Historia
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Pisana w dobrej wierze

Rozmowa z Haliną Zgrajką, autorką publikacji „Klucz borkowski. Dzieje dóbr ziemskich i losy ich właścicieli”.

Klucz borkowski wyłaniał się na przestrzeni lat z większych obszarowo kluczy: kockiego, a następnie czemiernickiego. W XVIII w. (własność rodu Humieckich) obejmował Borki, Osowno, Sitno, Wolę Osowińską, Starą Wieś, część Wrzosowa, Tchórzewek oraz część firlejowską Oszczepalina (tzw. Firlejowszczyznę). Płk Tadeusz Czerski, który stał się właścicielem klucza borkowskiego w roku 1802, na początku XIX w. nabył również część Przytoczna i osadę Ferdynandów.Mnie przede wszystkim interesuje centrum klucza: Borki oraz tworzące z nimi jeden organizm gospodarczy Osowno i Sitno. Dzieje majątku, który to rozkwita, to popada w ruinę, są równie ciekawe, co losy jego właścicieli. Ostatnim - braciom Jaźwińskim: Zygmuntowi Ignacemu, Konstantemu i Tadeuszowi oraz ich matce, Marii z Jezierskich udało się utrzymać go do 1944 r., gdy zmuszeni byli do ucieczki przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Znamienne jest to, że najbardziej związany z dobrami Konstanty umiera w roku 1970, oglądając z okien autobusu to, co stanowiło kiedyś własność rodziny.

Książkę, która ukazała się w ostatnich tygodniach, dedykuje Pani pokoleniom, które tworzyły historię tej ziemi – jako wyraz pamięci, a żyjącym tu i teraz – jako zaproszenie do jej odkrywania. Co dla Pani było inspiracją do opracowania dziejów klucza borkowskiego?

 

W 2014 r. ukazała się moja pierwsza książka – „Z roli wyrośliśmy. Monografia wsi Sitno”. Przygotowując tę publikację, natrafiałam na ciekawe materiały dotyczące klucza borkowskiego, tj. kompleksu kilku dóbr ziemskich, z którym Sitno było związane. Odpowiadając na propozycję, jaką wójt gminy Borki Radosław Sałata złożył mi w 2017 r., dotyczącą przygotowania książki o wybitnych postaciach naszego regionu, które zasłużyły się dla odzyskania niepodległości przez Polskę, podzieliłam się pomysłem opracowania książki o kluczu borkowskim. Otrzymałam zgodę na realizację projektu i deklarację, że Gmina Borki podejmuje się roli wydawcy.

 

W centrum historii opowiedzianej przez Panią są dzieje rodu Jaźwińskich, wieloletnich właścicieli dóbr wchodzących w skład klucza borkowskiego – piękne, ale i dramatyczne.

 

Klucz borkowski wyłaniał się na przestrzeni lat z większych obszarowo kluczy: kockiego, a następnie czemiernickiego. W XVIII w. (własność rodu Humieckich) obejmował Borki, Osowno, Sitno, Wolę Osowińską, Starą Wieś, część Wrzosowa, Tchórzewek oraz część firlejowską Oszczepalina (tzw. Firlejowszczyznę). Płk Tadeusz Czerski, który stał się właścicielem klucza borkowskiego w roku 1802, na początku XIX w. nabył również część Przytoczna i osadę Ferdynandów.Mnie przede wszystkim interesuje centrum klucza: Borki oraz tworzące z nimi jeden organizm gospodarczy Osowno i Sitno.

Dzieje majątku, który to rozkwita, to popada w ruinę, są równie ciekawe, co losy jego właścicieli. Ostatnim – braciom Jaźwińskim: Zygmuntowi Ignacemu, Konstantemu i Tadeuszowi oraz ich matce, Marii z Jezierskich udało się utrzymaćgo do 1944 r., gdy zmuszeni byli do ucieczki przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Znamienne jest to, że najbardziej związany z dobrami Konstanty umiera w roku 1970, oglądając z okien autobusu to, co stanowiło kiedyś własność rodziny.

Uciekając z Bork, Jaźwińscy zabrali pamiątki, a przede wszystkim dokumenty, wierząc, że każda zawierucha dziejowa kiedyś się skończy, a oni odbudują swój dom, jak zdarzało się wcześniej, m.in. po I wojnie światowej. Tak się jednak nie stało. W roku 2007 Anna z Jaźwińskich Krzyżanowska przekazała oficjalnie kolekcję pamiątek rodzinnych: zbiory kartograficzne, albumy, zdjęcia, dokumenty, opowiadania autobiograficzne swego ojca Zygmunta Ignacego Jaźwińskiego oraz różne bibeloty Gminnej Bibliotece Publicznej w Borkach. W 2008 r. otwarto tutaj Izbę Regionalną.

 

Lektura książki pozwala wyobrazić sobie tytaniczną pracę, jaką było zbieranie materiału.

 

Pochłonęło mnie to i wyłączyło z innych spraw na dwa i pół roku. Zaczęłam od zapoznania się z materiałami dostępnymi w Izbie Regionalnej. Później przeniosłam się do lubelskiej filii Archiwum Państwowego w Radzyniu Podlaskim, zapoznając się z księgami wieczystymi dóbr, aktami spisywanymi przez notariuszy radzyńskich, testamentami, inwentarzami majątkowymi, intercyzami przedślubnymi. O kondycji ekonomicznej dóbr Borki w okresie międzywojennym znalazłam ciekawe materiały w Archiwum Państwowym w Lublinie. Zainteresowały mnie również dokumenty udostępnione przez archiwum parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Kocku, Zespołu Placówek Oświatowych i Urzędu Gminy w Borkach. Biblioteki zapewniały dostęp do źródeł drukowanych i opracowań odnoszących się do danej epoki. Wieczorami szukałam materiałów w archiwach cyfrowych: herbarze, genealogie, artykuły prasowe…Nieocenionym źródłem informacji okazały się rozmowy z p. Anną z Jaźwińskich Krzyżanowską, córką jednego z ostatnich współwłaścicieli dóbr Borki (zmarła 15.03.2020 r., tuż przed ukazaniem się publikacji) oraz mieszkańcami Bork, Osowna i Woli Osowińskiej, świadkami historii międzywojennej, przywołane przez nich wspomnienia rodzinne i anegdoty.

Czasami trop, który podejmowałam, okazywał się fałszywy. Godziny poszukiwań dawały odpowiedzi, ale nie zawsze takie, jakich się spodziewałam. Wielu kwestii nie udało mi się wyjaśnić. Dyscypliny wymagał również dobór materiałów, żeby publikacja nie rozrosła się do monstrualnych rozmiarów.

 

Mało która publikacja może pochwalić się liczącym blisko 150 stron dodatkiem zawierającym ilustrujące treść zdjęcia.

 

Zdjęcia archiwalne pochodzą głównie ze zbiorów Izby Regionalnej przy GBP w Borkach, część – z kolekcji rodzinnych okolicznych mieszkańców. Autorami zdjęć współczesnych są moi znajomi: koleżanki i koledzy nauczyciele, krewni, byli uczniowie, pracownicy Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Borkach z s. w Woli Osowińskiej, uczniowie Zespołu Placówek Oświatowych w Borkach pracujący w kołach zainteresowań.Skanowaniem i obróbką cyfrową zdjęć starych dokumentów zajmowali się młodzi pasjonaci informatyki z rodziny.Za przygotowanie całości materiału ikonograficznego do druku ukłon należy się autorom projektu graficznego – pp. Justynie i Jakubowi Jakubowskim.

 

W trakcie poszukiwań natrafiła Pani na wątki, które rozbudziły Pani ciekawość?

 

Związane są one z konkretnymi postaciami. Chętnie poznałabym losy KarolaJaźwińskiego, który ożenił się z Anitą Dmochowską pochodzącą z Burca w powiecie łukowskim, będącą w bliskim pokrewieństwie z Henrykiem Sienkiewiczem. Chciałabym też powrócić do jednej z moich ulubionych postaci – gen.Stanisława Trębickiego, któremu poświęciłam w książce rozdział z podtytułem „Bohater ze skazą”, może też wybrać się na cmentarz na warszawskich Powązkach i obok grobów osób, które poznałam w trakcie pisania książki, odwiedzić miejsce spoczynku gen. Stasia. Zainteresowały mnie również postaci z rodziny Daszewskich, do której weszły siostry Józefa i Maria Jaźwińskie: Jan Kazimierz Michał Daszewski – zwany Długim Joe, pilot dywizjonu 303, jeden ze słynnej „czwórki muszkieterów”, oraz Karol, malarz. Warto byłoby przyjrzeć się historii majątku Stara Wieś oraz losom literata Włodzimierza Chełmickiego i jego utalentowanej plastycznie żony Wandy, jak też Marii Faleńskiej, córki gen. Trębickiego, zaprzyjaźnionej z Marią Kalergis i Cyprianem Kamilem Norwidem.

Przychodzi mi czasami na myśl, że byłoby warto dokończyć niektóre z tych wątków… Gdyby ktoś zechciał kontynuować pracę, mogłabym przekazać to, co udało mi się ustalić, wskazać źródła i zachęcić do dalszych poszukiwań.

 

Mottem publikacji uczyniła Pani fragment Psalmu 103: „Dni człowieka są jak trawa, kwitnie jak kwiat na polu. Ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma, i miejsce, gdzie był, już go nie poznaje”.

 

Psalm znałam od wielu lat. Kiedy w 2001 r. umarł mój tata, w traumie, którą przeżywałam wówczas, słowa odnoszące się do kruchości życia przynosiły uspokojenie, uczyły godzić się z losem.Na nowo odkryłam je, pisząc książkę, przywołując postaci, które żyły na tym terenie na przestrzeni wieków. Traf chciał, że dwa lata temu, podczas pogrzebu, w którym uczestniczyłam, organistka wykonała ten psalm. Uznałam, że to znak, przysłowiowy „palec Boży” i zamieściłam je jako motto… Odwiedziłam kiedyś cmentarz w Kocku, na którym spoczywa Ferdynand Czerski. Po wielkim dziedzicu klucza borkowskiego, który zmarł 13 października 1839 r., pozostała mała, zarośnięta kwatera z chylącym się ku upadkowi pomnikiem. Nasunęły mi się słowa Wisławy Szymborskiej, która pamięć o człowieku nazwała „chwiejną walutą”. Jeśli przestajemy pamiętać o ludziach, kończy się ich wieczność na ziemi…

 

Patrząc na swoje dzieło, czuje Pani satysfakcję?

 

Jestem emerytowaną nauczycielką j. rosyjskiego i niemieckiego. Nie zajmuję się pisaniem zawodowo. Poza tymdebiutowałam dość późno – monografia Sitna ukazała się, kiedy miałam 55 lat. Dlatego wydanie każdej z moich dwóch książek bardzo celebrowałam. Oczywiście wiedziałam wcześniej, jaką będzie miała szatę graficzną, wygląd okładki, format, kolor papieru itd., jednakkiedy dostałam książkę, najpierw położyłam ją na biurku i cieszyłam się jej widokiem. Dopiero następnego dnia zaczęłam ją przeglądać. Koniec wieńczy dzieło. Patrząc na książkę, czuję radość, tak samo jak radością było zbieranie materiału, docieranie do nowego faktu w łańcuszku wydarzeń chronologicznych… Miło mi, gdy ktoś do mnie dzwoni i chce się wymienić uwagami. Np. od koleżanki usłyszałam, że dopiero teraz zrozumiała, jak trudno utrzymać było majątek ziemski. Jej dotychczasowe wyobrażenie o ziemianach legło w gruzach. To prawda – czuję satysfakcję, że napisałam tę książkę, wprawdzie bez aspirowania do dzieła naukowego, bo nie mam takich kompetencji, ale w formie popularnonaukowej. Jestem również świadoma tego, że książka, która powstała z moich poszukiwań, badań, rozmów, zapisków i notatek dokonywanych na kartkach, potem na komputerze, jest tak naprawdę owocem pracy zespołu ludzi.

 

„Pisana w dobrej wierze, przy najlepszych chęciach” – mówi Pani o niej, przywołując słowa Teodora Żychlińskiego, autora „Złotej księgi szlachty polskiej”. Aż prosi się, by dodać: pisana piękną polszczyzną, z historycznym zacięciem.

 

Zainteresowania zwykle wynosi się z domu. Historią, szczególnie okresem II wojny światowej, interesował się mój tato. Miał swoich ulubionych bohaterów: gen. Franciszka Kleeberga, który w ostatnich dniach września 1939 r. na czele SGP „Polesie” przez Sitno zmierzał w stronę Kocka i Woli Gułowskiej, gen. Władysława Andersa i gen. Władysława Sikorskiego. Kiedy w 1989 r., podczas studiów podyplomowych w Kijowie, rozmawiałam z kolegami, okazało się, że wielu z nich nigdy wcześniej nie słyszało o Katyniu. Tymczasem w mojej rodzinie, w prostym wiejskim domu, prawda o Katyniu towarzyszyła nam od dzieciństwa. Na strychu w domu dziadków przechowywano gazetki kolportowane przez żołnierzy niemieckich, w których Niemcy tłumaczą, że wbrew radzieckiej propagandzie – nie odpowiadają za mord katyński.

Historię wybrały jako kierunek studiów moje siostry. Ja, korzystając z indeksu, który otrzymałam uczestnicząc w konkursie przedmiotowym, skończyłam filologię rosyjską, jednak pasja historyczna pozostała.

 

Zależało Pani na opisaniu miejsc „z duszą”, czyli miejsc obdarzonych szczególną atmosferą, jedynych w swoim rodzaju, kształtujących tożsamość danego skrawka ziemi. Udało się zrealizować ten cel?

 

Dla kogoś, kto nie zna pejzażu właściwego temu zakątkowi ziemi, w którym mieszkam, stary młyn będzie zwykłą ruiną. Ja znam go od dzieciństwa – w drodze do szkoły, najpierw jako uczennica, a potem nauczycielka, mijałam stawy, stary młyn nad Bystrzycą, wchodziłam do parku, patrzyłam na pałac… Uważam, że w tych miejscach, obiektach drzemie wielka siła – „geniusloci”. To ona sprawia, że mamy poczucie ciągłości, związku z tą ziemią i wraz z innymi tworzymy wspólnotę o określonej tożsamości.

Nie wiem, jak inni odbiorą tę książkę. Ze względu na pandemię, informacja zwrotna, czy ujęłam wszystko, co ważne, dotrze do mnie zapewne później…

 

Dziękuję za rozmowę.

LI