Nieuleczalny
Cóż tu mówić o wstawaniu - Stiopie wydawało się, że nawet oczu nie zdoła otworzyć, a jeżeli tylko spróbuje zrobić coś podobnego, potworna błyskawica rozwali mu głowę na kawałki. W głowie tej kołysał się olbrzymi dzwon, pod powiekami przepływały brązowe plamy z ognistozieloną obwódką. Na domiar wszystkiego Stiopę mdliło, przy czym wydawało mu się, że mdłości te wiążą się w jakiś sposób z natrętnymi dźwiękami patefonu.” Korzystając z życiowego doświadczenia, ośmielę się wyrazić graniczące z pewnością przypuszczenie, że opisany powyżej „stan pourazowy” literackiego bohatera Stiopy Lichodiejewa (Michaił Bułhakow: „Mistrz i Małgorzata”, tłum. Irena Lewandowska i Witold Dąbrowski) znany jest całkiem sporemu gronu naszych obywateli. Nazywany też „syndromem dnia poprzedniego” zwykle stanowi konsekwencję nie do końca kontrolowanej zabawy albo zgubnej pewności, że „mnie to nie dotyczy”.
I tu gotowa jestem iść o zakład, że w dopiero co minionych dniach dotyczył niejednego z rodaków. Zarówno bowiem święta, jak i pożegnanie starego/powitanie nowego roku to sposobności nader przyjazne do osiągnięcia stanu, po którym statystyczny obywatel może do obywatela wspomnianego na początku tekstu z całym przekonaniem powiedzieć: „Stiopa, znam to uczucie. Łączę się z tobą w cierpieniu”.
Jak już się zapewne Drodzy Czytelnicy zdążyli zorientować, idzie o nic innego, jak tylko doświadczany dosyć powszechnie przypadek tzw. kaca.
Ileż to sposobów na pozbycie się go wymyślono! Ile rzekomo cudownych środków. I wszystko na nic. Psińco. Kaca – chciał nie chciał – musowo odkupić, odcierpieć, przetrzymać, Ci, którzy doświadczyli, znają tę cenę „dobrej” zabawy. Co wcale nie oznacza, że się jej potem, jak zarazy strzegą.
No i do nich właśnie jest adresowana ta dobra wiadomość: zupełnie niedawno niemiecki sąd orzekł, że kac jest chorobą.
A to z tego powodu, że – jak stwierdził – chorobą są nawet drobne zaburzenia organizmu. A przy kacu całkiem ich sporo. Na dodatek nie występują one w wyniku naturalnych działań tegoż organizmu, a w konsekwencji spożywania szkodliwej substancji. Co gorsza, stwierdzono, że kaca nie da się wyleczyć. Co najwyżej można nieco złagodzić jego objawy. Ale i tak swoje trzeba wytrzymać.
Nie wiadomo jeszcze, czy na skutek tego będą bez problemu wydawane lekarskie zwolnienia albo i okolicznościowe urlopy celem poratowania zdrowia, ale coś się zaczyna w tej materii dziać. A że Polak-Niemiec dwa sąsiady, to i naszych miłośników kaca może ta regulacja prawna wkrótce objąć.
Tymczasem – jak mówią wtajemniczeni – na kaca dobra jest praca. A najlepsze – umiarkowanie w piciu. Ot, i cała prawda.
Anna Wolańska