Historia
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Jeden z nas

Rozmodlony, otwarty, koleżeński, utalentowany, odpowiedzialny, potrafi słuchać, lubi dobry humor i umie żartować z siebie - tak wspominają ks. Grzegorza Suchodolskiego jego koledzy kursowi z seminarium.

Księża Krzysztof Stepczuk, Mirosław Łaziuk, Krzysztof Pawelec i Jacek Golbiak, którzy w latach 1982-1988 formowali się na jednym roku w siedleckim seminarium, nie maja wątpliwości co do tego, że ks. kan. G. Suchodolski w pełni zasłużył na tytuł biskupa i że będzie owocnie, z pokorą i odpowiedzialnością wypełniał powierzone mu jako biskupowi pomocniczemu diecezji siedleckiej zadania. Ks. kan. Krzysztof Stepczuk, proboszcz parafii NMP Matki Kościoła w Łukowie: Wszyscy bardzo chcieliśmy, by ks. Grzegorz został biskupem pomocniczym diecezji siedleckiej. Przez tyle lat naszej znajomości wiedzieliśmy dobrze, że to odpowiednia osoba na to miejsce. Zna dobrze wszystkich kapłanów, realia naszej diecezji, wyrósł z niej i jest jednym z nas. Jednocześnie zna Kościół powszechny, bo przecież studiował w Rzymie i był zaangażowany w przygotowanie Światowych Dni Młodzieży. Przyznam szczerze, że kiedy usłyszeliśmy nazwisko nowego biskupa pomocniczego, nie byliśmy zaskoczeni. Oczywiście gdy dotarły do mnie te dobre nowiny, natychmiast zadzwoniłem do ks. Grzegorza z gratulacjami.

Odpowiedział, że dzisiaj będzie u swoich rodziców w Łukowie, więc się spotkamy. Zatem osobiście miałem okazję go uściskać i złożyć życzenia. Powiedziałem: „Grzesiu, gratuluję ci, ale wiem, że bierzesz na siebie wielki krzyż, który będziesz musiał nieść. Pamiętaj jednak, że zawsze możesz na nas liczyć. Będziemy cię wspierać”. Ks. Grzegorz, przyjmując nominację, nie wpadł w samozachwyt. Zdaje sobie sprawę z tego, iż podejmuje się zadania, które zlecił mu sam Pan Bóg. Zresztą znam go wiele lat i wiem, że do wszystkiego podchodzi bardzo odpowiedzialnie. Poznaliśmy się na kursie przygotowawczym w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Siedleckiej. Ponieważ nasze nazwiska znalazły się na liście obok siebie, zostaliśmy umieszczeni w tym samym pokoju. Potem sześć lat seminarium właściwie spędziliśmy w jednej ławce. Zaprzyjaźniliśmy się, ponieważ i nasze spojrzenie na kapłaństwo było podobne, i charaktery zbliżone. Wiele uczyłem się od ks. Grzegorza, patrząc na jego niesamowite zdolności. Często pomagał w nauce, tłumaczył wiele spraw. Bardzo zdolny, często dyskutował z profesorami na wykładach. Był dla nas wzorem. Wielokrotnie spotykałem go w seminaryjnej kaplicy, która dla kleryka jest wyjątkowym miejscem. Grzegorz doskonale wiedział, po co przyszedł do seminarium. Wprowadzał mnie również w struktury Ruchu Światło-Życie.

W czasie wolnym lubił grać w piłkę nożną, w czym był bardzo dobry. Nigdy nie tworzył dystansu. To jest człowiek, który ma swoje zdanie i potrafi je bronić, ale też bardzo szanuje drugiego człowieka. Umie słuchać, zadaje pytania. Przy tym lubi dobry humor i potrafi żartować, także z siebie.

Po seminarium wciąż trzymamy się razem. Każdego roku przeżywamy rocznicę święceń kapłańskich, spotykamy się na imieninach, w których biskup nominat zawsze starał się uczestniczyć. Kiedy studiował w Rzymie, często oprowadzał pielgrzymki młodzieży, które organizowałem jako wikariusz posługujący w siedleckiej katedrze. Zawsze gościnny, służył pomocą w każdej sytuacji. I tak jest do dzisiaj.

Życzę mu, by jako biskup zrealizował to, czego chce od niego Pan Jezus. Jakiś czas temu wspominaliśmy z ks. Grzegorzem, jak tuż przed święceniami ówczesny rektor ks. prof. Kazimierz Białecki zapytał nas: „To co, jesteście gotowi, by nawracać ludzi?”. Odpowiedzieliśmy: „Oczywiście, w końcu sześć lat byliśmy w seminarium”. Na co rektor odparł: „A ja wam powiem, że wy nikogo nie nawrócicie, jeżeli jako księża nie będziecie mieli czasu na osobistą modlitwę, nie będziecie klęczeli przed Najświętszym Sakramentem, czytali Pisma Świętego, odmawiali brewiarza. Nikogo za sobą nie pociągniecie, jeśli nie będziecie mieli osobistej relacji z Chrystusem”. Jestem przekonany, że ks. Grzegorz ma bardzo dobrą relację z Jezusem i dlatego On go powołuje. Życzę nowemu biskupowi pomocniczemu, by miał siłę iść za Jezusem i wypełniać Jego wolę. Życzę też siły i zdrowia oraz życzliwych ludzi wokół. Resztę niech pisze życie.


Ks. kan. Mirosław Łaziuk, wiceoficjał Sądu Biskupiego w Drohiczynie:

Kiedy tylko ogłoszono, że nowym biskupem pomocniczym diecezji siedleckiej będzie ks. G. Suchodolski, wysłałem mu SMS z gratulacjami. W jego treści nawiązałem do dowcipu, w którym koledzy kursowi na wieść, że jeden z nich został biskupem, pytają go: „Jak mamy się do ciebie zwracać?”. Biskup nominat na to: „Jak to: jak? Normalnie przecież – ekscelencjo”. Ja napisałem po prostu „Grzesiek”, ale w nawiasie dodałem: „Jeśli mogę się tak jeszcze zwracać”.

A na poważnie – to informację o tym, że ks. Grzegorz został biskupem pomocniczym, przyjąłem z ogromną radością. Nie było to dla mnie zaskoczenie, bo od jakiegoś czasu mówiło się, że jego nazwisko wymienia się w tym kontekście. Jednocześnie utwierdziłem się w tym, co myślałem od dawna. A mianowicie, że ks. Grzegorz jest godnym kandydatem. Świadczy o tym m.in. jego praca przy Światowych Dniach Młodzieży, podczas której nawiązał znajomości na całym świecie, wykazał się również zdolnościami organizacyjnymi, co z pewnością przyda się w jego posłudze.

Po raz pierwszy spotkaliśmy się w seminarium. Nasz rocznik był dość liczny. Kleryk G. Suchodolski wyróżniał się pod względem intelektualnym. Miał bardzo dobre stopnie. Lubił grać w piłkę nożną. Poza tym koleżeński, zawsze się zatrzymał, porozmawiał. Zresztą pod tym względem nic się nie zmieniło i, mam nadzieję, iż taki pozostanie, że nie „zbiskupieje”.

Seminarium duchowne to również czas budowania przyjaźni. Tak też było w naszym przypadku. Do tej pory tworzymy paczkę, spotykając się w miarę regularnie. Pamiętam, jak kilka lat po święceniach jako młody kapłan wybrałem się na pielgrzymkę do Rzymu. Nagle na Placu św. Piotra słyszę znajomy głos. To był ks. Grzegorz, który studiował we Włoszech. Żartowaliśmy, że trzeba było przyjechać aż do Rzymu, by spotkać się z kolegą kursowym.

Nowy biskup pomocniczy diecezji siedleckiej jest bardzo otwartym i szczerym człowiekiem, co procentuje w relacjach międzyludzkich.

Dzisiaj trudno być biskupem, bo czasy mamy niełatwe. Życzę ks. Grzegorzowi, by był świętym biskupem i pozostał otwarty na ludzi, ponieważ ułatwi to tym, którzy go spotkają, drogę do Boga.


Ks. kan. Krzysztof Pawelec, proboszcz parafii Trójcy Świętej w Radzyniu Podlaskim:

Nasza znajomość z ks. Grzegorzem zaczęła się w seminarium od kursu przygotowawczego. Potem poznawaliśmy się na zajęciach, w kaplicy, refektarzu, a także na podwórku i boisku, bo nasz nowy biskup pomocniczy nieźle grał w piłkę. Był zdolnym klerykiem. Na wykładach, zwłaszcza z filozofii, które prowadził ks. prof. Konstanty Kusyk, często zabierał głos. Wyróżniał się na naszym roku. Poza tym bardzo koleżeński, otwarty i zawsze dbał o relacje. Tak zostało do dzisiaj. Kiedy tylko przyjeżdżałem do Siedlec, zawsze znalazł czas, by wypić kawę i porozmawiać.

Gdy ogłoszono, że kolega z roku, a zatem jeden z nas, został biskupem, poczułem ogromną radość. Wysłałem mu SMS z gratulacjami, zapewniając o modlitwie. Wkrótce wraz z innymi kapłanami z naszego rocznika mieliśmy okazję spotkać się z biskupem nominatem osobiście. Ucieszył się z naszych odwiedzin, a my obiecaliśmy mu wsparcie. Zadanie, które go czeka, nie jest łatwe. Jednak ks. Grzegorz ma ogromne doświadczenie duszpasterskie. Poza tym to kapłan bardzo odpowiedzialny. Jestem przekonany, że jego posługa będzie dla naszej diecezji niezmiernie owocna. Dlatego patrzę w przyszłość z wielkim optymizmem i nadzieją. Życzę ks. Grzegorzowi Bożego błogosławieństwa, darów Ducha Świętego, a także tego, by zachował bliską relację z kapłanami i był dla nas wsparciem. Życzę też entuzjazmu w nowej posłudze.


Ks. dr Jacek Golbiak, kapelan Zgromadzenia Najświętszej Rodziny z Nazaretu w Łukowie:

Moje wspomnienia z ks. Grzegorzem wiążą się głównie z czasami seminaryjnymi. Potem po roku kapłaństwa on wyjechał na studia do Rzymu. Kiedy wrócił, z kolei ja zacząłem studia. W związku z tym nie mieliśmy wtedy zbyt wielu okazji do spotkań.

Rozpoczęliśmy studia w seminarium w 1982 r. To, co dla mnie było ważne w osobowości i charakterze ks. Grzegorza, szczególnie ujawniło się w tym, kim był dla naszej wspólnoty. Zawsze uczestniczył w tym, co dla naszego rocznika było istotne. Bez wątpienia był jednostką silną i wyróżniającą się, ale nie dla samego wyróżniania się, lecz po to, by tę wspólnotę rozwijać i wzmacniać. Myślę, że już wówczas miał pewne cechy przywódcze, zdolności organizacyjne. Poza tym w powołaniu ks. Grzegorza zawsze dostrzegałem pewne nachylenie duszpasterskie. Gdy rozpoczęliśmy naukę w seminarium, uformowała się grupa klerycka Ruchu Światło-Życie, w którą obecny biskup nominat bardzo się zaangażował. Jednym słowem: wszystko, co związane z duszpasterstwem, mocno go pociągało. Może zabrzmi to trywialnie, ale moim zdaniem trywialne wcale nie jest, to fakt, że ks. Grzegorz nie przechodził obok życia, ale życie było jego mocnym wyborem. Postawę ks. G. Suchodolskiego cechowały akceptacja, afirmacja, zgoda.

Nominacja ks. Grzegorza nie była dla mnie i moich kolegów z roku zaskoczeniem. Przyjęliśmy ją z radością, że to właśnie kolega z roku, z którym siedzieliśmy w jednej ławce na wykładach, mieszkaliśmy, graliśmy w piłkę, został biskupem. Życzę mu, by łaskę Bożą, którą został obdarzony, miał zawsze przed oczyma, a dalej Pan Bóg poprowadzi.

MD