Biznes jest biznes
W ubiegłym tygodniu wielu mieszkańców planety po raz kolejny wstrzymało oddech, oczekując w napięciu, co też mądrego powie młody autorytet ekologów, który po trzech tygodniach żeglugi przez Atlantyk na pokładzie nowoczesnego katamaranu z wychodkiem oraz kilkugodzinnej podróży „środkiem transportu zostawiającym znikomy ślad węglowy” dotarł tym razem do Madrytu, na kolejny już szczyt klimatyczny. Greta Thunberg, bo o niej mowa, od pewnego czasu jest kimś więcej niż tylko symbolem walki z tzw. globalnym ociepleniem. Dziecko, które jeszcze niedawno wyciągało palcem gile z nosa, stało się dziś wyrocznią, jedną z najbardziej wpływowych osób na świecie, drogowskazem pokazującym, w jakim kierunku wypada podążać, by nie odstawać od „lepszej” części społeczeństwa.
Świadomy oburzenia i irytacji jaką wywołają – zwłaszcza wśród postępowych i poprawnych politycznie ekowyznawców – tego typu ironiczne sformułowania, doskonale zdaję sobie sprawę, że ochrona środowiska to idea ze wszech miar słuszna, a w wielu przypadkach już wręcz konieczna. Problem pojawia się jednak wówczas, gdy uzasadniona koncepcja zostaje zastąpiona przez ideologię, za którą stoją układy, wpływy i sprytnie wyciągane z naszych kieszeni pieniądze.
Nie łudźmy się, młodą Szwedkę wspiera ogromny sztab ludzi, korporacji, finansistów i organizacji międzynarodowych, które z dnia na dzień doskonalą swoje złodziejskie metody wyłudzania kasy metodą „na katastrofę klimatyczną”. Oglądając choćby wyrywkowo relacje ze światowych wystąpień Grety, w tle widać niemal zawsze tę samą grupkę jej zielonych przyjaciół. Cyników i ekoterrorystów, którzy przygotowują dla niej przesiąknięte paniką przemówienia i starają się za wszelką cenę wyprać nam mózgi, bełkocąc coś o wizji nadciągającej zagłady i rychłym końcu świata. Każdy, kto próbuje dyskutować z przekazywanymi przez nastolatkę (z teatralnie wyćwiczonym zacięciem) „prawdami objawionymi”, natychmiast zostaje ekskomunikowany, stając się potępieńcem nowej ekoreligii.
Współczesna twarz walki z globalnym ociepleniem ma jednak wielu dorosłych przyjaciół niekonsumujących mięsa, niepalących drewnem w kominku, no i przede wszystkim nieżyjących w patriarchalnych rodzinach zajmujących się wychowywaniem dzieci produkujących kolejne tony zgubnego dwutlenku węgla. Obwożona po różnego rodzaju spotkaniach, zjazdach, forach i kongresach młoda aktywistka, patrząc prosto w oczy możnym tego świata, krzyczy: „Zabraliście mi dzieciństwo…, ukradliście marzenia.., jesteście kłamcami…, paliwa kopalne mnie duszą…, zacznijcie słuchać naukowców…”. A oni? Im, po prostu, w to graj. Oni doskonale wiedzą, że na ekologicznej fali można płynąć jeszcze wiele dekad, zaś pogłoski o rychłym armagedonie z powodu zmian klimatycznych są mocno przesadzone. Gdyby było inaczej, już dawno i na serio, zajęliby się robieniem czegoś pożytecznego dla środowiska, a nie tylko organizowaniem kolejnych międzynarodowych konferencji klimatycznych i happeningów z udziałem młodocianych „ekologów”.
Leszek Sawicki