Komentarze
Gdy pierwsza gwiazda…

Gdy pierwsza gwiazda…

Wieczerza wigilijna to dla ogromnej rzeszy ludzi obrzęd religijny. Ale nawet dla tych, którym z religią nie po drodze, jest wydarzeniem ważnym.

To rodzinne spotkanie w gronie, które niekoniecznie na co dzień spotyka się ze sobą. Czas na wspominanie, na rozmowy, na wspólnotę w najlepszym tego słowa znaczeniu. Dlatego słyszane czasem opowieści o filmach, które biesiadnicy podczas Wigilii oglądali, mogą co najmniej dziwić. Trudno sobie nawet wyobrazić siedzącą przy wspólnym stole, z utkwionym w telewizor wzrokiem rodzinę. A jednak… Od paru lat mamy też nowe strapienie… Po której stronie talerza kładziemy telefon w czasie wigilijnej kolacji? Pytanie, oczywiście, potraktujemy jako żart. Albo prowokację. Co nie zmienia faktu, że problem - wcale nie błahy - istnieje. I że nie pojawił się nagle - jak filip z konopi, za to wniknął w nasze życie niezwykle szybko i intensywnie. Statystyki podają, że mamy dziś więcej komórek niż ludzi. Co niekoniecznie musi być jednoznaczne z koniecznością prowadzenia przy (nie tylko wigilijnym, ale tym szczególnie) stole telefonicznej konwersacji, przeglądania Facebooka, odbierania czy pisania esemesów.

Jakoś nie znam przypadków, żeby komuś przyszło do głowy czytanie w takim miejscu i w takiej sytuacji książki albo gazety. A telefon dostał na to przyzwolenie.

Znak czasu? Uzależnienie? Informacje „ze świata” ważniejsze niż rozmowa ze współbiesiadnikami?

Kto chce psa uderzyć, znajdzie kij. Kto chce mieć komórkę na stole, znajdzie powód. Może nawet będzie się zarzekał, że wcale jej nie dotknie, ale niech tylko jakiś sygnał usłyszy… A są i tacy, którzy na zwróconą uwagę odpowiadają, że im nie przeszkadza, żeby i inni tak robili.

Biedny to musi być człowiek, który nie ma nic do powiedzenia siedzącemu obok bliźniemu. Który nawet podczas wigilijnej wieczerzy musi na telefon spoglądać. Biedne zgromadzenie, które się telewizorem albo smartfonem przy wieczerzy musi posiłkować.

Znajdą się i cwaniaczki, co to zechcą przekonać, że komórka posłuży im tylko jako podpowiadacz tekstów kolęd. Bzdura. Teksty można wcześniej wydrukować a jeszcze lepiej nauczyć się ich na pamięć.

Wyrzućmy na ten jeden wieczór telefony. Najlepiej do jakiegoś wspólnego koszyka/pudełka/skrzynki/torby/wora. Niech się tam integrują. A my, ludzie, integrujmy się przy stole. Śpiewajmy. Wszak kto śpiewa, nie grzeszy. Kto kolędy śpiewa – modli się dwa razy. A może jeszcze i jaki zabłąkany, tęskniący do człowieka wędrowiec odważy się wtedy zapukać do naszych drzwi. Przecież nie bez powodu przekonuje poeta: „Gdzie słyszysz śpiew, tam bracie wejdź, tam dobre serca mają. Bo ludzie źli, ach, wierzaj mi, ci nigdy nie śpiewają”.

Czyli – umowa stoi. Odkładamy telefony, zapominamy o telewizorach. Cieszymy się sobą, rozmawiamy, śpiewamy.

Pogodnych, radosnych, rozśpiewanych świąt!

Anna Wolańska