Rzeźby z potrzeby serca
Artysta rzeźbiarz pochodzi z Kotliny Jeleniogórskiej. Od blisko 40 lat związany jest z Podlasiem. Jak mówi, to wystarczyło, by zakorzenić się na dobre. Odpowiadając na pytanie, co kazało mu wziąć do ręki dłuto, odpowiada, że zaczęło się od miłości do drewna. Urodził się w Kotlinie Jeleniogórskiej i to karkonoska przyroda podsuwała jego wyobraźni pierwsze pomysły. Jako dziecko A. Grzybowski uwielbiał wyszukiwanie dziwacznie powyginanych gałęzi i korzeni drzew. Niepowtarzalnych, pokazujących, jak wielki potencjał tkwi w naturze - największej artystce. Pierwszymi nauczycielami byli natomiast bracia, których podpatrywał, gdy ze scyzorykami w rękach obrabiali kawałki drewna, by nadać im nowy kształt - np. świecznika. „Kiedy otrzymał od braci komplet dłutek i noży, wiedział już, że rzeźba będzie jego przeznaczeniem” - czytamy w artystycznej biografii A. Grzybowskiego.
– Rzeźbię z potrzeby serca – stwierdza krótko artysta. Pytany o pierwsze prace, mówi, że powstały, gdy był w VI czy VII klasie szkoły podstawowej. Często zatrzymywał się przy rękodziele dostępnym w Cepelii lub kioskach, w których zaopatrywali się w pamiątki turyści przyjeżdżający w Karkonosze. – Bardzo mi się te drewniane figurki podobały. Chciałem udowodnić sobie, że mnie także na coś takiego stać. I zacząłem walczyć z dłutem w ręku. Okazało się, że z tej mojej dłubaniny rzeczywiście coś wychodzi… – wspomina A. Grzybowski. Pierwsze prace – płaskorzeźby twarzy w korze – były dość proste. Potem, stopniowo, przyszły trudniejsze motywy. Pierwszą figurą, jaką wyrzeźbił, był żołnierz w hełmie.
– Rzeźbienia można się nauczyć, ale bez talentu ani rusz. Z biegiem lat przychodzi doświadczenie. Jak ustawić dłuto, rękę, pod jakim kątem lepiej – to pytania, nad którymi dzisiaj nie muszę się już zastanawiać. ...
Monika Lipińska