Jak noże i plastry miodu
Ludzka pamięć jest zaskakująca. Pewne sytuacje i słowa potrafi wyprzeć i odrzucić, a inne przechowywać przez lata. Dotyczy to zarówno spraw pozytywnych, jak i negatywnych. Pamiętamy pewne słowa z dzieciństwa, młodości i dorosłego życia. Pamiętamy czyjeś pochwały, obietnice, deklaracje i zachęty, ale też wyzwiska, przekleństwa, zdania pełne drwiny, krzyki… Te dobre przekazy są jak plastry miodu, te złe… jak noże wbite w plecy i do tej pory niewyciągnięte. Pamiętamy okoliczności i osoby związane z tymi sytuacjami. Których wspomnień jest więcej? Jak z nimi żyć? Na te pytania każdy musi odpowiedzieć sobie sam, ale to nie wystarczy. Mając świadomość mocy słowa, trzeba zapytać siebie, jaki przekaz niosą nasze obecne komunikaty? Czy umiem mówić językiem miłości? A może jestem tym, który nieustannie raczy swoich bliskich i znajomych złością, nienawiścią, gniewem, krzykiem i wulgaryzmami? Niestety, są wśród nas tacy, którzy cieszą się, gdy mogą sprawić innym przykrość. Każdy z nas zna takich ludzi.
Raniące słowa podcinają skrzydła i rzucają człowieka na ziemię. Czynią szkody, jak wybuchająca bomba. Zostawiają po sobie ogromny lej, który czasami trzeba zasypywać, nierzadko bezskutecznie, przez całe życie. Bywa, że ci, którzy są bardziej wrażliwi, nigdy nie będą potrafili się podnieść i otrzepać z takich doświadczeń. Poranieni przez słowa zamykają się na innych ludzi, ale i na Boga. Zazwyczaj muszą włożyć wiele trudu, by zmienić myślenie o sobie i otaczającym świecie. Potrzebują dużo czasu i pracy, by zrozumieć, że wykrzyczane do nich niegdyś słowa są kłamstwem. Dobrze, jeśli spotkają takich, którzy będą ich podnosili, jeśli trafią na wyrozumiałych przyjaciół, mądrego kierownika duchowego czy spowiednika. Wagę dobrego, pozytywnego przekazu najbardziej umie docenić ten, kto doświadczył mocy złych słów.
– Posługuję się językiem miłości, jeśli za pomocą słów wyrażam to, że dana osoba jest dla mnie ważna. ...
Agnieszka Wawryniuk