Diecezja
Źródło: archiwum
Źródło: archiwum

Bóg w sercach i na ustach

Nasi przodkowie nie mieli wątpliwości, że zwycięstwo, jakie odnoszą, zawdzięczają łasce pochodzącej od Pana Boga. My skłonni jesteśmy raczej myśleć, że to dzięki nam może zaistnieć dobro. Oni wiedzieli, że jest inaczej - mówił bp Kazimierz Gurda w homilii 17 stycznia.

146 lat temu w Drelowie wojsko rosyjskie zastrzeliło 13 unitów i ciężko raniło ok. 200 osób. Rocznica tych wydarzeń jest obchodzona również jako dzień święta patronalnego miejscowej szkoły. W uroczystościach wzięło udział wielu księży na czele z biskupem siedleckim, przedstawiciele władz samorządowych, delegacje szkół noszących imię unitów podlaskich, jak też mieszkańcy Drelowa i potomkowie unitów. Pierwszym punktem tegorocznych obchodów było złożenie kwiatów i zapalenie zniczy przez przybyłe delegacje pod pamiątkową tablicą umieszczoną na frontonie kościoła Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. O 10.00 rozpoczęła się Msza św. sprawowana pod przewodnictwem biskupa siedleckiego.

Mówiąc w homilii o postawie unitów drelowskich, bp Kazimierz Gurda nawiązał do Psalmu 89, w którym Mojżesz wychwala Boga za odniesione zwycięstwa. – Chcemy i my sławić na wieki łaski Pana, bowiem wszelkie zwycięstwo człowieka nad złem ma swoje źródło w samym Bogu – podkreślił na początku. – Nasi przodkowie nie mieli wątpliwości co do tego, że zwycięstwo, jakie odnoszą, zawdzięczają łasce pochodzącej od Pana Boga. My skłonni jesteśmy raczej myśleć, że to dzięki nam dobro może zaistnieć. Oni wiedzieli, że jest inaczej – mówił biskup.

W dalszej części zwrócił uwagę na dar wiary, dzięki któremu poznajemy imię Boga, doświadczamy kim jest On dla nas, trwamy w Jego radości, mocy i możemy wprowadzać Go w naszą codzienność. – Cofając się do czasów naszych przodków, którzy z taką nadzieją radością i mocą pochodzącą od Boga stanęli w obronie swej świątyni, Chrystusa, jedności Kościoła, możemy powiedzieć, że w ich sercach i na ustach zawsze było imię Boga – mówił biskup. Podkreślił też, jak ważna jest międzypokoleniowa łączność z nimi, tym bardziej że współcześnie powszechna staje się tendencja, by żyć chwilą, by nie łączyć naszego „dzisiaj” z imieniem Boga i Jego łaską. – Dziękujemy dzisiaj za naszych braci unitów. Oni wytrwali dzięki Bożej mocy. Panu Bogu dziękujemy za łaski, które im dał i które nam daje; również za to, że nasze Podlasie może radować się tym, że ma swoich męczenników. Trwajmy z bliskości z Bogiem, który jest mocny, kocha nas, pochyla się nad nami i pragnie, byśmy byli zwycięzcami bez względu na to, jaką zapłatę za to zwycięstwo przyjdzie nam dać – zakończył.

 

„W imię Boże”

Jak co roku kolejną rocznicę męczeństwa unitów z Drelowa uświetnił spektakl wystawiony w Gminnym Centrum Kultury. Tradycję zapoczątkowała polonistka Ewa Strok ucząca w miejscowym gimnazjum, która przez wiele lat przygotowywała scenariusz i reżyserowała sztukę. W 2019 r., już na emeryturze, napisała scenariusz pt. „Matka Boska od unitów”, natomiast pracą z grupą teatralną zajęła się Katarzyna Polewska, która w tym roku wzięła na siebie całość przygotowań. Premiera zawsze budzi dużo emocji – czekają na nią zarówno goście co roku uczestniczący w uroczystościach, jak też mieszkańcy. W tym roku uczniowie miejscowej Szkoły Podstawowej wsparci przez troje absolwentów zaprezentowali widowisko zatytułowane „W imię Boże”. I nie zawiedli publiczności.


Zmierzyć się z poważną historią

 

PYTAMY Katarzynę Polewską, nauczycielkę w Szkole Podstawowej im. Unitów Drelowskich w Drelowie.

 

Temat spektakli zawsze nawiązuje do losów drelowskich unitów. Tradycji stało się zadość także w tym roku?

 

Oczywiście, z tym że chyba po raz pierwszy w historii unickich spektakli główną bohaterką jest kobieta – Juszczukowa, która ukrywa przed pościgiem unitę. Zbieg Ignacy Daniluk jest postacią autentyczną. Dwukrotnie uciekł z Syberii, gdzie pracował w kopalni soli. Jego losy pięknie opisała praprawnuczka – Weronika Daniluk, absolwentka naszej szkoły. Wczytałam się w tę historię i wkomponowałam ją w spektakl. Jaszczukowa – unitka, która wyszła za mąż za wyznawcę prawosławia – jest postacią fikcyjną. Na terenie Drelowa i okolicznych miejscowości mieszkało wiele takich mieszanych małżeństw. W okresie prześladowania unitów z pewnością przeżywały wiele dylematów; niewykluczone też, że musiały mierzyć się z tak trudnymi sytuacjami, jak ta przedstawiona w sztuce.

 

Jaki jest finał historii zaprezentowanej w spektaklu?

 

Kończy się aresztowaniem Jaszczukowej przez żandarmów. Widz może sobie dopowiedzieć, co było dalej. Ukrywający się I. Daniluk ucieka. Zostaje raniony, następnie schwytany i uwięziony. Jeśli chodzi o pierwowzór bohatera, to wiadomo, że w 1905 r., po wydaniu przez cara ukazu tolerancyjnego, wrócił z Syberii. Osiadł w Wólce Łózeckiej i żył tutaj do 1923 r.

Chociaż od wielu lat, podobnie jak inni nauczyciele naszej szkoły, czuję się w obowiązku poznawać koleje losów unitów i pielęgnować wiedzę o nich, scenariusz pisałam po raz pierwszy. Nie było to łatwe. Wymagało przede wszystkim wczytania się w historię prześladowania unitów. Na szczęście mogłam liczyć na pomoc E. Strok.

 

Jak przebiegały prace nad spektaklem?

 

We wrześniu odbył się casting, podczas którego wyłoniliśmy aktorów. Do grupy teatralnej dołączyło troje absolwentów naszej szkoły. Spotykaliśmy się co tydzień w piątek, na dwugodzinnych próbach. To ciężka praca, wymagająca poświęcenia czasu wolnego i zdyscyplinowania. Klasy gimnazjalne zostały rok temu wygaszone, grupa teatralna siłą rzeczy jest znacznie młodsza. Tym więcej uznania należy się tym uczniom, którzy zgłosili się do spektaklu, ponieważ musieli zmierzyć się z poważną historią. W przygotowaniach bardzo wsparli nas Bożena i Jacek Dragonowie, zawodowi aktorzy. Trzykrotnie zorganizowali dla nas warsztaty teatralne, czuwali także nad reżyserią widowiska.

 

Poczucie, że spektakl to przekaz cząstki lokalnej historii zobowiązuje?

 

Nie brakuje literatury naukowej, natomiast po opowieści o losach poszczególnych osób trzeba sięgać do rodzinnych przekazów i wspomnień. Kiedy rok temu kończyłam studia podyplomowe na Uniwersytecie Warszawskim, przekonałam się, że hasło „unici” w moich rozmówcach z różnych części Polski wywołuje konsternację. Dlatego dobrze byłoby, gdyby z przekazem naszych sztuk mieli okazję zapoznać się widzowie nie tylko z Drelowa. W ubiegłym roku ze spektaklem gościliśmy w Muzeum im. J.I. Kraszewskiego w Romanowie i w Zespole Szkół im. Unitów Podlaskich w Wohyniu. W ramach projektu powstałego we współpracy z fundacją „Wczoraj i dziś dla juta” spektakl wystawialiśmy też w ratuszu w Lublinie. W tym roku już popłynęły pierwsze zaproszenia. Warto, by sztukę zobaczyło jak najwięcej osób, także ze względu na ogrom prac przy przygotowaniu i piękną scenografię.

 

Nowy spektakl to w Drelowie zawsze święto?

 

To prawda. W niedzielę powtarzaliśmy spektakl. Po kościele wszyscy ruszyli do GCK: rodzice z dziećmi i dziadkowie. To wymagający widzowie, tym bardziej że z trudnymi tematami sztuk unickich zawsze szła w parze podniosła oprawa. Wydaje mi się, że udało nam się utrzymać wysoki poziom wypracowany przez moją poprzedniczkę. Wielkie ukłony w stronę E. Strok, która była obecna na premierze. W księdze pamiątkowej naszej szkoły napisała, że w Drelowie zostawiła swoje serce. Uważam, że dużą jego część oddała unitom.

 

Dziękuję za rozmowę.

LI