Czuwając przy krzyżu
Pierwsza adoracja przy krzyżu w skórzeckim sanktuarium zorganizowana została w październiku 2018 r. Można powiedzieć: z powodzeniem, ponieważ od tamtej pory czuwania modlitewne w każdy drugi piątek miesiąca, bezpośrednio po Mszy św. o 18.00, stały się już tradycją, a pełen kościół nie dziwi nikogo. Początki tej nowej modlitewnej inicjatywy ks. Grzegorz Reiss MIC, pomysłodawca adoracji, wiąże ze swoimi pierwszymi krokami w posłudze w mariańskiej wspólnocie w Skórcu, do której dołączył 25 sierpnia 2017 r. - Od początku towarzyszyło mi pragnienie promowania sanktuarium Krzyża Świętego wraz z myślą, że Pan Bóg chciał tego sanktuarium - tłumaczy, przypominając, że tę rangę skórzecka świątynia uzyskała w 2014 r. - Tak jak zapewne w każdej parafii, tak i my obserwujemy wiele trudnych sytuacji, z jakimi zmagają się nasi wierni, i ogrom trudnych doświadczeń. Pomyślałem, że skoro Pan Bóg wybrał to miejsce, by do siebie przyciągać, dobrze byłoby, gdyby sanktuarium stało się dla nich swego rodzaju oazą, odpocznieniem pośród trudów tego życia, cierpień, jakich doznają ludzie. Żeby - jak w oazie pośród pustyni - mogli tutaj, w cieniu krzyża, odpocząć, nabrać sił i doznać uzdrowienia - mówi ks. G. Reiss, przyznając, że „chodziły za nim” też słowa Pana Jezusa z Ewangelii: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28).
– Oczywiście miałem świadomość, że parafia jest bogata pod względem duszpasterstwa i grup formacyjnych. Cały czas nosiłem jednak w sercu myśl o adoracji przy krzyżu. Trwało to dość długo, ponieważ na początku przyglądałem się nowej wspólnocie, poznawałem grupy działające przy parafii, rozmawiałem z księdzem proboszczem i z parafianami. Z czasem przekonałem się, że będą chętni do uczestnictwa w takich czuwaniach – wspomina. Pierwsza adoracja odbyła się 12 października 2018 r. Jej temat brzmiał: „Z Maryją pod krzyżem”.
W centrum zawsze krzyż
Ks. Grzegorz wraz z grupą osób zainteresowanych współtworzeniem adoracji już na początku wypracował pewne założenia spotkań. – Celem jest zjednoczenie nas przy Jezusie. Chcemy przy Nim i przy cudownym krzyżu trwać razem. Zwykle zaczynamy adorację od pieśni śpiewanej w naszym kościele na odsłonięcie krzyża „Witaj nam, krzyżu”. Potem następuje uwielbienie krzyża i Chrystusa ukrzyżowanego, następnie pieśń do Ducha Świętego. Zawsze towarzyszy nam fragment Ewangelii i komentarz do niego. Rozważania przeplatane są pieśniami – tłumaczy. – Ustaliliśmy na początku, że chcąc zaangażować uczestników w pełni, musimy zatroszczyć się, by spotkanie oddziaływało na wszystkie zmysły. Słowo Boże angażuje słuch, dekoracje oddziaływają na wzrok. Dobór pieśni skłania do śpiewania. Dbamy też o dynamikę, ponieważ schematy usypiają zmysły. W listopadzie każdy mógł zapalić świeczkę i zanieść do świeczników po obu stronach nawy, ofiarując modlitwę za swoich bliskich zmarłych i za dusze w czyśćcu cierpiące. Podczas grudniowego spotkania uczestnicy brali ze stojących przy ołtarzy koszyczków karteczki ze słowem Bożym. Rok wcześniej każdy mógł adorować Dziecię Jezus, biorąc na ręce figurkę. Ludzie byli bardzo wzruszeni, wiele osób płakało – mówi ks. Grzegorz. Adorację kończy błogosławieństwo i Apel Jasnogórski.
Pytany o łączność tematyczną spotkań, ks. G. Reiss wyjaśnia: – Najczęściej z pomocą przychodzi nam kalendarz liturgiczny. Niezależnie od tego, jaką tajemnicę rozważamy, zawsze łączymy ją z tajemnicą krzyża. Jezus ukrzyżowany i nasz skórzecki krzyż są zawsze w centrum. W listopadzie zaproponowaliśmy temat: „A światłość wiekuista niechaj im świeci”. Chrystus umarł za każdego, wierzymy zatem, że życie ludzkie się nie kończy, lecz zmienia, bo Chrystus przez swoją, mękę, śmierć i zmartwychwstanie wyzwolił nas od śmierci. Jest to pociecha dla wszystkich, którzy opłakują swoich bliskich zmarłych. W Adwencie rozważaliśmy oczekiwanie z Maryją na Boże Narodzenie. Styczniowa adoracja skupiać będzie uwagę na potrzebie pokoju – dopowiada. LI
Ramka
Od 1718 r. w skórzeckiej świątyni znajdował się krzyż, który nazywany był cudownym. Od tego też roku ściągały do niego rzesze wiernych, wypraszając dla siebie potrzebne łaski. Jeden z zakonników – Kazimierz Wyszyński – tak opisuje historię tego krzyża i powody jego obecności w skórzeckiej świątyni: „Kasztelan Wojciech Ciecieszewski miał w swej kaplicy domowej (prawdopodobnie w okolicach Ozorowa cudowny krucyfiks, odnowiony – według pewnej opinii – anielską ręką. (…) Kasztelan nosił się z myślą odnowienia krzyża, gdyby trafił się jakiś dobry malarz. (…) Pewnego dnia przyszedł do jego pałacu jakiś zakonnik, dotąd nieznany, ani z widzenia, ani z habitu. Wprowadził go do swej kaplicy, żeby zobaczył krucyfiks. Zwierzył się zakonnikowi, że chciałby odnowić krzyż i radził się co do malarza. Zakonnik oświadczył, że sam bardzo chętnie podejmie się odrestaurować krucyfiks. I choć nie było widać, żeby miał ze sobą farby albo inne potrzebne do odnowienia rzeczy, powiedział kasztelanowi, że niczego nie potrzebuje z chwili ciszy. Kasztelan odszedł, zostawiając owego zakonnika. Po pewnym czasie gdy wszedł do kaplicy, zastał krucyfiks już odnowiony, a zakonnika nie było”. W tym samym roku, jak podaje dalej O. Wyszyński, krucyfiks w kaplicy kasztelana zaczął płakać. Gdy cud powtarzał się nieustannie, zaczęto zastanawiać się nad przyczyną łez. Pojawiła się myśl, że być może krzyż płacze, gdyż chce być przeniesiony do pobliskiego klasztoru i kościoła ojców marianów w Skórcu. I faktycznie, kiedy krzyż uroczyście przeniesiono do skórzeckiej świątyni, z wizerunku Chrystusa przestały płynąć łzy. Krzyż do dziś przeciąga wiernych, którzy mogą przed nim wyprosić wiele łask.
MOIM ZDANIEM
Ks. Piotr Wojtyła MIC, proboszcz parafii Nawrócenia św. Pawła Apostoła w Skórcu
Posługujemy w sanktuarium Krzyża Świętego, zatem to najlepsze miejsce, by adorować krzyż, który jest i zawsze pozostanie symbolem zbawienia. W spotkaniach chodzi więc przede wszystkim o to, by oddać cześć krzyżowi i Jezusowi Chrystusowi. Spotykają się z bardzo dobrym odbiorem. Wiemy, że biorą w nich udział nie tylko parafianie skórzeccy, ale też mieszkańcy Siedlec i okolicznych parafii. Adresowane są do wszystkich, niezależnie od wieku, którzy potrzebują tej formy modlitwy.
W moim odczuciu ważne jest to, że nie jest to inicjatywa narzucona odgórnie, ale wspólne przedsięwzięcie księży marianów – na czele z ks. G. Reissem – i parafian. W efekcie nikogo nie trzeba siłą ciągnąć do kościoła ani namawiać do pomocy. Wierni sami czują, że powinni uczestniczyć w spotkaniach, a nawet ponieść trud ich współorganizowania. Dzięki temu umacnia się wspólnota – w grupie zawsze łatwiej trwać przed Jezusem. W moim odczuciu jest się z czego cieszyć: mamy w parafii sporo wspólnot, liczna jest też grupa ludzi poszukujących wsparcia w wierze. Tradycyjne duszpasterstwo zawsze pozostanie na pierwszym miejscu, ale mam świadomość, że wierni potrzebują czasami powiewu świeżości, czegoś nowego. Na pewno odnajdują to w spotkaniach przy krzyżu.
Mirosław Igański
Jestem liderem wspólnoty „Odnowa w Duchu Świętym” w parafii Skórzec. Kiedy ks. Grzegorz po raz pierwszy rzucił hasło comiesięcznych adoracji, postanowiłem włączyć się w ich przygotowanie od strony technicznej. Moim zadaniem podczas każdego ze spotkań jest wyświetlanie tekstów pieśni – tak, żeby w śpiewy prowadzone przez „muzycznych” włączyć się mogli wszyscy.
Te spotkania to rodzaj nowej ewangelizacji – zapraszać do kościoła innych, pokazywać, że Chrystusa można spotkać nie tylko w Mszy św., ale także poprzez adorację. Adoracja pozwala zrozumieć przeciętnemu zjadaczowi chleba, że Bóg jest, że żyje między nami.
W organizowanie adoracji przy krzyżu pomaga, kto może i na ile potrafi. Nie zależy nam na tym, żeby oprawa przesłoniła treść, żeby stworzyć jakieś widowisko. Po to są takie elementy tych spotkań, jak np. losowanie słowa Bożego, żeby każdy z uczestników czuł, że to spotkanie współtworzy. Czasami zresztą to oni – a nie tylko organizatorzy – decydują o dynamice tych spotkań, np. poprzez fakt, że czują potrzebę zatrzymania się pod ołtarzem, nieco dłuższej na modlitwie itd. Uważam, że zaangażowanie świeckich w Kościele jest potrzebne i cenne. Jeśli włączają się w dane dzieło, to nawet po odejściu duszpasterza są gwarantem tego, że dzieło będzie kontynuowane – z pomocą nowego księdza. Myślę więc, że adoracje przy krzyżu to inicjatywa z przyszłością i na przyszłość.
Ewa Masiak
Od początku posługuję podczas adoracji w grupie muzycznej, grając na gitarze i śpiewając. Również moje dwie córki śpiewają i grają: Adriana na skrzypcach, a Olga na saksofonie. W muzyczną oprawę chętnie włączają się także inni.
Przez całe życie – dokładnie od szóstego roku życia – śpiewem włączam się w życie mojej rodzinnej parafii. Obecnie śpiewam w chórze parafialnym podczas Mszy św. Mąż i dzieci grają w orkiestrze dętej. Cieszymy się, że możemy to robić i że mamy gdzie. Dzięki ojcom marianom kościół w Skórcu od zawsze – poza funkcją religijną – był miejscem, gdzie kwitło życie kulturalne. Nasze sanktuarium ma wspaniały klimat, który sprzyja modlitwie w obecności cudownego krzyża. Tutaj każdy dobrze się czuje i chętnie wraca…
Jeśli chodzi o adoracje krzyża – przyciąga na nie, i to coraz więcej osób, nie tylko efekt nowości, ale potrzeba integrowania się, spotkania. Zauważam w ludziach wielką potrzebę zatrzymania się przy Bogu. Mimo że adoracje przy krzyżu absorbują moją uwagę przede wszystkim na tym, by zatroszczyć się o odpowiedni klimat modlitwy, rozważania słowa Bożego – z myślą o uczestnikach, udaje mi się jednak zawsze zaczerpnąć siły dla siebie – po tych spotkaniach czuję, że mogę góry przenosić!