W poszukiwaniu ziół
Aby zbierać rośliny zielarskie, trzeba się na nich bardzo dobrze znać, ponieważ wiele ziół posiada mylące podobieństwa, co może skończyć się ostrym zatruciem. Taką wiedzę posiadła Aniela Leszczyńska, mieszkanka Lubienia w powiecie włodawskim, obecnie emerytka. Swoje zainteresowanie ziołolecznictwem rozpoczęła jako uczennica pielęgniarskiego studium medycznego. Do dziś pogłębia swoją wiedzę na temat dobroczynnego wpływu ziół na organizm. Osoby, które zbierają zioła, a potem ich używają, wiedzą, jak należy te rośliny zbierać, suszyć, przechowywać, podawać i łączyć z innymi. Wykorzystuje się poszczególne ich części: liście, kwiaty, korzenie, łodygi i nasiona. A. Leszczyńska wiedzę posiadła nie tylko z podręczników i licznych książek, ale także dzięki wędrówkom po łąkach i lasach. - Do Bieszczad zapraszały nas, uczennice studium medycznego, nasze dwie nauczycielki, które pochodziły z tamtych stron - mówi o pierwszych zajęciach w plenerze. - Pokazywały rośliny, np. kocankę czy babkę lancetowatą, uczyły odróżniania ziół.
Naszą wiedzę, którą zdobywałyśmy w czasie roku szkolnego, uzupełniałyśmy w wakacje na łąkach i polach, w otoczeniu gór. Poszukiwałyśmy ziół, zapoznawałyśmy się z ich właściwościami. Nauczycielki przekazywały wiedzę na temat naparów, odwarów czy nalewek.
Z tamtego okresu pani Aniela pamięta przepis na nalewkę z czarnego bzu. – Ten orzeźwiający słodki napój można pić przez całe lato. Najpierw zbiera się owoce czarnego bzu, zasypuje cukrem i zalewa przegotowaną wodą z cytryną, której dodaje się dość dużo. Taką mieszankę maceruje się, tj. moczy w celu przeniknięcia się zapachów i smaków, przez siedem dni. Napój należy trzymać w ciepłym, ale nie nasłonecznionym miejscu. Trzeba go mieszać systematycznie, a po dwóch tygodniach można zlać do butelek i zagotować. Kwiaty czarnego bzu działają moczopędnie, napotnie, przeciwgorączkowo, wykrztuśnie, a zewnętrznie także przeciwzapalnie.
Z wędrówek po Bieszczadach A. Leszczyńska przywiozła też przepis na wino z mniszka lekarskiego. – To wspaniała rzecz na kaszel i drogi oddechowe – zapewnia. – Zrywamy kwiaty mniszka, zasypujemy cukrem i dolewamy trochę alkoholu, macerujemy i przelewamy do butelek.
Potrzebna cierpliwość
Wiedzę z ziołolecznictwa posiada większość z nas, przynajmniej na tyle, aby znać właściwości czosnku czy np. pokrzywy. Dawniej naparu z tej rośliny używano do przemywania ran i wrzodów, a okładanie i biczowanie pokrzywami stosowano jako lek na choroby reumatyczne. Dziś wiemy, że ta roślina jest bogata w witaminy, mikroelementy i sole mineralne, dlatego polecana jest przy niedokrwistości i anemii. Stosowana jest także w kosmetyce, szczególnie do pielęgnacji włosów.
Ludzie dawniej ratowali się tym, co dała natura. – Pamiętam, gdy jako dziecko stłukłam kolana, mama urywała babkę lancetowatą i przykładała w bolące miejsca – opowiada pani Aniela. – Kiedy miałam kaszel i bolało mnie gardło, otrzymywałam mleko z czosnkiem. W przypadku przeziębienia mama parzyła herbatkę z kwiatu lipy, wcześniej zebranego i wysuszonego w domu.
Wiedza o właściwościach roślin była dość powszechna. Nie tylko korzystano z ziół, ale także je samodzielnie przygotowywano. – Żurawinę powinno się zbierać w październiku. Wtedy jest dojrzała, ogrzana przez słońce – wyjaśnia A. Leszczyńska. – Tymczasem ludzie przyjeżdżają na miejsca bagienne, gdzie rośnie, w sierpniu, zbierają zielone owoce, a potem suszą. To błąd. Owoce dojrzeją wprawdzie w warunkach domowych, ale nie będą miały smaku i nie zachowają swoich właściwości. Żurawina rozpuszcza kamienie nerkowe, co mogę potwierdzić na własnym przykładzie. Do dziś piję napar z zielonych liści pietruszki z dodatkiem tego owocu. Zarówno pietruszka, jak i żurawina mają działanie moczopędne.
Nie należy przesadzać z długością parzenia ziół, wystarczy 5-10 minut. – Najlepiej zalać zioła przegotowaną letnią wodą, pozostawić godzinę, a potem parzyć kilka minut – wyjaśnia mieszkanka Lubienia. – Generalnie zioła powinniśmy stosować przez dłuższy czas. Kiedy dopadnie nas przeziębienie czy grypa, czosnek nie pomoże od razu. Należy go spożywać dużo wcześniej, profilaktycznie, po jednym ząbku. Dzisiaj ludzie chcą szybko wyzdrowieć, a do ziół trzeba cierpliwości.
Po konsultacji z lekarzem
Zdarza się, że stosujemy zioła na własną rękę. Można, oczywiście, wypić herbatkę z mięty czy zjeść konfiturę z róży. Jednak długotrwałe korzystanie z dobrodziejstw roślin trzeba skonsultować z lekarzem. – O każdej kuracji trzeba poinformować lekarza – radzi
A. Leszczyńska. – Kiedy pracowałam jako pielęgniarka, zakułam się igłą, którą robiłam zastrzyk pacjentowi, i zachorowałam na żółtaczkę. Byłam w szpitalu, przyjmowałam leki, ale nie było poprawy. Przypomniałam sobie wtedy, że kiedyś pani Hardwich pokazywała w szkole medycznej kocankę, zioło ratujące wątrobę i trzustkę przed dolegliwościami. Zapytałam lekarza, czy przy mojej żółtaczce mogę wypić napój z kocanki. Otrzymałam zgodę i zaczęłam parzyć tę roślinę, która ma bardzo szerokie zastosowanie w leczeniu schorzeń wewnętrznych. Wyzdrowiałam i dziś polecam wszystkim tę roślinę. Sama ją zbieram i rozdaję znajomym.
Są osoby, które samodzielnie przygotowują zioła, inni kupują gotowe mieszanki w sklepach. Zagrożenie zaczyna się pojawiać w momencie, kiedy kupujemy lek na targowiskach lub w internecie. Mieszanki mogą być wykonane z ziół pryskanych chemicznymi środkami lub mieć nieznany skład. Jeśli sami zbieramy zioła, unikajmy miejsc przy ruchliwych drogach i innych zanieczyszczonych miejscach. Należy też pamiętać, że ziołami leczy się tylko łagodne stany chorobowe, nie można ich stosować w stanach zagrażających życiu: chorobach nowotworowych, cukrzycy czy nadciśnieniu.
Joanna Szubstarska