Z serdecznościami
I że „U ludzi nie istnieje trzeci typ komórek płciowych, dlatego nie ma spektrum płci ani dodatkowych płci oprócz mężczyzn i kobiet. Płeć jest binarna”. W ramach argumentacji przywołują stanowisko Amerykańskiego Kolegium Pediatrów, które uzgodniło, że zaburzenia rozwoju płci są niezwykle rzadkie, „medycznie zidentyfikowane jako odchylenia od seksualnej binarnej normy i słusznie są uznawane za zaburzenia modelu ludzkiego”. Co ni mniej, ni więcej, tylko oznacza, że transseksualiści to żaden dowód na istnienie trzeciej płci. Tej „społeczno-kulturowej”. Mało tego, wspomniani na wstępnie biolodzy dowodzą, że płeć to nie jest „konstrukt społeczny”, gender zaś uznają za „niebezpieczny i antynaukowy trend w kierunku całkowitego zakwestionowania płci biologicznej”. Skierowany przez nich apel o obronę prawdy na temat płci człowieka spotkał się z wieloma pozytywnymi komentarzami, potwierdzającymi, że uznanie i forsowanie „trzeciej płci” to niebezpieczny eksperyment społeczny.
– No i po ptokach – mówię do mojej kuzynki po rzetelnym zreferowaniu powyższej nowiny. I oddycham z ulgą.
Ale nie ma tak dobrze. – Jedna jaskółka jeszcze wiosny nie czyni – słyszę w odpowiedzi. -Wcale nie taka jedna – upieram się przy swoim. I puentuję, że to już jest łabędzi śpiew genderowców. – Indyk też myślał o niedzieli, a w sobotę mu łeb ucięli – nie odpuszcza zadziora. – Kochana – odpowiadam, bo nie chcę, żeby ostatnie słowo nie do mnie należało. – Weszłaś między wrony, to i kraczesz, jak ony. Ale starego wróbla to na plewy nie złapiesz. Daliśmy wam grzęde, a wy: wyżej będę – konkluduję i kończę dyskusję słowami przywołanych naukowców: „Czas na uprzejmości w tej kwestii już za nami”. – Wolność na świecie jest – nie daje za wygraną moja interlokutorka. – I każdy może wybierać. – Akurat – nie poddaję się i przywołuję zasłyszany gdzieś argument, że jak koń wybierze i przyczepi sobie płetwy, to się stanie rybą, albo jak jakieś gremium ustali, że ślimak to ryba, to on rybą będzie?
Nic mi na to nie odpowiedziała – i tak się rozstałyśmy. Każda do swoich – głównie tych zdefiniowanych płcią biologiczną – obowiązków wróciła. Po drodze cieszyłam się, że ktoś z naukowej branży odważył się politycznej poprawności przeciwstawić i tak głośno w obronie biologicznej płci stanąć. Może przełamał monopol?
Bo jakby doszło do tego, że już każdy sam sobie może, a nawet powinien płeć – kulturową -wybierać, to całkiem gdzieś przepada idea Dnia Kobiet. I Dnia Mężczyzn też. Czego ani sobie, ani innym przedstawicielom biologicznych płci wcale a wcale nie życzę.
Anna Wolańska