…wbrew zapewnieniom wielu, iż nie warto sobie nią zawracać
głowy. Ileż to już razy słyszeliśmy, że to nie ona jest
najważniejsza.
„Wybierzmy przyszłość!” - pod tym hasłem
Aleksander Kwaśniewski zwyciężył w wyborach prezydenckich w 1995
r., w analogiczny sposób promują się współczesne partie lewicowe,
w spojrzeniu „przed siebie” dostrzegające receptę na zbędne
polityczne dysputy, ale też na ukrycie mało chlubnych „dokonań”
swoich poprzedniczek.Identyczna zasada nieco wcześniej
obowiązywała w socrealizmie,
tępiącym wszelkie przejawy tradycji i bezwzględnie cenzurującym
historię.
Tzw. gruba kreska, „nakreślona” na początku lat 90 minionego wieku, miała pomóc Polakom zapomnieć o dziesięcioleciach komunistycznej dominacji wspartej bagnetami „bratniej armii” i zbudować nową rzeczywistość, wolną od postsowieckich zaszłości. Co tam esbecja, tysiące ludzi „umoczonych” w donoszenie, uwłaszczanie się nomenklatury na majątku narodowym, bezkarność partyjnych kacyków, prokuratorów i sędziów skazujących przed laty polskich patriotów na więzienia i kary śmierci! Z rozkazu nowych „elit” miała zapanować konstytucyjnie gwarantowana narodowa amnezja! I wszystko miało być super.
Nie było super. I nie będzie jeszcze przez długie lata – nawet przy założeniu, że natura, robiąc swoje, po swojemu „wymiecie” dziejowe podwórko. Wojciech Sumliński pisał w jednej ze swoich książek o spotkaniu z byłym esbekiem, który bez cienia zawstydzenia wskazał na sejf stojący w jego willi, wypełniony po brzegi aktami danych swoich „podopiecznych” (dawnych TW, dziś szanowanych polityków, biznesmenów, duchownych), nazywając go bankomatem. Układ jest prosty: kasa za milczenie, ewentualnie posłuszeństwo i wykonywanie poleceń. Ile takich stalowych szaf – „bankomatów” jest poukrywanych w bezpiecznych zakamarkach dawnych towarzyszy i agentów bezpieki?
Kto ma władzę nad historią, ten ma władzę nad narodem. To żadna nowość. „Historię można wypucować i wypudrować, wybielić i wykręcić, napisać od początku zupełnie inaczej – z historią można zrobić wszystko” – konstatował Waldemar Łysiak w swoim felietonie na łamach „Do Rzeczy” (5/2020). Dlaczego? Również z tego powodu, że świetnie można na niej zarobić. Do dziś persona non grata w świecie żydowskiej finansjery jest Norman G. Finkelstein, autor książki „The Holocaust Industry” („Przedsiębiorstwo Holocaust”) demaskującej metody zbijaniu kapitału na pamięci Zagłady. Nic wspólnego z przypadkowością nie mają coraz częściej pojawiające się określenia „polskie obozy śmierci”, manipulacje podobne do tej, jaka miała miejsce kilka tygodni temu w Yad Vashem. Chodzi o „gruby przekręt”, w efekcie którego Polacy (po tym, jak to już robili Niemcy, Szwajcarzy i inni) mają zapłacić miliardy dolarów Żydom. To żadna tajemnica.
Szukajmy prawdy przeszłości i brońmy jej. Bez niej nie zbudujemy lepszego jutra. To nie slogan, ale dziejowa konieczność.