie naszego parlamentu PiS utrzymało większość. Porównywanie tego z poprzednią elekcją jest jednak cokolwiek kłamliwe. Po pierwsze dlatego, że partia ta startowała z innej pozycji w wyborach 2015, a z innej w 2019. Konstatacja ta ma swoje uzasadnienie w wyborach senackich. Fakt, iż rządzący nie zdołali obronić stanu posiadania w izbie wyższej, wskazuje dość wyraźnie, że ich narracja nie dotarła skutecznie do społeczeństwa. Powoływanie się na fakt, iż w 2019 r. na rządzących zagłosowało o blisko 2,5 mln więcej wyborców jest złudny, ponieważ wynika on z podwyższonej frekwencji, a nie z przekonania do siebie nowych wyborców. Naturalnym odruchem po ogłoszeniu wyników elekcji jest ocena stanu posiadania. I chociaż dla pracy parlamentarnej ważnym jest posiadanie konkretnej ilości mandatów, to dla przyszłości danego ugrupowania ważniejszym jest ilość osób popierających w ramach społeczeństwa. Dla partii rządzącej znamiennym jest podniesienie się wskaźnika procentowego wybierających ją osób, ale rzeczywiście pozostaje dyskusyjnym kontakt ze społeczeństwem. Bezpośrednio po wyborach pojawiły się głosy mówiące o dymisji szefa telewizji publicznej. Być może są to tylko przejawy jakiejś desperacji bądź też próby sił w obozie rządzącym, wyznaczające zakres posiadania przez partie tworzące Zjednoczoną Prawicę. Nie sposób jednak nie zauważyć, że może na tej linii zawiodła komunikacja ze społeczeństwem. Być może tak silnie wrył się w pamięć społeczną slogan: „TVP kłamie!”, że społeczeństwo przestało przyjmować za oczywistą oczywistość to, co na początku zmian po 2015 r. wydawało się sukcesem rządzących. Fakt, iż w obecnym parlamencie znajdą swoje miejsce ugrupowania zdecydowanie antysystemowe (w odniesieniu do systemu ufundowanego na pakcie okrągłostołowym), z jednej strony może oznaczać przepływ elektoratu Kukiza, ale z drugiej, iż społeczeństwo chce czegoś innego, aniżeli tylko kolejne obdarowywanie go prezentami.

 

Głębokie wody

W tym kontekście można zadać sobie pytanie: czegóż jeszcze może chcieć nasze społeczeństwo? Wyniki wyborcze wskazują na silną polaryzację sceny politycznej do tego stopnia, iż o mandacie senackim zadecydowały małe różnice. Biadolenie, iż taka polaryzacja jest rozbiciem jedności narodowej, wydaje mi się niestety głupie. Polacy, jak zresztą inne narody, są podzieleni wizjami kształtowania polskiego domu. Tak było i tak będzie. Polaryzacja stanowisk jest znaczącym wezwaniem do radykalnych zmian lub ich radykalnego zaniechania. Polscy wyborcy pokazali w tych wyborach swoje przekonanie, iż są całkowicie za lub całkowicie przeciw programowi dotychczas rządzących. Można owszem sądzić, że sprawa dotyczy tylko i wyłącznie sentymentów czy też upodobań, lecz moim zdaniem posiada ona głębsze pokłady. To, czego zapewne spodziewać się możemy w nowej kadencji parlamentu, to eskalacja wojny kulturowej. Dość dobrze widać to w przypadku tzw. najmłodszego elektoratu, w którym – choć pierwszeństwo dzierży partia rządząca – na następnych miejscach lokują się komitety ideologicznie znajdujące się na przeciwległych biegunach (Lewica i Konfederacja). Młodzi ludzie, którzy nie podchodzą do życia kunktatorsko, ponieważ nie znają smaku porażek związanych z brakiem pracy czy niskimi zarobkami, lokują swoje nadzieje w ideologicznych przekazach partii politycznych. Równowartość głosów oddanych na skrajną lewicę i skrajną prawicę jest tego dowodem. Lewica tylko dlatego otrzymała więcej miejsc w parlamencie, gdyż zadziałał jeszcze syndrom pogrobowców PRL. Ten fakt każe stwierdzić, że główni gracze polityczni będą musieli się określić ideologicznie i niemożliwym będzie kunktatorstwo chociażby w kwestii ochrony prawnej dzieci nienarodzonych, jak i w kwestii zmian kulturowych wywołanych rewolucją seksualną. Spory te można oczywiście wyciszać, ale lepiej będzie dla wszystkich, jeśli będą one rozegrane do końca.

 

Nie czekajcie na kabaret

Są wśród nas tacy, którzy twierdzą, że Sejm stanie się przy takim podziale mandatów jeszcze jednym forum działalności kabaretowej. Być może liczą na to, widząc w nowych ławach sejmowych takie postaci, jak Joanna Senyszyn, Janusz Korwin Mikke czy nie do końca za pan brat z rozumem internetowa gwiazdka Jachira. Dla działań sejmu jest to jednak folklorystyczny plankton, który uzupełni działania takich postaci, jak poseł Nitras czy Joanna Scheuring-Wielgus. Ten parlament nie będzie jednak sceną kabaretową, lecz miejscem potyczek gladiatorskich, w których gra toczy się nie o salwę śmiechu, ale o życie. I to życie wspólnoty narodowej. Nie spodziewam się więc spokojnej kadencji. A stan posiadania okaże się dopiero w maju, gdy zamkną się lokale wyborcze w prezydenckiej elekcji.

Ks. Jacek Świątek