Komentarze
Rekord wszechczasów

Rekord wszechczasów

Ludzie to lubią, ludzie to kupią, byle na chama, byle głośno, byle głupio… - śpiewał przed laty Wojciech Młynarski.

Od pierwszego dnia nowego roku najważniejszym wydarzeniem kulturalno-rozrywkowym, nieustannie przywoływanym przez media publiczne, stał się „Sylwester marzeń z Dwójką”. Choć o nocy, podczas której na całym świecie witano nadejście nowego roku kalendarzowego, wszyscy już dawno zapomnieli (łącznie z bojącymi się huku petard psami), to narodowy nadawca do dziś katuje nas kolejnymi powtórkami tej przeprowadzonej z rozmachem imprezy muzycznej. Mega widowiska, którego - co dobitnie podkreślono na pasku w trakcie emisji jednego z kultowych programów informacyjno-propagandowych - „zazdroszczą Polakom pseudoelity”. Co więcej, fani tego typu rozrywki, przebierając nerwowo nogami, już nie mogą się doczekać dnia, w którym na ich ekranach pojawi się nowy kanał rozrywkowo- towarzyski TVP Sylwester.

Kwestia zakopiańskiego koncertu promującego m.in. gwiazdy disco polo, dookoła których wyginały się wychudzone Słowianki, sprowokowała kolejną dyskusję o roli tego gatunku muzycznego w rodzimej kulturze. A wszystko zaczęło się w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, kiedy to najedzeni rodacy legli na kanapach, by obejrzeć jubileuszowy koncert świętującego 30-lecie pracy artystycznej Zenka Martyniuka. W prorządowych mediach od razu pojawiły się słupki i wykresy oglądalności, z których wynikało, że transmisję z filharmonii białostockiej obejrzało o wiele więcej osób niż celebrowaną przez papieża pasterkę czy liczne koncerty kolęd i pastorałek razem wzięte. Kiedy po kolejnych powtórkach większość pseudoelit miała już po przysłowiową kokardę benefisu artysty, określanego przez złośliwych mianem „Chopina naszych czasów”, prezes TVP niespodziewanie wskoczył w buty Chucka Norrisa i robił wszystko, by nie czekać na sylwestra, ale by to on – sylwester – zaczekał na niego i zmierzające do stolicy polskich Tatr tłumy dawców dudków.

Przepis Jacka Kurskiego (utrzymywanego w telewizji przez ekipę dobrej zmiany) na nocną imprezę dla całego narodu po raz kolejny okazał się skuteczny. Zakopiańska zabawa urządzona przy wsparciu m.in. państwowych spółek zaowocowała – jak wyraził się sam prezes – „rekordem wszech czasów”. Tymczasem oponenci tego typu rozrywki od razu zaczęli wytykać mu prowadzenie akcji ogłupiania narodu na masową skalę, zgodnie z jego autorską maksymą: „ciemny lud to kupi”. W dyskusji nie mogło także zabraknąć podtekstów politycznych w stylu: pisowska telewizja wspiera pisowskie gwiazdy, które są oklaskiwane przez biorców 500 + i 13 emerytur.

Tymczasem w Zakopanem wystąpili raczej artyści, których sowicie opłacono z naszych podatków. O związki z partią rządzącą nie podejrzewałbym raczej promującej ruchu LGBT Natalii Oreiro czy oblewających się pomyjami i rozwodzących na naszych oczach małżonków z grupy „Piękni i Młodzi”. Choć z drugiej strony zastanawiająca jest w tej sytuacji rola państwa – w tym wypadku instytucji nazywanej telewizją publiczną, która ten rodzaj aktywności oraz ludzi tego pokroju promuje, nagłaśnia, a nawet finansuje. Zapytane m.in. o te kwestie przez „Nasz Dziennik” władze telewizji odpowiedziały, że zapraszając te, a nie inne gwiazdy, „kierowały się tylko i wyłącznie ich dorobkiem artystycznym i popularnością, a nie poglądami”. Czyżby zatem cytowany na wstępie autor wielu kultowych tekstów i tym razem miał rację, stawiając przed laty taką, a nie inną diagnozę…

Leszek Sawicki