Tylko konstruktywnie
Ten listopad taki straszny w tym roku znowu jest. O, jak wieje. Niedługo czapki będzie pewnie z głowy ludziom zrywać. Na dodatek jeszcze ten czas wymienili, specjalnie, żeby życie zakłócić. To ile teraz można uszczknąć tego dnia?! Ledwie, człowieku, wstaniesz, a już zaraz noc. Niczego się nie chce. I jeszcze przewidują, że zima ciężka ma być. Jak zawieje, to nigdzie nie dojedziesz. Albo mróz, ślizgawica jaka… Na pewno nie da się wyjść na ulicę, bo zaraz rrrym jak długi - i nieszczęście gotowe. A jak się ręka tobie albo i noga złamie, to ohohohohoho! Jaki cię doktor przyjmie, skoro kolejki wszędzie? A niechby nawet i przyjął, to który się nad twoim losem choć ciuteczek zlituje? I te święta jeszcze. Znowu sprzątaj, lataj, gotuj, usługuj - tak w koło Macieju. A na ulicach, a w sklepach?! Nie przejdziesz, żeby nie zahaczyć o kogo, nie przejedziesz, żeby się w korku nie nastać.
W ogóle w dobrą stronę ten nasz świat nie zmierza. Wszystko by to tylko o kant czegoś tam potłuc! A będzie jeszcze gorzej. Bo czasy takie nastały, że już nie wiadomo co!
Znamy to? A jakże. No, może trochę z tym narzekaniem przesadziłam. Ale chyba nie tak znowu bardzo. Wystarczy parę razy wsiąść do autobusu byle jakiego. Najlepiej tego miejskiego, gdzie spora grupa narodu bez jakiegokolwiek skrępowania uskutecznia rozmowy – głównie telefoniczne. I poproszę teraz – też bez skrępowania – jeden paluszek w górę za każdą podsłuchaną pogodną rozmową, i jeden za taką, w której narzekanie tylko. Jaki mamy bilans? I jakie nas podczas słuchania takiego czarnowidztwa uczucia dopadają? Albo dołączymy do narzekacza, albo wezmą nas takie nerwy, że na kimś pierwszym z brzegu się to musi skrupić.
Proszę jednak nie wyciągać zbyt pochopnych wniosków. Nie jestem aż tak wredną egoistką, żeby odcinać się od nieszczęść czy problemów bliźnich. Ale co innego problem, a co innego mania narzekania. Nie mówię bowiem o przypadkach wymagających – także lekarskiej – pomocy, tylko o tych ludzkich narzekadłach, które – gdyby nawet i całkiem nie najgorzej im było – za nic się do tego nie przyznają. Bo co? Bo brak narzekania to, według nich, brak poważnego podejścia do rzeczywistości? Bo człowiek zdenerwowany jest synonimem odpowiedzialności? Bo biadolenie ma pokazać innym, jak to się tym wszystkim serdecznie przejmujemy? Ufff…
Narodzie! Mamy cieplusieńki listopad, jakiego najstarsi ludkowie nawet nie pamiętają, radosny czas oczekiwania na zaniedługie święta, na ogólnorodzinne spotkania… A tak w ogóle to już za chwilę wiosna. Świat znów się zazieleni, zakolorowi cały! Czyli że uszy – choćby i trochę przymrożone – do góry! I jeśli już musimy ponarzekać – to tylko konstruktywnie. Okej?
Anna Wolańska