Plurimos annos!
- 2 października 1923 r. w sposób przemyślany bp Henryk Przeździecki postanowił, że patronem naszej szkoły zostanie Święta Rodzina. Gdy pisał swój dekret, wyraźnie powiedział, iż chodzi o to, aby otaczała nas Ona opieką - zaznaczył ks. Jacek Świątek, dyrektor I KLO. - Cieszymy się z tego, że to imię zostało mu przywrócone, i że my dzisiaj także znajdujemy się pod opieką Świętej Rodziny. Cieszymy się, że znajdujemy w Niej naszych orędowników, ale także wzory do naśladowania - dodał. O. Leona łączą szczególne więzy z I KLO. Zakonnik pochodzi z Siedlec i zaczynał swoją edukację w dawnym Gimnazjum Biskupim, którego spadkobiercą jest I KLO. Potem pracował w tej szkole jako wychowawca. W specjalnym programie nauczyciele i uczniowie przypomnieli najważniejsze wydarzenia z życia o. Leona. Zakonnik dopowiadał i uzupełniał opowiadane historie.
Na spotkanie z Honorowym Obywatelem Miasta Siedlce przybyło wiele osób. Wśród nich znaleźli się przedstawiciele władz, duchowieństwa, ale także rodzina, przyjaciele i wychowankowie o. Leona. Ci, którzy nie mogli przybyć osobiście, przesłali swoje wspomnienia i życzenia w formie nagrania wideo. Danuta Giewartowska, uczennica Królówki w latach 1944-1950, nauczyciel bibliotekarz, koleżanka o. Leona, oraz ks. kan. Aleksander Kucharczuk, jego kolega kursowy, w ten sposób podziękowali jubilatowi za wieloletnią przyjaźń i wsparcie.
Kwiaty, życzenia i wspomnienia
Na początku uroczystości życzenia jubilatowi złożyła wicedyrektor I KLO, dr Jolanta Łopuska. – Odkrywając wolę Boga, miał być podlaskim kapłanem, a został benedyktyńskim mnichem. Stał się autorem licznych publikacji, rekolekcjonistą świata, redaktorem, blogerem. Świętujemy 90 urodziny, ale duch naszego jubilata przebija swoją młodością niejedno serce młodego człowieka. To miliony młodych ludzi porwała uśmiechnięta twarz o. Leona. Wielu może zapytać: skąd bierze się ta siła? – pytała wicedyrektor. Wyrazem wdzięczności, pamięci i uznania były uniesione w górę kolorowe balony, które zgromadzona młodzież – uczniowie I KLO przynieśli na spotkanie. Było ich 90, a każdy symbolizował jeden rok z życia o. Leona. Jubilat z charakterystyczną dla siebie przekorą, odpowiedział: – Co to jest jubileusz? Bierze się starego pryka i zawzięcie się go tyka.
Młodość to stan ducha
O. Leon był zdolnym uczniem i studentem, jest autorem 50 książek o tematyce religijnej i jak sam podkreśla – jeszcze nie skończył. Obecnie wraz z wnukiem Bartoszem Michałowskim kończy pisać najnowszą książkę. – Wujek podkreśla, że młodość to stan ducha i trudno się z tym nie zgodzić. Chcieliśmy pokazać, że warto i trzeba rozmawiać. Rozmawiać o historii, o teraźniejszości. Jeśli nie podobają się nam rzeczy, które nas otaczają, to warto o tym powiedzieć na głos. Książka będzie miała swoją premierę na targach książki katolickiej, które odbędą się w kwietniu – powiedział B. Michałowski.
Głos zabrał również siostrzeniec o. Leona, Jacek Michałowski, który odpowiadając na pytanie, skąd wziął się o. Leon, opowiedział o swojej babci, a mamie zakonnika. – Pewnego razu babcia mówi: „Jedziemy do Sokołowa, do Molskich, autobusem”. Miałem wtedy cztery, może pięć lat. Przed nami 15 przystanków. Autobus na 47 osób, a wsiada do niego ok. 100. Jest dość nerwowo, a babcia opowiada kierowcy dowcip. Zaczyna się robić przyjemnie, za chwilę ktoś mówi kolejny dowcip. Około ul. Rynkowej śmieją się niektórzy, a na Strzale – to już wszyscy. Najdalej w Suchożebrach cały autobus turla się ze śmiechu. Taka była moja babcia – mówił J. Michałowski. – Zawsze się uśmiechała. I kiedy syn powiedział: „Mamo, pójdę na księdza”, to wyobraźcie sobie matkę, która ma jeszcze dwie młodsze córki, z których jedna jest chora na gruźlicę, wtedy śmiertelną chorobę, a syn oznajmia, że idzie na księdza. Potem się okazało, że zamiast pójść na księdza diecezjalnego, gdzie byłaby szansa, że zabierze mamę na plebanię, to on poszedł do Tyńca, do zakonu. Wtedy ówczesny biskup, Ignacy Świrski, powiedział tak: „Jak mama oddaje Stefana do Tyńca, to teraz ja będę synem”. I biskup pomagał tej wdowie. Warto o tym wiedzieć. Dom był wesoły i pełen ludzi. Dziękuję babci i wujkowi za to, że ta radość z tego domu poszła dalej – podkreślił J. Michałowski. – Dużo ludzi zna wujka jako kapłana, benedyktyna, rekolekcjonistę. Dla mnie to po prostu wujek – dodał.
Nie ja wybieram, ale jestem wybrany
O. Leon najpierw został księdzem diecezjalnym, dopiero potem zakonnikiem. Zawsze podkreślał, że jego decyzja o wstąpieniu do seminarium nie była czymś nadzwyczajnym. Powołanie nie objawiło mu się jak grom z jasnego nieba, lecz rozwijało się stopniowo. O tej radości podjęcia powołania o. Leon często daje świadectwo. Tak było również podczas jubileuszu. – Nie ja wybieram, ale jestem wybrany. Jeśli kapłan czy siostra zakonna wybierają kapłaństwo albo zakon dlatego, że im się podoba, to bardzo często to nie wychodzi. Trzeba żyć w łasce uświęcającej i codziennie szukać swojej drogi do Boga. O. Leon tłumaczył: – Z Bogiem niczego się nie boję. Nie bójcie się upadków. Pan Bóg was kocha. Upadłem, ale powstaję. Jak mówi bp Ryś: „Doskonałość jest na końcu”.
W Tyńcu doświadczyłem Boga
Oprócz członków rodziny o jubilacie opowiadali jego przyjaciele i wychowankowie. Głos zabrał m.in. Czesław Pietrasik, jego wychowanek, którego wnuk również jest absolwentem I KLO, i ks. dr Piotr Paćkowski, rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Siedlcach. – O. Leona poznałem, kiedy byłem już w liceum. O. Leon spotykał się z moją rodziną, z ks. Józefem Szajdą, który był stryjem mojej mamy. Natomiast przez kilkanaście lat naszego życia ziemskiego w ogóle o sobie nie wiedzieliśmy. Poganie nazywają to przypadkiem, a u nas jest to działanie Opatrzności Bożej – mówił Cz. Pietrasik. Ks. P. Paćkowski przyjaźnił się z J. Michałowskim, siostrzeńcem zakonnika. – Jacek zaproponował wyjazd do Tyńca. To było coś niezwykłego. Tyniec wywarł na mnie ogromne wrażenie, przede wszystkim poprzez chorał gregoriański. Zrozumiałem, że to jest modlitwa, droga człowieka do Pana Boga. Później przyjeżdżałem tutaj też samotnie na rekolekcje, szczególnie na Triduum Paschalne. Bardzo fascynowała mnie Liturgia godzin śpiewana przez ojców – opowiadał rektor siedleckiego seminarium. – Za te emocje i ukształtowanie moich pasji bardzo o. Leonowi dziękuję – powiedział.
Słodkie zakończenie
Na zakończenie spotkania na jubilata czekała słodka niespodzianka – urodzinowy tort. – Tak to już w życiu naszym jest, że wszystko, co dobre, się kończy, aby zaczęło się jeszcze lepsze. Także i ten moment dobiega końca. Chcieliśmy zobaczyć ogrom działania Bożego, dokonało się to dzięki tobie i w samym sobie, i w tym, co było wokół nas – podkreślił na zakończenie jubileuszu dyrektor I KLO. – Mam nadzieję, że jesteśmy ubogaceni i chcemy jeszcze. Więc Pana Boga będziemy prosić, aby nie za szybko odbierał nam o. Leona. Niech poczeka. Ma tam innych humorystów – dodał.
Monika Król