Historia, która nie dała spokoju
Publikacja rozeszła się jak przysłowiowe świeże bułeczki. Nakład wyniósł 100 egzemplarzy. Wszystkie zostały rozprzedane. Autor nosi się z zamiarem dodruku. Pan Maciej ma 22 lata i jest studentem prawa na UKSW w Warszawie. Cieszy się z tego, że jego publikacja wzbudza duże zainteresowanie ludzi i mediów. Początkowo w ogóle nie myślał o pisaniu monografii. - Mieszkam w Terespolu, ale Krzyczew znam od dziecka. Stamtąd pochodzi moja mama. Do dziś mieszkają tam moi dziadkowie. W Krzyczewie spędzałem każde wakacje. Zjeżdżałem razem z kuzynką na całe lato. Nierzadko wędrowaliśmy w okolice kościoła i dworu. Lubiłem zastanawiać się, jak dawniej wyglądała wieś - wspomina M. Barmosz. O jej historię pytał także dziadków, ale oni nie potrafili powiedzieć zbyt wiele. Któregoś dnia babcia pana Macieja podarowała mu jedną z książek ks. Zdzisława Oziembły, który wydał kilka publikacji poświęconych tamtejszym okolicom. Kapłan był długoletnim proboszczem parafii Neple. Krzyczew wchodzi w jej skład od wielu dziesięcioleci.
– Informacje zebrane przez ks. Z. Oziembłę bardzo mnie zaciekawiły i zmotywowały do szukania szerszych wiadomości. Najpierw napisałem broszurę o Krzyczewie. Opierałem się na faktach ustalonych przez ks. Z. Oziembłę, monografii gminy Terespol oraz informacjach znalezionych w sieci. Broszurka liczyła ok. 60 stron, zawierała sporo grafik i zdjęć. Mimo wszystko czułem niedosyt. Historia miejscowości, z którą się zżyłem, nie dawała mi spokoju – mówi pan Maciej.
Z publikacji proboszcza parafii Neple dowiedział się o Michale Kuczewskim, wnuku ostatniego właściciela majątku w Krzyczewie. Okazało się, że mieszka on w Kanadzie. Młody regionalista dotarł do niego dzięki jednemu z portali społecznościach.
– Wysłałem wiadomość: „Piszę książkę o Krzyczewie. Czy mógłby mi pan pomóc?”. Dziś śmieję się na wspomnienie tamtej prośby. Gdyby do mnie napisał jakiś 15-latek i wmawiał, że pisze książkę, potraktowałbym go z przymrużeniem oka. Pan Michał podszedł do mojego apelu bardzo poważnie i przesłał mi sporo materiałów. Udostępnił około 100 archiwalnych zdjęć pochodzących z zasobów rodzinnych. Najstarsze, przedstawiające dwór, datowane jest na rok 1907. Inne pochodzą z okresu międzywojennego. Od M. Kuczewskiego otrzymałem też dużo informacji i wspomnień. Pan Michał narysował mi również drzewo genealogiczne swego rodu. Mając tak wiele materiału, postanowiłem napisać monografię i rozpocząłem zbieranie kolejnych wiadomości… – rozpoczyna opowieść nasz bohater.
Ludzie i akta
W pracy nad monografią postanowił wzorować się na ks. Z. Oziemble. Podobnie jak poprzednik, chciał m.in. dotrzeć do ludzi, którzy mają wiedzę o dawnym Krzyczewie. Przepytał ok. 20 najstarszych mieszkańców wsi i tych, którzy niegdyś żyli w miejscowości, ale z niej wyjechali.
– W monografii zaznaczam, kto jest autorem wspomnień. Cytuję tak, jak mi opowiadano, aby choć trochę zachować dawny styl wypowiedzi i język. Każde z tych spotkań wspominam bardzo miło. Zyskałem nie tylko wiedzę historyczną, ale też życiową. Moi rozmówcy traktowali mnie z serdecznością, kibicowali moim zamiarom i motywowali do pracy – tłumaczy student.
Jak każdy rasowy historyk, nie ominął też archiwów. Korzystał z zasobów ArchiwumPaństwowego w Lublinie i Radzyniu Podlaskim, z warszawskich: Archiwum Akt Dawnych i Archiwum Akt Nowych. Pojechał także do Archiwum Straży Granicznej w Szczecinie, ponieważ po II wojnie światowej w Krzyczewie funkcjonowała jednostka Wojsk Ochrony Pogranicza.
Dwór i cerkiew
Pan Maciej przeanalizował setki stron dokumentów archiwalnych. Najbardziej żmudne było przeglądanie ksiąg wieczystych, zgromadzonych w archiwum Sądu Rejonowego w Białej Podlaskiej. Liczyły one nawet 400-500 stron. Były pisane odręcznie.
– Monografię tworzyłem według tradycyjnego klucza; skupiałem się na trzech podstawowych ośrodkach: na dworze, parafii i wsi, jako wspólnocie. Pokazałem, jak zmieniały się na przestrzeni dziejów. Życie w Krzyczewie koncentrowało się wokół dworu i dziedzica, któremu włościanie świadczyli m.in. pańszczyznę. Drugim ważnym miejscem była cerkiew unicka. Wiara i kult stanowiły nieodłączny element codzienności tutejszych ludzi. Krzyczewscy unici również buntowali się przeciwko likwidacji Kościoła greckokatolickiego. Organizowali we własnym obrządku tajne śluby, chrzty i pogrzeby. Na wszelkie sposoby unikali wypełniania carskich zarządzeń, które uderzały w ich wolność i godność, lub je obchodzili. W publikacji poruszam także kwestię buntu w gminie Bohukały, do której niegdyś administracyjnie należał Krzyczew. Zajście miało miejsce w 1897 r. Mieszkańcy gminy protestowali przeciwko prorosyjskim zarządzeniom wójta, który w trakcie spisu powszechnego zapisywał ich jako Rosjan i ludzi obrządku prawosławnego. Mieszkańcy Krzyczewa zawsze deklarowali, że są Polakami i katolikami. Czyn wójta wywołał opór. Ponad 50 manifestujących włościan aresztowano. Sprawa trafiła do sądu. Ten uznał rację mieszkańców i uniewinnił oskarżonych. Wójt za karę został zdjęty ze stanowiska – opisuje pan Maciej.
Nasi bohaterowie
Na końcu monografii młody regionalista przedstawił sylwetki zasłużonych mieszkańców Krzyczewa. – Chciałem, aby ci, którzy do tej pory byli zapomniani, stali się powszechnie znani. Z opisywaną wsią związany jest m.in. bł. Wincenty Lewoniuk. W wielu opracowaniach podaje się, że błogosławiony urodził się w Krzyczewie. Według moich badań przyszedł na świat w Mokranach należących do unickiej parafii w Krzyczewie, z którego pochodził jego ojciec. Małżonkowie po ślubie zamieszkali w rodzinnej miejscowości matki Wincentego. Być może po narodzinach syna przenieśli się do Krzyczewa. W akcie zgonu bohaterskiego unity widnieje zapis: „pochodzący z Krzyczewa” – wyjaśnia rozmówca.
Dopowiada, że z Krzyczewa wywodził się także Jan Fedoruk. – Urodził się tutaj w 1906 r. Uczył się w Brześciu, potem trafił do wojska. Służył w jednostce, którą dowodził gen. Maczek. Po wojnie znalazł się w Anglii. Tu poznał swoją żonę Dorę. Oboje patronują domowi pielgrzyma w Pratulinie. Jan Fedoruk zmarł w 1974 r. Odszedł dokładnie 100 lat po tragicznych wydarzeniach w Pratulinie. W czasie męczeństwa zginął jego dziadek Jan Andrzejuk. Dora tak pisała o swoim mężu: „Janek nigdy nie komentował swojej roli jako żołnierza podczas II wojny światowej, ale wiele razy słyszałam, jak mówił: mój kraj był wykrwawiony na śmierć. Janek był prawdziwym patriotą, gotowym umierać za swoją ojczyznę tak, jak jego dziadek za Kościół” – cytuje M. Barmosz.
Pracowici poprzednicy
Pan Maciej zadedykował swoją monografię ks. Z. Oziemble i Janowi Martyniukowi. Ks. Zdzisław był proboszczem parafii Neple w latach 1955-1992. Mieszkał tu do samej śmierci. Zebrał pokaźną ilość dokumentacji archiwalnej. Napisał książki „Neple i okolice” oraz „Wierni Bogu i Ojczyźnie”. Pod koniec życia wydał broszurkę „Krzyczew i okolice”. Była ona cegiełką na remont tutejszej cerkwi. Każdy egzemplarz opatrzył odręcznym podpisem.
– Pierwszym człowiekiem, który zaczął zbierać informacje o Krzyczewie, był jednak Jan Martyniuk. Pozostał po nim artykuł o historii tej wsi, opublikowany w 2001 r. w „Gońcu Terespolskim”. Wiem, że pozostawił po sobie zeszyt, w którym notował informacje o Krzyczewie. Ale notatnik zaginął. Ks. Z. Oziembło zmarł w 2010 r. a pan Jan w 2008 r. Niestety, nie udało mi się z nimi spotkać i porozmawiać. Zabiegałem, by moja monografia była napisana czcionką „Brygada 1918”. Została ona stworzona w dziesiątą rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Uważam, że jest i ładna, i symboliczna. W ubiegłym roku została zaktualizowana i udostępniona do powszechnego użytku. Wybierając ją, chciałem upamiętnić 100-lecie odzyskania niepodległości w wymiarze lokalnym – podsumowuje M. Barmosz.
– Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi w wydaniu monografii „Krzyczew – dzieje wsi znane i nieznane”. Za wsparcie jestem szczególnie wdzięczny gminie wiejskiej Terespol oraz Gminnemu Centrum Kultury w Kobylanach. Jeśli ktoś z czytelników Echa ma ciekawe informacje lub materiały o Krzyczewie, bardzo proszę o kontakt -apeluje pan Maciej.
Agnieszka Wawryniuk