Jego listy były jak światło
Symboliczny powrót duchownego obwieściło żałobne bicie dzwonów. Podczas południowej Eucharystii przy trumnie zmarłego zgromadzili się kapłani, rodzina i znajomi. Z powodu epidemii w uroczystości nie mogli, niestety, uczestniczyć wszyscy, którym bliska była postać ks. Edmunda. Wiele osób łączyło się z dęblińską wspólnotą za pomocą transmisji w internecie. W ostatniej drodze zmarłemu towarzyszył bp Kazimierz Gurda. To on wspólnie z proboszczem parafii ks. Zbigniewem Danilukiem i dziekanem ryckim ks. kan. Stanisławem Chodźko celebrował Mszę pogrzebową. Odnosząc się do postaci zmarłego, duszpasterz zwrócił uwagę na jego pobożność. - Ksiądz Edmund został ochrzczony dzięki głęboko wierzącej mamie. Ten płomień wiary był w nim rozniecany. Nie zachwiały go lata szkoły, którą kończył w Dęblinie. Tutaj w 1950 r. otrzymał dar powołania, a 26 maja 1956 r. w katedrze siedleckiej przyjął święcenia z rąk sługi Bożego bp. Ignacego Świrskiego - zauważył bp K. Gurda.
Misja kapłańska ks. E. Sroki także wzbudziła uznanie biskupa. – Interesował się życiem diecezji, Kościoła i ojczyzny. Jego rekolekcje dla seminarzystów w czasie powstania „Solidarności” zostały zapamiętane jako świadectwo duszpasterza zatroskanego o formację kapłanów – przyznał bp K. Gurda. Inni duchowni przypomnieli także zaangażowanie ks. Edmunda we wprowadzanie w życie postanowień Soboru Watykańskiego II.
Słowa jak drogowskazy
Z ks. Edmundem nierozerwalnie kojarzą się listy, które rozsyłał do przyjaciół. Cenił je sobie bardzo ks. kan. S. Chodźko. – Były pisane na papierze. Dało się z nich wyczytać nie tylko treść, ale i uczucia ks. Edmunda. Stawiał wykrzykniki, znaki zapytania i wielokropki. Widać było, jak bardzo żyje tymi treściami, które przekazuje. Jego listy były jak światło. Gdy miałem wątpliwości, one wskazywały mi drogę – przyznaje ks. S. Chodźko.
Częstotliwość wysyłanych pism z czasem ograniczyły względy zdrowotne. Od lat 80 ks. Edmund zmagał się z chorobą, która utrudniała mu posługę. Ale nawet wtedy był wierny powołaniu i przyjaciołom. Świadczą o tym listy, jakie przesyłał do rodzinnej parafii w Dęblinie. „Przed złotym jubileuszem święceń każdy zabiega, by być w swojej parafii i udzielić błogosławieństwa. W tym roku zapadłem na zdrowiu i celebruję w mieszkaniu. Niech Bóg błogosławi w pracy duszpasterskiej. Modlę się za was” – pisał w jednym ze swoich ostatnich listów.
64 lata w kapłaństwie
Ks. Edmund był związany z Dęblinem od młodych lat. Mimo, że urodził się w Ostrowi Mazowieckiej, jego rodzina za sprawą ojca – oficera Wojska Polskiego, osiadła w „Mieście Orląt”. Właśnie w Dęblinie młodego Edmunda zastało powołanie do kapłaństwa. Po seminarium pracował w parafiach: Mordy i Janów Podlaski. A w 1961 r. został administratorem parafii Korczówka.
Począwszy od września 1975 r., przez kolejne 15 lat pełnił posługę proboszcza w: Skibniewie, Wildze, Zembrach i Krzymoszach. Z tej ostatniej placówki musiał ustąpić z powodu złego stanu zdrowia. Po kilku operacjach i pobytach w szpitalu otrzymał pierwszą grupę inwalidztwa. Uzyskał urlop zdrowotny i osiadł w Międzylesiu k. Warszawy, w domu swojej siostry. Mimo cierpienia starał się wciąż posługiwać, goszcząc w kaplicy sióstr salezjanek. Doceniając wysiłki ks. E. Sroki bp Jan Wiktor Nowak mianował go w 1999 r. kanonikiem honorowym Kapituły Kolegiackiej Janowskiej. Po wielu latach choroby ks. E. Sroka zmarł 29 kwietnia w Warszawie, w 64 roku kapłaństwa.
Tomasz Kępka